Tak, tak. Zakończenie. Koniec bloga. Tylko nie załamujecie się XD
Powiem wam dlaczego przestaje pisać bloga:
1. Nie mam czasu!
2. Nie mama czasu!
3. Nie mam czasu!
Tak. Każdego dnia mam szkołę muzyczną i podstawową XD
Nie mam już czasu. Nawet gdybym chciała to nie mogę :(
Coraz mniej osób wchodzi na bloga (tak wiem, że powyżej 5 000 wyświetleń to coś) coraz mniej osób zostawia komentarze. Może kiedyś wróce na bloga i znów nacznę pisać :)
Nie chcę was zostawiać z niczym, więc powiem wam jaką miałam wizję historii Nessie, w skócie. Wiem, że koncówka jest zabujcza XD
Całuski ;3
Nessie miała przeżyć i chciała mieć z nim dziecko ( =D )
Dowiedziała się podsłuchując rozmowy Edwarda z Carlisle'em, że nie może już mieć dzieci, że nie może mieć z wilkołakami i wampirami. Jedynie z ludźmi i pół ludźmi pół wamprirami;(
Jest zbulwersowana, że nikt jej nie powiedział! Od razu biegnie się pakować aby wyjechać i pisze list do Jacoba. Gdy Nessie się pakuje przychodzi przed wcześnie Jacob. Bardzo się zaniepokoił gdy zobaczył, że Nessie się pakuje i na dodatek płacze i szloch. Pyta się jej co się stało ale Nessie nie chce z nim rozmawiać. Mówi, że musi zrobić przerwę, pause, że mu to wytłumaczy i wynagrodzi, lecz Jacob nie chce jej puścić. Nessie nie wytrzymuje i krzyczy Jacobowi prosto w twarz o całej sytuacji. Jacob tłumaczy, że ni musi wyjeżdżać, że nie musi być w tym wszystkim sama. Nessie próbuje wyrwać się Jacobowi bez skutków. Jacob mówi że bez niej nie wytrzyma, a ona na to 'Wytrzymałeś dwa lata, to wytrzymasz jeszcze trochę... Jeśli naprawdę mnie kochasz, to daj mi odejść'
Jacob puszcza ją, ale po trzech dniach Jacob zaczyna jej szukać. Szuka przez tydzień i znajduje ją na Pięknej Wyspie Ness, gdy ogląda album z ich wspólnymi zdjęciami i cicho pochlipuje. Jakoś się godzą i zostają na wyspie razem przez dwa tygodnie. Przez ten czas depresja Nessie przechodzi (a przynajmniej maleje). Nasila się, gdy Emily rodzi trojaczki. dwóch chłopców - John i Taylor, oraz dziewczynkę - Olivie. Stara się tego nie ukazywać przy Emily, ale jest ciężko. Następnie ponownie przybywa Nahuel, gdy Nessie sama jest na polowaniu i zaczyna ją dręczyć. To już nie był jej przyjaciel. Nessie nie potrafi odgonić Nahuela aż się potyka i upada, nie mogąc się podnieść. Budzi się przy Jacob'ie. Jacob postanawia nie zostawiać jej na ani sekundę.
Gdy Nessie ozdrowiała (depresja odeszła) Nessie chce iść do szkoły no i idzie :) Tam poznaje bardzo przystojnego i miłego Matt'a czuje się lekko zakochana, a Jacob jest o nią zazdrosny. Po jakimś czasie Nessie i Matt zaczynają ze sobą chodzić (Jacob nic o tym nie wie). W ostatniej klasie Liceum okazuje się, ze Matt ma jeszcze sześć dziewczyn ;( Nessie jest załamana. JAcob dowiaduje się o tym, że ze sobą chodzili. Nessie mu wszystko tłumaczy i Jacob wybacza ;D
Teraz koniec złych rzeczy! Nastała radość, i są tylko drobne spory :)
Historia kończy się tak, że jest koniec świata (spada planetoida ogromnych rozmiarów)
I wszyscy trawfiają do nieba, gdzie są tylko wampiry, ale w każdej chwili Cullenowie mogą odwiedzić ludzi. Tam już są wiecznie szczęśliwi!!!
Karolina
Ja tu jeszcze wróce :D
sobota, 28 września 2013
piątek, 20 września 2013
Rozdział 36 - Oczami Jacoba
Z ust Nessie wystrzeliła fontanna krwi. Szybko osunęła się na podłogę. Czy to dziedziczne?! Nessie cała się trzęsła. I znów miałem ją stracić. Najpierw Bella- choć to byłą Nessie- a teraz moja ukochana! Jeśli ona umrze, zabiję się, bo nic mi po niej nie zostanie... A ona, cały czas patrzyła mi w oczy.
-Jacob, Kocham Cię i Nigdy o Tym Nie zapominaj... Nie popełniaj głupstw- wychrypiała ostatkiem sił, jak gdyby wiedziała, co myślę. Jej oczy stały się nieprzytomne, a jej ciało...
-Carlisle! - krzyknąłem, ale okazało się, że doktor przygotowuje już cały arsenał. I wtedy do pokoju weszła ta mała Volturii. No ta mała Jane.
-To już?! -zapytałą zszokowana. A co ją w ogóle to obchodzi? Nessie, Cullenowie, ludzie, dobro...?
-Idź z tąd -warknąłem i wtedy ta mała, z zdjęła z oczu.. soczewki. I ukazałą się piękny złoty kolor.
-W czym mogę pomóc? -spytałą szybko.
-Nessie na stół i... możesz spróbować uśmierzyć jej ból -zakomenderował Carlisle. Jane w błyskawicznym tepie położyłą Nessie na stół operacyjny. Carlisle chwycił strzykawkę z morfiną.
-Nie!-krzyknęła Bella jako jedyna z reszty byla już przy Nessie.-to tylko pogorszy sprawę...-
chwyciła za skalpel i zaczęła rozcinać jej brzuch. Edward też się pojawić, pewnie szedl za Bellą. Wyjął z Nessie potwora i wybiegł z nim i bylo słychać trzaski. I wtedy wszedł ten wampir . Wszystko działo się tak szybkom Wampir podszedł do Nessie, skoncentrował się jak tylko mógł i wgryzł się Nessie w szyje.
-Teraz trzeba tylko czaka...
*********
Mija już dziesiąty dzień a NEssie nadal leżała na stole operacyjnym... Blada, nieruchoma, pusta... Edward z Bellą się pokłócili, a poszło o to, że Bella nie powiedziała mu prawdy o przemianie... Ich pierwasza poważna kłótnia stólecia.... Nahuel dawno poszedł i rzucił jakimś bezsensownym tekstem "Ta wasza córeczka to głupie dziecie jest. Nie wiem po co wgl starałęm się o nią, o taką glizde to nie warto ! " Za te słowa Rose rzuciłą się na niego i albo oderwała albo złąmała rękę, ale pomocy już od nas nie chciał
Serce Nessie, niby biło ale cicho... Bardzo cicho.
Serce Nessie nagle przestało bić. Wszyscy zamarli. Nastała długa chwila ciszy. I nagle Bella Zaczęła biec do Nessie krzycząc
-Nie!... To nie prawda nie!!! Nessie... Ona żyje! -Edward próbował ją odciągnc - zostaw mnie! ona żyje!!!
Rose.... Ty też?! ona... Ona....Nie...
-Bello Choc... -wzieła ją Esme i Alice - wszystko będzie dobrze...-wszyscy zaczeli wychodzi... Tylko ja zostałem. Poczułem że coś straciłem... Ale nie teraz... Dawno. CZy ją Kochałem?
Nie wiem. Wiem że teraz jej już nie ma. I nic mnie tu dłużej nie trzyma... Zeszłam na dół idąc do reszty... Która gdzieś zniknęła.
-Jacob? -usłyszałem cichutki szept
przepraszam że nie pisałam ponad miesiąc, i że post taki krótki :(
posty sie będą pojawiać co tydzień lub dwa
Karolina
-Jacob, Kocham Cię i Nigdy o Tym Nie zapominaj... Nie popełniaj głupstw- wychrypiała ostatkiem sił, jak gdyby wiedziała, co myślę. Jej oczy stały się nieprzytomne, a jej ciało...
-Carlisle! - krzyknąłem, ale okazało się, że doktor przygotowuje już cały arsenał. I wtedy do pokoju weszła ta mała Volturii. No ta mała Jane.
-To już?! -zapytałą zszokowana. A co ją w ogóle to obchodzi? Nessie, Cullenowie, ludzie, dobro...?
-Idź z tąd -warknąłem i wtedy ta mała, z zdjęła z oczu.. soczewki. I ukazałą się piękny złoty kolor.
-W czym mogę pomóc? -spytałą szybko.
-Nessie na stół i... możesz spróbować uśmierzyć jej ból -zakomenderował Carlisle. Jane w błyskawicznym tepie położyłą Nessie na stół operacyjny. Carlisle chwycił strzykawkę z morfiną.
-Nie!-krzyknęła Bella jako jedyna z reszty byla już przy Nessie.-to tylko pogorszy sprawę...-
chwyciła za skalpel i zaczęła rozcinać jej brzuch. Edward też się pojawić, pewnie szedl za Bellą. Wyjął z Nessie potwora i wybiegł z nim i bylo słychać trzaski. I wtedy wszedł ten wampir . Wszystko działo się tak szybkom Wampir podszedł do Nessie, skoncentrował się jak tylko mógł i wgryzł się Nessie w szyje.
-Teraz trzeba tylko czaka...
*********
Mija już dziesiąty dzień a NEssie nadal leżała na stole operacyjnym... Blada, nieruchoma, pusta... Edward z Bellą się pokłócili, a poszło o to, że Bella nie powiedziała mu prawdy o przemianie... Ich pierwasza poważna kłótnia stólecia.... Nahuel dawno poszedł i rzucił jakimś bezsensownym tekstem "Ta wasza córeczka to głupie dziecie jest. Nie wiem po co wgl starałęm się o nią, o taką glizde to nie warto ! " Za te słowa Rose rzuciłą się na niego i albo oderwała albo złąmała rękę, ale pomocy już od nas nie chciał
Serce Nessie, niby biło ale cicho... Bardzo cicho.
Serce Nessie nagle przestało bić. Wszyscy zamarli. Nastała długa chwila ciszy. I nagle Bella Zaczęła biec do Nessie krzycząc
-Nie!... To nie prawda nie!!! Nessie... Ona żyje! -Edward próbował ją odciągnc - zostaw mnie! ona żyje!!!
Rose.... Ty też?! ona... Ona....Nie...
-Bello Choc... -wzieła ją Esme i Alice - wszystko będzie dobrze...-wszyscy zaczeli wychodzi... Tylko ja zostałem. Poczułem że coś straciłem... Ale nie teraz... Dawno. CZy ją Kochałem?
Nie wiem. Wiem że teraz jej już nie ma. I nic mnie tu dłużej nie trzyma... Zeszłam na dół idąc do reszty... Która gdzieś zniknęła.
-Jacob? -usłyszałem cichutki szept
przepraszam że nie pisałam ponad miesiąc, i że post taki krótki :(
posty sie będą pojawiać co tydzień lub dwa
Karolina
środa, 28 sierpnia 2013
Rozdział XXXV "Nie spodziewałam się, że to się stanie, że ja o tym zadecyduje..."
Siedzieliśmy w salonie. Ja z Jacobem. Jacob tulił mnie do siebie i głaskał po głowie.
-Jacob? -szepnęłam do Jacoba.
- Tak? - natychmiast zareagował Jacob
- Em... Jacob, czy mogę cię o coś spytać?
- O co tylko zechcesz... I nie musisz pytać o pozwolenie - uśmiechnął się blado.
- Jacob... Czy... Zostaniesz ze mną do końca, prawda? - powiedziałam cicho.
- Och, Nessie! Przecież wiesz że tak. - pocałował i przytulił jeszcze mocniej mnie Jacob.
- Wiem, wiem... Ale, chciałam się upewnić...
- Już na zawsze będę z tobą. Nigdy cię nie zostawię, zawszę będę przy Tobie...
- Bardzo ci dziękuję... Nie zasłużyłam na to wszystko z twojej strony...
- Renesmee, co ty wygadujesz?!
- Prawde. -odparłam
- Zasłużyłaś na coś o wiele więcej! -nic nie odpowiedziałam. Jacob był zły.
- Jacob... Jesteś na mnie zły, prawda? - zapytałam po chwili ciszy
- Jestem... - zrzedła mi mina - Ale nie na ciebie, Nessie... Na ciebie nigdy. Jestem zły na siebie... Za to że cię zostawiłem... Że przez to cię straciłem... - mówił Jacob. Zadrgała mu dolna warga, i moim oczom, ukazała się łza która wyciekła z kącika oka Jacoba.
Boże.
Zrobiło mi się strasznie żal Jacoba. Jak on musiał mnie kochać... Jak on mnie MUSI KOCHAĆ!
- Jacob! - rzuciłam mu się na szyję. Aż zaczęłam płakać- Wcale mnie nie straciłeś, wcale. Nadal jestem twoja i, nadal CIĘ KOCHAM! Nadal jestem...
- Och, Nessie... Spokojnie... Spokojnie...- Jacob byl bardzo zszokowany moim wyznaniem miłości i mam nadzieję że pozytywnie. Gdy się uspokoiłam Jacob spytał:
- Już dobrze?
- Tak...
- Cieszę się. -odparł spokojnie. Czyżby go w ogóle nie zainteresowało go to co powiedziałam?!
- Renesmee... to tak... Naprawdę? - spytał nadal nie dowierzając temu co usłyszał.
- Tak...
- och. - poczułam, że muszę mu coś jeszcze powiedzieć... Wzięłam jego twarz w obie moje dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy... Głęboko w jego oczy, co zdarzylo się pierwszy raz, od naszej rozłąki.
-Jacob. Kocham Cię. Mimo tego co zrobiłeś. A tak naprawdę nie zrobiłeś niczego złego... I... -zawahałam się na moment- Nadal jestem twoją żoną. Nazywam się na Renesmee Carlie 'Nessie' Cullen- Black. I nic i nikt tego nie zmieni. Kocham cię ponad wszystko... I nie chcę cię znowu stracić... A... -mało co nie powiedziałam, że umrę za tydzień. Jacob patrzył jeszcze przez chwilę w moje oczy, a ja zastanawiałam się co w nich zobaczył. Po chwili ujął moją twarz w obie dłonie i złożył na moich ustach namiętny, i oczywiście delikatny pocałunek. Nie zamierzałam go przerwać...
- Och Nessie... Kocham cię.
-Ja ciebie też... -wychlipiałam.
-Nessie, czy... Ja o czymś nie wiem?-spytał po chwili. Musiałam mu powiedzieć...
- Jacob... Ja, dowiedziałam się przypadkiem, że... Że za tydzień... Umrę ... - Jacoba ta wiadomość była ogromnym szokiem. Wytłumaczyłam mu wszystko.
- I nie da się nic zrobić?
- Myślałam... Sama nie wierzę że to mówię... Myślałam żeby o pomoc poprosić... Volturii.
- Volturii? - zapytał Jasper. Okazało się, że wszyscy w sekundę pojawili się na dole
- Tak ja tez o tym myślałam. -przyznała się Bella.
- To nie jest taki zły pomysł... -mruknął Edward- Nie zaszkodzi spróbować. Carlisle, w Volterze chyba jest coś w rodzaju "sekretariatu", może znasz numer?
-oczywiście, już dzwonie. -i Carlisle miał już sluchawkę przy uchu
-Witam. Tu Carlisle Cullen. Czy mogę rozmawiać z Aro... Ach, tak tak. Rozumiem, lecz nalegam, ponieważ to sprawa życia i śmierci -mimo poważnej sytuacji, nie zapominal o zwrotach grzecznościowych- Och, wiataj Aro. Mi też jest miło. Słuchaj, chodzi o Renesmee... - i zaczęła się historia od początku.
-Dobrzę, dziękuję ci bardzo. Wszyscy ci dziękujemy -zakończył Carlisle -Będzą najwcześniej za 3 godziny
-Co takiego Aro powiedział? -dopytywałam się
-Że gdy jeszcze spotkali się z Johamem -ojcem Nahuela- Powiedział im, że zna wampira, który ma pewien dar. Potrafi on bowiedz zmieniać działanie swego jadu. -wytłumaczył Edward.
-Co naprzykład potrafi? -spytała zaciekawiaona Rose.
-Jeśli serce nie bije od mniej niż piętnaście minut, potrafi zmienić człowieka w wampira, potrafi uleczyć, bądź przemienić umierającego człowieka, bez katuszy. Ale rzeby bez katuszy przemienić w wampira musi się naprawdę skupić. Potrafi, przemieniać pół-ludzi, pół-wampirów w pełnych wampirów. I... Potrafi zmieniać wampiry, w ludzi. -dokończył tata.
-Naprawdę??? -spytała podekscytowana Rose. Wiem, że zawsze chciała być człowiekiem... Nie chciałam jej tracić, gdyby stałą się człowiekiem... Nie była by już tą Rose, którą jest teraz.
-Ale ze skutniem ubocznym. Później ci to wytłumaczę... Nawet o tym nie myśl!- powiedział stanowczo Edward. "Mogę poprosić o krew?", zapytałąm tatę w myślach, chciało mi się pić... A reczjej temu czemuś. już mnie kopało.
-Ach, tak oczywiście. - i już podawał mi kubek z krwią.
-Dziękuję. -powiedziałam i zaczęłam pić
-Witam WAs moi drodzy -przywitał się Aro- Przepraszam ale szybciej się nei dało - wraz z Aro, przybyli, Marek, Jane i Alec. Tej ostatniej dwójki trochę się obawiałam.
-Nic nie szkodzi... -powiedział Carlisle, rozglądając się.
-Nie, tego wampira tu nie ma. wiemy gdzie jest. Ja, Marek i... Alec, pójdzsiemy po niego. A ty Jane zostaniesz tu.
-Dobrze -powiedziała, lecz przed tym wytrzeszczyła oczy. Tych troje już nie było.
-To ja pójdę na polowanie... -powiedziała i zaczęła wychodzić. W wampirzym tępie. Mama była szybsza. Zamknęłą już uchylane drzwi, i stanęła Jane na drodze.
-Dobrze. Pójdziemy z tobą. -uśmiechnęłą się złośliwie Bella. Emmet zachichotał.
-Idźcie, ja zostanę z Nessie i Jacobem -powiedział Carlisle i reszta wypełniła jego polecenie. Carlisle poleciał do swojego gabinetu.
-Jacob...? -zaczęłam
-Tak?
-A nic już nic... I tak pewnie będziesz przeciw.
-Nigdy nie masz pewności. No powiedz, Nessie, proszę.
-No...- już od bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo dawna chciałam o to spytać Jacoba, ale jakoś nie było okazji... i odwagi. Postanowiłam powiedzieć to otwarcie. -Jacob, czy gdybym przeżyła...
-Przeżyjesz.
-Dobra. To czy ty...
-Tak?
-CZy chciałbyś mieć ze mną dziecko? -zapadła chwila ciszy.
-Co? Dziecko?
-Oj. -jęknęłam- Zapomnij nie było pytania. -spuściłam wzrok
-Och, Nessie! - podniósł mnie i zakręcił w powietrzu - O niczym innym nie marzę!
-Serio?
-Serio. -zaśmiał się. spowrotem położył mnie na kanapie. I nagle nasze okrzyki radości przewał głośny trzask (kości) i towarzyszący mu mój głośny krzyk.
*******************************************************
Przepraszam, że długo nie pisałam, ale za to jest bardzo długi rozdział. Następny będzie na 100% oczami Jacoba, na prośbę Asi :)
Karolina
-Jacob? -szepnęłam do Jacoba.
- Tak? - natychmiast zareagował Jacob
- Em... Jacob, czy mogę cię o coś spytać?
- O co tylko zechcesz... I nie musisz pytać o pozwolenie - uśmiechnął się blado.
- Jacob... Czy... Zostaniesz ze mną do końca, prawda? - powiedziałam cicho.
- Och, Nessie! Przecież wiesz że tak. - pocałował i przytulił jeszcze mocniej mnie Jacob.
- Wiem, wiem... Ale, chciałam się upewnić...
- Już na zawsze będę z tobą. Nigdy cię nie zostawię, zawszę będę przy Tobie...
- Bardzo ci dziękuję... Nie zasłużyłam na to wszystko z twojej strony...
- Renesmee, co ty wygadujesz?!
- Prawde. -odparłam
- Zasłużyłaś na coś o wiele więcej! -nic nie odpowiedziałam. Jacob był zły.
- Jacob... Jesteś na mnie zły, prawda? - zapytałam po chwili ciszy
- Jestem... - zrzedła mi mina - Ale nie na ciebie, Nessie... Na ciebie nigdy. Jestem zły na siebie... Za to że cię zostawiłem... Że przez to cię straciłem... - mówił Jacob. Zadrgała mu dolna warga, i moim oczom, ukazała się łza która wyciekła z kącika oka Jacoba.
Boże.
Zrobiło mi się strasznie żal Jacoba. Jak on musiał mnie kochać... Jak on mnie MUSI KOCHAĆ!
- Jacob! - rzuciłam mu się na szyję. Aż zaczęłam płakać- Wcale mnie nie straciłeś, wcale. Nadal jestem twoja i, nadal CIĘ KOCHAM! Nadal jestem...
- Och, Nessie... Spokojnie... Spokojnie...- Jacob byl bardzo zszokowany moim wyznaniem miłości i mam nadzieję że pozytywnie. Gdy się uspokoiłam Jacob spytał:
- Już dobrze?
- Tak...
- Cieszę się. -odparł spokojnie. Czyżby go w ogóle nie zainteresowało go to co powiedziałam?!
- Renesmee... to tak... Naprawdę? - spytał nadal nie dowierzając temu co usłyszał.
- Tak...
- och. - poczułam, że muszę mu coś jeszcze powiedzieć... Wzięłam jego twarz w obie moje dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy... Głęboko w jego oczy, co zdarzylo się pierwszy raz, od naszej rozłąki.
-Jacob. Kocham Cię. Mimo tego co zrobiłeś. A tak naprawdę nie zrobiłeś niczego złego... I... -zawahałam się na moment- Nadal jestem twoją żoną. Nazywam się na Renesmee Carlie 'Nessie' Cullen- Black. I nic i nikt tego nie zmieni. Kocham cię ponad wszystko... I nie chcę cię znowu stracić... A... -mało co nie powiedziałam, że umrę za tydzień. Jacob patrzył jeszcze przez chwilę w moje oczy, a ja zastanawiałam się co w nich zobaczył. Po chwili ujął moją twarz w obie dłonie i złożył na moich ustach namiętny, i oczywiście delikatny pocałunek. Nie zamierzałam go przerwać...
- Och Nessie... Kocham cię.
-Ja ciebie też... -wychlipiałam.
-Nessie, czy... Ja o czymś nie wiem?-spytał po chwili. Musiałam mu powiedzieć...
- Jacob... Ja, dowiedziałam się przypadkiem, że... Że za tydzień... Umrę ... - Jacoba ta wiadomość była ogromnym szokiem. Wytłumaczyłam mu wszystko.
- I nie da się nic zrobić?
- Myślałam... Sama nie wierzę że to mówię... Myślałam żeby o pomoc poprosić... Volturii.
- Volturii? - zapytał Jasper. Okazało się, że wszyscy w sekundę pojawili się na dole
- Tak ja tez o tym myślałam. -przyznała się Bella.
- To nie jest taki zły pomysł... -mruknął Edward- Nie zaszkodzi spróbować. Carlisle, w Volterze chyba jest coś w rodzaju "sekretariatu", może znasz numer?
-oczywiście, już dzwonie. -i Carlisle miał już sluchawkę przy uchu
-Witam. Tu Carlisle Cullen. Czy mogę rozmawiać z Aro... Ach, tak tak. Rozumiem, lecz nalegam, ponieważ to sprawa życia i śmierci -mimo poważnej sytuacji, nie zapominal o zwrotach grzecznościowych- Och, wiataj Aro. Mi też jest miło. Słuchaj, chodzi o Renesmee... - i zaczęła się historia od początku.
-Dobrzę, dziękuję ci bardzo. Wszyscy ci dziękujemy -zakończył Carlisle -Będzą najwcześniej za 3 godziny
-Co takiego Aro powiedział? -dopytywałam się
-Że gdy jeszcze spotkali się z Johamem -ojcem Nahuela- Powiedział im, że zna wampira, który ma pewien dar. Potrafi on bowiedz zmieniać działanie swego jadu. -wytłumaczył Edward.
-Co naprzykład potrafi? -spytała zaciekawiaona Rose.
-Jeśli serce nie bije od mniej niż piętnaście minut, potrafi zmienić człowieka w wampira, potrafi uleczyć, bądź przemienić umierającego człowieka, bez katuszy. Ale rzeby bez katuszy przemienić w wampira musi się naprawdę skupić. Potrafi, przemieniać pół-ludzi, pół-wampirów w pełnych wampirów. I... Potrafi zmieniać wampiry, w ludzi. -dokończył tata.
-Naprawdę??? -spytała podekscytowana Rose. Wiem, że zawsze chciała być człowiekiem... Nie chciałam jej tracić, gdyby stałą się człowiekiem... Nie była by już tą Rose, którą jest teraz.
-Ale ze skutniem ubocznym. Później ci to wytłumaczę... Nawet o tym nie myśl!- powiedział stanowczo Edward. "Mogę poprosić o krew?", zapytałąm tatę w myślach, chciało mi się pić... A reczjej temu czemuś. już mnie kopało.
-Ach, tak oczywiście. - i już podawał mi kubek z krwią.
-Dziękuję. -powiedziałam i zaczęłam pić
-Witam WAs moi drodzy -przywitał się Aro- Przepraszam ale szybciej się nei dało - wraz z Aro, przybyli, Marek, Jane i Alec. Tej ostatniej dwójki trochę się obawiałam.
-Nic nie szkodzi... -powiedział Carlisle, rozglądając się.
-Nie, tego wampira tu nie ma. wiemy gdzie jest. Ja, Marek i... Alec, pójdzsiemy po niego. A ty Jane zostaniesz tu.
-Dobrze -powiedziała, lecz przed tym wytrzeszczyła oczy. Tych troje już nie było.
-To ja pójdę na polowanie... -powiedziała i zaczęła wychodzić. W wampirzym tępie. Mama była szybsza. Zamknęłą już uchylane drzwi, i stanęła Jane na drodze.
-Dobrze. Pójdziemy z tobą. -uśmiechnęłą się złośliwie Bella. Emmet zachichotał.
-Idźcie, ja zostanę z Nessie i Jacobem -powiedział Carlisle i reszta wypełniła jego polecenie. Carlisle poleciał do swojego gabinetu.
-Jacob...? -zaczęłam
-Tak?
-A nic już nic... I tak pewnie będziesz przeciw.
-Nigdy nie masz pewności. No powiedz, Nessie, proszę.
-No...- już od bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo dawna chciałam o to spytać Jacoba, ale jakoś nie było okazji... i odwagi. Postanowiłam powiedzieć to otwarcie. -Jacob, czy gdybym przeżyła...
-Przeżyjesz.
-Dobra. To czy ty...
-Tak?
-CZy chciałbyś mieć ze mną dziecko? -zapadła chwila ciszy.
-Co? Dziecko?
-Oj. -jęknęłam- Zapomnij nie było pytania. -spuściłam wzrok
-Och, Nessie! - podniósł mnie i zakręcił w powietrzu - O niczym innym nie marzę!
-Serio?
-Serio. -zaśmiał się. spowrotem położył mnie na kanapie. I nagle nasze okrzyki radości przewał głośny trzask (kości) i towarzyszący mu mój głośny krzyk.
*******************************************************
Przepraszam, że długo nie pisałam, ale za to jest bardzo długi rozdział. Następny będzie na 100% oczami Jacoba, na prośbę Asi :)
Karolina
czwartek, 22 sierpnia 2013
Rozdział XXXIV "Ciąża"
Siedziałam dniami i nocami, nie sypiałam, byłam w kiepskim stanie a brzuch rosnął i z dnia na dzień było bliżej porodu, jesli porodem można było to nazwać. Sam prosił Jacob'a aby odstąpił pilnownie mnie komuś innemu i poszedl do lasu, lecz stawiał opór i niechciał mnie opuścić. Kazałam mu iść, lecz uparcie odmawiał. pewnego wieczoru, poprosiłam Bellę, aby okryła mnie tarczą i oczywiście się zgodziła. Edwardowi, się to trochę nie podobało, bo chciał wiedzieć co się dzieję, ale się nie kłócił. Jacob też się nie kłócił, ale wydawało mi się, że też wolał by, aby było wszystko wiadome (no i oczywiście moje myśli były im do tego bardzo potrzebne...) Teraz miałam już myśli tylko dla siebie. Mogłam przemyśleć pare sparaw na spokojnie, bez obaw że ktoś (mój kachany tata) będzie podsłuchiłał - i jak miał w zwyczaju- komentował. Może tak wszystko opowiem od początku.
Stan mojego zdrowia:
Miał się nie najlepiej. Teraz, oprócz zadawanego przez płód mi bólu, doszło jeszcze łamanie kości. Poszło już jedno żebro. Było blisko do kręgosłupa, ponieważ były odłamki... I nadal są, ale ciężko się jest ich pozbyć. A, no i poszło jeszcze biodro. Ja tam różnicy nie odczówam, ponieważ praktycznie cały czas mnie coś boli. No i byłam jeszcze trochę... No dobra bardzo... Bylam okropnie wychudzona. Wyglądało to tak jabym była samym szkieletem, ale kości były pokryte skórą. Zadziwiające, jak łatwo mówie o moich krzywdach, z jaką lekkością... Chyba się po prostu przyzwyczaiłam. Zapomniałam dodać, że czasami wymiotuję, ale... Krwią. Nahuel twierdzi, że dziecko pochlania wszelki środki przeciw bólowe i nie będzie przyjmować ani ludzkich potraw, ani tych lekarstw... Jeśli nie dostanie tego czego chce będzie jeszcze gorzej. Czy naprawde może być gorzej?!
Moja dieta:
Do czasu jadałam ludzkie jedzenie i jakieś płyny... Jakie to płyny były to mnie nie interesowało. To nie przynosiło dobrych efektów. Więc wymyśliliśmy, że może bym spróbowała... Krwi. Tak jak Bella, w końcu ja łaknęłam tego samego. Próbowaliśmy z krwią zwierzęcą, ale to nie był dobry pomysł. W prawdzie było lepiej, ale to zawsze była cisza przed burzą i potem była poworka z rozrywki. Musieliśmy spróbować z krwią ludzką... To pomogło, ale w przeciwieństwie do Belli (albo inaczej ; do mnie w Belli) płód nadal nie przyjmował ludziekg jedzenia. Teraz piłam już tylko krew... Wspaniale. I to jeszcze ludzką...
Towarzystwo:
Wolałam rozmawiać z kobietami i najczęściel rozmawaiłam z Bellą i Rose. One jako jedyne mnie rozumiały najlepiej. Teraz czasu najwięcej spędzałam najwięcej z Jacobem... I z tego powodu sie cieszyłam. Niedawno właśnie go odzyskalam. Odzyskałam Jacob'a. Nie miałam zamiaru go stracić. Musialam z nim spędzać jak najwięcej czasu.
Kiedyś gdy się kompałam, poprosiłam Esme, aby zostawiła mnie samą. Obejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam jak kobieta... Nie miałam... Jakby to określić...? Kobiecych kształtów? Tak, to chyba najtrafniejsze określenie. Byłam chuda, a mój brzuch duży, jak osobny organizm. On był drapieżnikiem, ą ja... Ofiarą Co to ma wspólnego z Jacob'em? I nawet z Nahuelem. Gdy tak sie oglądałam, do łazienki... Może inaczej. Drzwi do łazienki otworzyl Jacob. Lustro było duże więc Jacob bez trudu zobaczył mój stan... A w tle znalazł się Nahuel. Jego reakcja była dziwna i okropna. Najpierw pyrchnął, zaśmiał się i wesstchnął.
-Jacob... -szepnęłam tamtego momentu, zakrywając sie ręcznikiem... Zamknał drzwi i chyba nakrzyczał na Nahuela. Tak wogóle reakcja Nahuela bardzo mnie zasmuciła. Odebrałam to tak... Jakby nigdy mu na mnie nie zależało, nigdy mnie nie kochał (z tego to się akurat cieszyłam, ale na swój sposób), nigdy nie dażył mnie przyjaźnią, nigdy nie byłam dla niego kimś warznym, nigdy mu na mnie nie zależało... Czasami... Myślałam, że jemu bardzie zależy na tym co we mnie jest, niż na moim życiu. Jacob bardzo mnie pocieszał, i mówił, żo on nigdy mi czegoś takiego nie zrobi... Że nigdy mnie nie zostawi...
Moje Życie, Mój Czas:
Jacob, nigdy mnie nie zostawi, ale... Czy nie zostawie go ja? Nie chciałam mu tego robić... Nie chciałam robić tego pozostałym. Nie mówiłam tego nikomu, ale... Prawdopodobnie... Nie... Nie przezyje tego, co ma się wydarzyć. Zniknę z ich życia... Ile czasu mi zostało? Tak dokładnie to nie wiem. Jakiś tydzień. Tdzień to był Maxymalny czas. Tydzień... ostał mi tylko tydzień z... Wieczności. niedawno posłuchałam rozmowe (co nie bylo zamierzane) Carlisle, z resztą rodziny. on sam mówił, że zostało mi maksymalnie tydzień. Tydzień życia. Te siedem dni, bardzo ceniłam. Chciałam ten czas wykorzystać jak najlepiej...
A więc podsumując:
Stan ogólny : Okropnie
Straty : Jakie straty, nie mam niczego, za tydzień umrę!
Co czuję : Coś strasznego, coś nie do opisania
Teraz jest 03.09.2013r.
Od początku ciąży, minęły trzy tygodnie.
Wygląda na to, że umrę dokładnie wtedy, kiedy przyszłam na świat.
Życie jest okropne...
*************************************************************
Ten rozdział był opisem przez Renesmee ciąży. Przepraszam jesli komuś się nie podobał, ale zabrakło mi trochę weny...
Wyjaśnienie: " Teraz jest 03.09.2013r." = Renesmee urodziła się 2006r. 10 września. Z racj, że prowadzę mojego bloga 5 lat po urodzeniu Renesmee, był rok 2011rok, i Jacob opuścil Renesmee na dwa lata i jest rok 2013r.
Jakoś tak się pokryło z naszą datą ;D
Proszę Was o Komentsy.
One naprawdę motywują ;)
Karolina
Stan mojego zdrowia:
Miał się nie najlepiej. Teraz, oprócz zadawanego przez płód mi bólu, doszło jeszcze łamanie kości. Poszło już jedno żebro. Było blisko do kręgosłupa, ponieważ były odłamki... I nadal są, ale ciężko się jest ich pozbyć. A, no i poszło jeszcze biodro. Ja tam różnicy nie odczówam, ponieważ praktycznie cały czas mnie coś boli. No i byłam jeszcze trochę... No dobra bardzo... Bylam okropnie wychudzona. Wyglądało to tak jabym była samym szkieletem, ale kości były pokryte skórą. Zadziwiające, jak łatwo mówie o moich krzywdach, z jaką lekkością... Chyba się po prostu przyzwyczaiłam. Zapomniałam dodać, że czasami wymiotuję, ale... Krwią. Nahuel twierdzi, że dziecko pochlania wszelki środki przeciw bólowe i nie będzie przyjmować ani ludzkich potraw, ani tych lekarstw... Jeśli nie dostanie tego czego chce będzie jeszcze gorzej. Czy naprawde może być gorzej?!
Moja dieta:
Do czasu jadałam ludzkie jedzenie i jakieś płyny... Jakie to płyny były to mnie nie interesowało. To nie przynosiło dobrych efektów. Więc wymyśliliśmy, że może bym spróbowała... Krwi. Tak jak Bella, w końcu ja łaknęłam tego samego. Próbowaliśmy z krwią zwierzęcą, ale to nie był dobry pomysł. W prawdzie było lepiej, ale to zawsze była cisza przed burzą i potem była poworka z rozrywki. Musieliśmy spróbować z krwią ludzką... To pomogło, ale w przeciwieństwie do Belli (albo inaczej ; do mnie w Belli) płód nadal nie przyjmował ludziekg jedzenia. Teraz piłam już tylko krew... Wspaniale. I to jeszcze ludzką...
Towarzystwo:
Wolałam rozmawiać z kobietami i najczęściel rozmawaiłam z Bellą i Rose. One jako jedyne mnie rozumiały najlepiej. Teraz czasu najwięcej spędzałam najwięcej z Jacobem... I z tego powodu sie cieszyłam. Niedawno właśnie go odzyskalam. Odzyskałam Jacob'a. Nie miałam zamiaru go stracić. Musialam z nim spędzać jak najwięcej czasu.
Kiedyś gdy się kompałam, poprosiłam Esme, aby zostawiła mnie samą. Obejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam jak kobieta... Nie miałam... Jakby to określić...? Kobiecych kształtów? Tak, to chyba najtrafniejsze określenie. Byłam chuda, a mój brzuch duży, jak osobny organizm. On był drapieżnikiem, ą ja... Ofiarą Co to ma wspólnego z Jacob'em? I nawet z Nahuelem. Gdy tak sie oglądałam, do łazienki... Może inaczej. Drzwi do łazienki otworzyl Jacob. Lustro było duże więc Jacob bez trudu zobaczył mój stan... A w tle znalazł się Nahuel. Jego reakcja była dziwna i okropna. Najpierw pyrchnął, zaśmiał się i wesstchnął.
-Jacob... -szepnęłam tamtego momentu, zakrywając sie ręcznikiem... Zamknał drzwi i chyba nakrzyczał na Nahuela. Tak wogóle reakcja Nahuela bardzo mnie zasmuciła. Odebrałam to tak... Jakby nigdy mu na mnie nie zależało, nigdy mnie nie kochał (z tego to się akurat cieszyłam, ale na swój sposób), nigdy nie dażył mnie przyjaźnią, nigdy nie byłam dla niego kimś warznym, nigdy mu na mnie nie zależało... Czasami... Myślałam, że jemu bardzie zależy na tym co we mnie jest, niż na moim życiu. Jacob bardzo mnie pocieszał, i mówił, żo on nigdy mi czegoś takiego nie zrobi... Że nigdy mnie nie zostawi...
Moje Życie, Mój Czas:
Jacob, nigdy mnie nie zostawi, ale... Czy nie zostawie go ja? Nie chciałam mu tego robić... Nie chciałam robić tego pozostałym. Nie mówiłam tego nikomu, ale... Prawdopodobnie... Nie... Nie przezyje tego, co ma się wydarzyć. Zniknę z ich życia... Ile czasu mi zostało? Tak dokładnie to nie wiem. Jakiś tydzień. Tdzień to był Maxymalny czas. Tydzień... ostał mi tylko tydzień z... Wieczności. niedawno posłuchałam rozmowe (co nie bylo zamierzane) Carlisle, z resztą rodziny. on sam mówił, że zostało mi maksymalnie tydzień. Tydzień życia. Te siedem dni, bardzo ceniłam. Chciałam ten czas wykorzystać jak najlepiej...
A więc podsumując:
Stan ogólny : Okropnie
Straty : Jakie straty, nie mam niczego, za tydzień umrę!
Co czuję : Coś strasznego, coś nie do opisania
Teraz jest 03.09.2013r.
Od początku ciąży, minęły trzy tygodnie.
Wygląda na to, że umrę dokładnie wtedy, kiedy przyszłam na świat.
Życie jest okropne...
*************************************************************
Ten rozdział był opisem przez Renesmee ciąży. Przepraszam jesli komuś się nie podobał, ale zabrakło mi trochę weny...
Wyjaśnienie: " Teraz jest 03.09.2013r." = Renesmee urodziła się 2006r. 10 września. Z racj, że prowadzę mojego bloga 5 lat po urodzeniu Renesmee, był rok 2011rok, i Jacob opuścil Renesmee na dwa lata i jest rok 2013r.
Jakoś tak się pokryło z naszą datą ;D
Proszę Was o Komentsy.
One naprawdę motywują ;)
Karolina
środa, 14 sierpnia 2013
Rozdział XXXIII "Ciąg dalszy nastąpi"
Ogarnęła mnie ciemność. Okropna ciemność. Słyszałam głosy, dużo głosów, ale najczęściej głos Jacob'a, bo jego głos był najgłośniejszy:
-Nessie!!! Nessie, słyszysz mnie?! Nessie!!! Daj znak życia, proszę!!! -krzyczał zrozpaczony. Tak bardzo chciałam mu odpowedzieć, lecz nie mogłam, spróbowałam, ale zamiast słów, z mego gardła wydbył się krzyk. Krzyki, piski i jęki. Zakrztusiłam się czymś, prawdopodobnie krwią... Kilka razy usłyszałam głos... Nahuela
-Nie wyjmiecie z niej dziecka, ono musi samo wyjść... Małe szanse są, żeby uratować Nessie, może dziecko, ale nie waszą córeczkę... -pyrchnął - Dzieci pół-wampirów, pół- ludzi są bardzo agresywne... -monolog Nahuela przerwał Jacob, coś mu musiał zrobić, wolalam nie wiedzieć co. Nie wytrzymywałam. Krzyknęłam na tyle głośno, na ile pozwalała mi zawartość tlenu. I ujżałam śwaitło. Swiatło lamp. Pęłno krwi...
-Jacob... -wykrztusiłam.
-Jestem Nessie. Trzymaj się...-natychmiast odpowiedział Jacob.
-Wtrzyknijcie jej coś na uśpienie... Dużo! -rozkazała Rose.
-To i tak nic nie da... -mruknął Nahuel- Dziecko to wszystko wchłonie... Da to może mały efekt...
-Zamknij się! -warknął Edward i wtrzyknąl mi chyba coś na uśpienie, bo juz nic nie słyszałam, nie widziałam i nie czułam.
***
Leżałam na kanapie, a przynajmniej tak mi sie wydawało. Przekręciłam się na drugi bok i spróbowałam otworzyć oczy... coś tam otworzyłam ale oślepiło mnie światło.
-Nessie...Wszystko dobrze? -szepnął zaniepokojony Jacob. Zanim odpowiedziałam, mineło pare chwil, a przez nie pomacałam mój brzuch, sprawdzając czy wszystko jest już w normie. Ku mojemu zdziwnieniu, zamiast nie poczuć żadnego wybrzuszenia, poczułam jeszcze większe wybrzuszenie.
-T-tak... -zająkłam się- Ale... Co z...?
-Eh... Tak mi przykro Nessie...
-Chodzi o to, że... -zaczęła Rose- Że płód jest otoczony bardzo, ale to bardzo grubą powłoką, którą gdybysmy przebili... Nie miałabyś szans na przeżycie...
-Och... -Jęknęłam przestraszona. Czyli musiałam dotrwać do porodu, tak? Dlaczego, dlaczego ja?
-Nic się nie martw Nessie... -przytulil mnie Jacob, a ja wtulilam się w niego zrozpaczona. Jęknęłam, bo płód kopnął mnie z całej siły. Zaczęłam syczeć i stękać...
-Nessie! -podniósł głos Jacob
-Wszystko -wydyszałam - Wszystko w porządku... -lecz nie było... Nie chialam, by cierpial ktokolwiek niż ja... A złaszcza Jacob, mama, tata, Rose...
I nagle zdałam sobie sprawę, że cały czas słyszy. Spojrzałam na niego spanikowana.
-Renesmee, nie możesz tego przed nami kryć. -stwierdził Edward.
-Ale czego ma nie ukrywać? -spytał Jacob
-Tego, że wcale nie jest dobrze... -wyszeptał tata.
-Och, Nessie... -jęknął Jacob - Nie męcz się...
-A może... -zaczął Jasper, a tego sie nie spodziewałam. W takich sytuacjach nie zabierał zazwyczaj głosu. -przyspieszyć proces... Tak jak u Belli... Wykarmić bękarta... - i żebym nie musiala już dlużej cierpieć.
-To nie jest zły pomysł.- Zaczął Carlisle podając mi kubek z krwią -Możemy spróbować Nessie, czy tego chcesz?
-Oczywiście. Wszystko, byle bym juz nie... -wolałam nie kończyć.
-A więc pij. -pociągnęłam dużo krwi... -Działa... -zaczęłam chudnąć, a krew... Poprawiła mój stan zdrowia... tak w 0,5 % .
-A więc będziemy prowadzić ten proces, aż do samego końca
*************************************************************
To wszystko na dzisiaj! Przepraszam, że tak późno, ale automatyczne publikowanie mi nawala -.-
Następny post będzie pędzikiem :)
Karolina
-Nessie!!! Nessie, słyszysz mnie?! Nessie!!! Daj znak życia, proszę!!! -krzyczał zrozpaczony. Tak bardzo chciałam mu odpowedzieć, lecz nie mogłam, spróbowałam, ale zamiast słów, z mego gardła wydbył się krzyk. Krzyki, piski i jęki. Zakrztusiłam się czymś, prawdopodobnie krwią... Kilka razy usłyszałam głos... Nahuela
-Nie wyjmiecie z niej dziecka, ono musi samo wyjść... Małe szanse są, żeby uratować Nessie, może dziecko, ale nie waszą córeczkę... -pyrchnął - Dzieci pół-wampirów, pół- ludzi są bardzo agresywne... -monolog Nahuela przerwał Jacob, coś mu musiał zrobić, wolalam nie wiedzieć co. Nie wytrzymywałam. Krzyknęłam na tyle głośno, na ile pozwalała mi zawartość tlenu. I ujżałam śwaitło. Swiatło lamp. Pęłno krwi...
-Jacob... -wykrztusiłam.
-Jestem Nessie. Trzymaj się...-natychmiast odpowiedział Jacob.
-Wtrzyknijcie jej coś na uśpienie... Dużo! -rozkazała Rose.
-To i tak nic nie da... -mruknął Nahuel- Dziecko to wszystko wchłonie... Da to może mały efekt...
-Zamknij się! -warknął Edward i wtrzyknąl mi chyba coś na uśpienie, bo juz nic nie słyszałam, nie widziałam i nie czułam.
***
Leżałam na kanapie, a przynajmniej tak mi sie wydawało. Przekręciłam się na drugi bok i spróbowałam otworzyć oczy... coś tam otworzyłam ale oślepiło mnie światło.
-Nessie...Wszystko dobrze? -szepnął zaniepokojony Jacob. Zanim odpowiedziałam, mineło pare chwil, a przez nie pomacałam mój brzuch, sprawdzając czy wszystko jest już w normie. Ku mojemu zdziwnieniu, zamiast nie poczuć żadnego wybrzuszenia, poczułam jeszcze większe wybrzuszenie.
-T-tak... -zająkłam się- Ale... Co z...?
-Eh... Tak mi przykro Nessie...
-Chodzi o to, że... -zaczęła Rose- Że płód jest otoczony bardzo, ale to bardzo grubą powłoką, którą gdybysmy przebili... Nie miałabyś szans na przeżycie...
-Och... -Jęknęłam przestraszona. Czyli musiałam dotrwać do porodu, tak? Dlaczego, dlaczego ja?
-Nic się nie martw Nessie... -przytulil mnie Jacob, a ja wtulilam się w niego zrozpaczona. Jęknęłam, bo płód kopnął mnie z całej siły. Zaczęłam syczeć i stękać...
-Nessie! -podniósł głos Jacob
-Wszystko -wydyszałam - Wszystko w porządku... -lecz nie było... Nie chialam, by cierpial ktokolwiek niż ja... A złaszcza Jacob, mama, tata, Rose...
I nagle zdałam sobie sprawę, że cały czas słyszy. Spojrzałam na niego spanikowana.
-Renesmee, nie możesz tego przed nami kryć. -stwierdził Edward.
-Ale czego ma nie ukrywać? -spytał Jacob
-Tego, że wcale nie jest dobrze... -wyszeptał tata.
-Och, Nessie... -jęknął Jacob - Nie męcz się...
-A może... -zaczął Jasper, a tego sie nie spodziewałam. W takich sytuacjach nie zabierał zazwyczaj głosu. -przyspieszyć proces... Tak jak u Belli... Wykarmić bękarta... - i żebym nie musiala już dlużej cierpieć.
-To nie jest zły pomysł.- Zaczął Carlisle podając mi kubek z krwią -Możemy spróbować Nessie, czy tego chcesz?
-Oczywiście. Wszystko, byle bym juz nie... -wolałam nie kończyć.
-A więc pij. -pociągnęłam dużo krwi... -Działa... -zaczęłam chudnąć, a krew... Poprawiła mój stan zdrowia... tak w 0,5 % .
-A więc będziemy prowadzić ten proces, aż do samego końca
*************************************************************
To wszystko na dzisiaj! Przepraszam, że tak późno, ale automatyczne publikowanie mi nawala -.-
Następny post będzie pędzikiem :)
Karolina
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Rozdział XXXII "Niemożliwe, stało się możliwe"
Biegliśmy, a raczej Jacob biegł ze mną na plecach. Często tłumiłam w sobie jęki, syki a nawet krzyki. Niekiedy uszu Jacob'a dobiegały moje stęknięcia, a wtedy mruczał troskliwie. Robiłam się też głodna, a to wiązało się z tym, że płód również robił się głodny, przez co zadawał mi jeszcze więcej bólu niż na początku, byle by tylko dostać coś do jedzenia, a raczej do picia. Musiałam dać Jacob'owi znać, że jest źle, a wtedy się zatrzymywaliśmy i Jacob przynosił mi jakieś zwierzę... W pewnym momencie, dotarlismy do jeziora. Jacob był zatym, żeby je przepłynąć, ale ja woałam je okrążyć, z uwagi na mój stan zdrowia, ale sie nie sprzeciwiłam, bo wolałam to wszystko przyspieszać, niż spowolniać. Więc się zgodziłam, a Jacob wtedy zaczął okrążać jezioro...
W domu, byliśmy 6 godzin wcześniej, niż by nam zajęło ludzkie podróżowanie. Jacob sie przemienił jeszcze w lesie i pomógł mi dojść do domu. Mój brzuch, był o 0,7 centymetra większy... Przed dom wylecieli wszyscy. Mama, tata i Rose byli na samym przedzie. Było odrobiną zamieszania. Po tym okropnym przywitaniu, musiałam porozmawiać z mamą... Z nią było to najłatwiejsze.
-Renesmee, kiedy to... się stało? -spytała spokojnie mama
-No... Gdy pierwszy raz zobaczyłam Jacoba...Tej nocy... -szepnęłam zgorszona
-Ohc, Renesmee...
-Przepraszam, to było glupie... Ale mi tak brakowało Jacoba..
-Spokojnie, rozumiem, rozumiem... A... tak wogóle to nie byla twoja decyzja... -powiedziała
-Co? jak to? -szepnęlam, tłumiąc w sobie syk, a mama mnie przytuliła.
-Nahuel... Ma taki dar... Kontroluje odruchy, i myśli danej osoby... Wtedy spuściłam z ciebie tarczę... To był przypadek...
-Nic się nie stalo...
-Renesmee, teraz widać tego skutki, co się stało.
-A nic by sie nie stało, gdyby mnie wogóle nie było. -powiedziałam stanowczo.
-Nie! Ty jesteś naszym największym szczęściem! -spreciwiła mi się
-Dobra, dobra... Tylko siebie nie obwiniaj, okej?
-No dobrze... -i wtedy coś szczeliło i, poraz pierwszy pękła mi kość, niby mała, ale pękła.
Teraz siedzialam na kanapie, a koło mnie siedział Jacob, kontrolując mą temperature i podtrzymywał na duchu, bo zaraz, miała byc przeprowadzona trudna operacja. Mieli się pozbyć tego, co mnie tak bardzo krzywdziło...
-Nessie, wszystko będzie dobrze, nie martw sie... -szeptal Jacob
-Tak wiem wiem... Ale...
-Spokojnie, nie mysl o tym.
-Yhy... Postaram się. -wyjąkałam, a Jacob pocałował mnie w czoło. Wiedziałam, że i tak zaboli... Ale chcialam się tego dziecka pozbyć i nawet Rose się temu nie sprzeciwiała, co mnie cieszyło, bo nie chciałam z nia się kłócić... Syknęłam z bólu, prawie, że krzykęłam, niestet tego nie udało mi się stłumić.
-Wszystko dobrze Nessie? -spytał spanikowany Jacob
-Tak, tak... Wszystko w porządku... -wydyszałam, musiały mi się szklić bo wszyscy patrzyi się na mnie z troską... -Naprawdę, wszystko w porządku.
-Renesmee... Już, już wszystko gotowe... -wszedł do pokoju Carlisle- Pytanie tylko, czy ty jesteś gotowa?
-T-Tak... -zająklam sie i zaraz się poprawiłam sie -Tak, oczywiście. jestem gotowa.
-To dobrze... -uśmiechnął się delikatnie. Jacob pomógł mi wstać i zaprowadził do sali, z całym wyposarzeniem. Samodzielnie usiadłam na krześle, które było w pozycji poł lezącej
-Jacob, może było by lepiej gdy byś... -zaczął Carlisle
-Nie ma mowy. Zostaję. Musze być przy Renesmee. -zaprzeczyl natychmiast Jacob. I szczerze mi z tego powodu ulżyło.
-Dobrze -zgodził się Carlisle- A więc Nessie, sprawa wygląda tak. Dam ci dwie dawki morfiny, abyś jak najmniej poczuła... Dam ci też odrobinę środku zasenego, abyś zasnęła, ale byś nadal była przytomna i aktywna w operacji. Zgadzasz się na to?
-tak. na wszytko. Ufam ci. -uśmiechnełam się blado
-A więc zaczynamy. -Jacob złapał mnie za rękę i pocałował w czoło, a ja zacisnęłam zęby. Carlisle zazplikował mi wszystko czego potrzebowałam. CZułam się trochę przyćmiona... Ale wszystko nadal dobrze rejestrowałam. Zaczynałam slabiej czuć ucisk Jacob'a więc spróbowałam ścisnąć jego dłoń. Do sali wbiegli tata, mama i Rose.
-Wszystko będzie dobrze... -szepnęła do mnie Rose i mama. Coś błysneło, prawdopodobnie skalpel. Uścisnęłam mocniej rękę Jacoba. Poczółam jak skalpel przecina moją skórę, jak sie w nią wbija. Krzyknęlam najgłośniej jak mogłam... CZyżby morfina nie zadziałała? Zaczęłąm się wyginać i wić.
-Nessie, patrz na mnie! -krzyknął do mnie Jacob.
-To nie możliwe... -usłyszałam szept Carlisla'a i odpłynełam w niebyt.
********************************************************
Mam nadzieję że wam się podobało i prosze o komentsy, bo one naprawdę motywują :)
Karolina
W domu, byliśmy 6 godzin wcześniej, niż by nam zajęło ludzkie podróżowanie. Jacob sie przemienił jeszcze w lesie i pomógł mi dojść do domu. Mój brzuch, był o 0,7 centymetra większy... Przed dom wylecieli wszyscy. Mama, tata i Rose byli na samym przedzie. Było odrobiną zamieszania. Po tym okropnym przywitaniu, musiałam porozmawiać z mamą... Z nią było to najłatwiejsze.
-Renesmee, kiedy to... się stało? -spytała spokojnie mama
-No... Gdy pierwszy raz zobaczyłam Jacoba...Tej nocy... -szepnęłam zgorszona
-Ohc, Renesmee...
-Przepraszam, to było glupie... Ale mi tak brakowało Jacoba..
-Spokojnie, rozumiem, rozumiem... A... tak wogóle to nie byla twoja decyzja... -powiedziała
-Co? jak to? -szepnęlam, tłumiąc w sobie syk, a mama mnie przytuliła.
-Nahuel... Ma taki dar... Kontroluje odruchy, i myśli danej osoby... Wtedy spuściłam z ciebie tarczę... To był przypadek...
-Nic się nie stalo...
-Renesmee, teraz widać tego skutki, co się stało.
-A nic by sie nie stało, gdyby mnie wogóle nie było. -powiedziałam stanowczo.
-Nie! Ty jesteś naszym największym szczęściem! -spreciwiła mi się
-Dobra, dobra... Tylko siebie nie obwiniaj, okej?
-No dobrze... -i wtedy coś szczeliło i, poraz pierwszy pękła mi kość, niby mała, ale pękła.
Teraz siedzialam na kanapie, a koło mnie siedział Jacob, kontrolując mą temperature i podtrzymywał na duchu, bo zaraz, miała byc przeprowadzona trudna operacja. Mieli się pozbyć tego, co mnie tak bardzo krzywdziło...
-Nessie, wszystko będzie dobrze, nie martw sie... -szeptal Jacob
-Tak wiem wiem... Ale...
-Spokojnie, nie mysl o tym.
-Yhy... Postaram się. -wyjąkałam, a Jacob pocałował mnie w czoło. Wiedziałam, że i tak zaboli... Ale chcialam się tego dziecka pozbyć i nawet Rose się temu nie sprzeciwiała, co mnie cieszyło, bo nie chciałam z nia się kłócić... Syknęłam z bólu, prawie, że krzykęłam, niestet tego nie udało mi się stłumić.
-Wszystko dobrze Nessie? -spytał spanikowany Jacob
-Tak, tak... Wszystko w porządku... -wydyszałam, musiały mi się szklić bo wszyscy patrzyi się na mnie z troską... -Naprawdę, wszystko w porządku.
-Renesmee... Już, już wszystko gotowe... -wszedł do pokoju Carlisle- Pytanie tylko, czy ty jesteś gotowa?
-T-Tak... -zająklam sie i zaraz się poprawiłam sie -Tak, oczywiście. jestem gotowa.
-To dobrze... -uśmiechnął się delikatnie. Jacob pomógł mi wstać i zaprowadził do sali, z całym wyposarzeniem. Samodzielnie usiadłam na krześle, które było w pozycji poł lezącej
-Jacob, może było by lepiej gdy byś... -zaczął Carlisle
-Nie ma mowy. Zostaję. Musze być przy Renesmee. -zaprzeczyl natychmiast Jacob. I szczerze mi z tego powodu ulżyło.
-Dobrze -zgodził się Carlisle- A więc Nessie, sprawa wygląda tak. Dam ci dwie dawki morfiny, abyś jak najmniej poczuła... Dam ci też odrobinę środku zasenego, abyś zasnęła, ale byś nadal była przytomna i aktywna w operacji. Zgadzasz się na to?
-tak. na wszytko. Ufam ci. -uśmiechnełam się blado
-A więc zaczynamy. -Jacob złapał mnie za rękę i pocałował w czoło, a ja zacisnęłam zęby. Carlisle zazplikował mi wszystko czego potrzebowałam. CZułam się trochę przyćmiona... Ale wszystko nadal dobrze rejestrowałam. Zaczynałam slabiej czuć ucisk Jacob'a więc spróbowałam ścisnąć jego dłoń. Do sali wbiegli tata, mama i Rose.
-Wszystko będzie dobrze... -szepnęła do mnie Rose i mama. Coś błysneło, prawdopodobnie skalpel. Uścisnęłam mocniej rękę Jacoba. Poczółam jak skalpel przecina moją skórę, jak sie w nią wbija. Krzyknęlam najgłośniej jak mogłam... CZyżby morfina nie zadziałała? Zaczęłąm się wyginać i wić.
-Nessie, patrz na mnie! -krzyknął do mnie Jacob.
-To nie możliwe... -usłyszałam szept Carlisla'a i odpłynełam w niebyt.
********************************************************
Mam nadzieję że wam się podobało i prosze o komentsy, bo one naprawdę motywują :)
Karolina
niedziela, 11 sierpnia 2013
Rozdział XXXI "Czy to możliwe?... No jasne, przecież nie żyję w normalnym świecie"
Obudził mnie Jacob.
-Skarbie?
-Tak?
-Przepraszam, że cię obudziłem. Idę na polowanie, poradzisz sobie?
-No jasne. Jestem już dużą dziewczynką -zaśmiałam się.
-To dobrze, do zobaczenia. -pocałował mnie w czoło. pomachałam Jacob'owi jeszcze prze okno. Stwierdziłam, że teraz już nie usnę i pójdę coś zjesć... Zeszłam do kuchni, a sniadanie już stało na stole, i zamiast w kubku herbaty, była krew. To dobrze, bo dawno nie polowalam. Wipiłam 'krew' a kanapki odstawiłam na bok. Zjadłam jabłko, i poszłam szukać jakiejś ciekawej książki do czytania. Znalazłam wichrowe wzgórza, które kiedyś czytała Bella. Zaczełam ją czytac na kanapie, wygodnie rozłorzona. Zerknęłam na zegar. Była 10:48. Nagle mnie zemdliło. Poszłam do łazienki, rzucając książkę na kanapę. Gdy weszłam do łazienki, oparłam się o sedes i zmymiotowałam. Co mi mogło zaszkodzić? Moze to jabłko? Jakoś dziwnie smakowało, jakby zgniłe... Umyłam buzie i oparłam się o blat. Jęknęłam. Chwyciłam się za brzuch.
-Ach! -bolało. siadłam na krześle, prze wielkim lustrem obejmującym dwie, a nawet trzy stojące osoby. podparłam się i odwruciłam się bokiem do lustra. Na moim brzychy widać było wybrzuszenie i to dość spore. pomacałam swój brzuch i znów jęknęłam. Wciągnełam brzuch. wybrzuszenie nie znikało. Nie było innego rozwiązania... Byłam w ciąży. Bardzo się ucieszyłam, ale zaraz sytuacja odwruciła się o 180 stopni, i zaczęłam się zataawiać, z kim jestem w ciąży... Napewno nie z Jacobem... Jedyną osobą, z którą to robiłam był... Nahuel. Usyszałam, że Jacob wchodzi do domu.
-Nessie, wróciłem! -krzyknąl - Nie było niczego ciekawego, więc postanowiłem wrócić... Nessie!!! Gdzie jesteś?!
-Jestem... tu... -szepnęłam więdząc, że Jacob mnie usłyszy.
-Nessie?! - i już był w łazięce Syknęłam, bo to coś co było we mnie kopnęło mnie z całej siły. Upadłam na pufe, a Jacob zamortyzował upadek, podpierając mnie.
-Nessie, co się dzieję??? -spytal zdenerwowany Jacob.
-Ja... Jestem w ciąży... -powiedziałam po chwili ciszy- z... Nahuelem. -To ostatnie słowo, ledwo co powiedziałam.
-Co? Ale jak to?!
-Jacob...
-Ten łajd...
-Jacob... Proszę, pomóż mi...- załkałam.
-Nessie, oczywiścię, że ci pomogę, nie pozwolę, żeby to... To coś, zrobło ci krzywdę, nic się nie martw. Dzwonię po Carlisle'a, alby przywiózł swój sprzęt. -powiedział spanikowany, całując mnie w czoło, wychodząc z łazienki. Złapałam jego dłoń. Nie chciałam żeby zostawiał mnie nawet samą w pomieszczeniu.
-Jacob, chcę iść z tobą... Nie chcę zostawać sama...
-Oczywiście... -uśmiechnął sie czule. Wziął mnie na ręcę, przytuliłam się do niego. Zszedl na dół i polorzył delikatnie na kanapie. -Poleż tu sobie a ja zadzwonię... Nie odejdę.
-Dobrze. -uśmiehnęłam się delikatnie. Zaczłam się zastanawiać, co ja teraz zrobię? Nie chcę dziecka, nie chce dziecka Nahuela! Pfu! Złapałam się za brzuch, syknęłam. NA moim czole pojawiły sie krople potu, które Jacob pośpiesznie starł.
-Wszystko będzie dobrze Nessie... Trzymaj się... -szepnął. Widać było, że okropnie się martwi. Tak. balam się. Wiedziałam, że jeśli chcę się dziecka pozbyć, będzie to bardzo bolało...
-Nessie, twoja rodzina zabiła tego wampira, i kazala nam wracać, bo Carlisle nie da rady przenieść tu calego sprzętu... -powiedział ze zlością- Nie będziemy korzystać z samolotu. Pojedziesz na mnie... I nie zaprzeczaj...
-D-Dobrze.
-Spokojnie -pocałował mnie czule w usta.
-Wiem... Będzie bolało, prawda? -spytalam nieśmiało.
-Carlisle poda ci odpowiednią dawkę morfiny i niczego nie poczujesz... Wyruszajmy. jesteś gotowa.? -powiedział z troską.
-Tak. im szybciej tym lepiej... A będzie ta Nahuel... Czy już nie ma go na tym świecie?
-Będzie... pozwolimy ci go wykończyć, jeśli tylko będziesz chciała.
-Z wielką chęcią -zdusiłam w sobię jęk. Jacob się przemienił, a ja na niego ostrożnie wsiadlam... podróżowaliśmy o wiele szybciej, "Wszystko będzie będzie dobrze Nessie..", powtarzałam sobie w myślach. Musi być.
*********************************************************
Uff. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nikt się nie spodziewał, że Renesmee zajdzię w ciążę z NAHUELEM. A to, co będzie działo się potem, jeszcze bardziej was zaskoczy.
Karolina
środa, 7 sierpnia 2013
Rozdział XXX "Jacob"
Nasze pocałunki (a bylo ich bardzo dużo) przerwał telefon, który był od Belli. obwieściła nam, że będą najwcześniej za tydzień. Za powód spóźnienia, podała to, że linie lotnicze sa nieczynne, a ja na to, że przeciez są wampirami, ale zignorowała moją uwagę. Ja z Jacobem ogarneliśmy nasze tymczasowe lokum i wybraliśmy pokoje. Jacob oczywiście miał pokój koło mojego. Ja miałam pokój przy głównej ścianie domu, więc Jacob był moim jedynym "sąsiadem". Jeśli chodzi o Jacoba za scianą, to się cieszyłam, bo nie chcialam, zeby był daleko, ale nie chciałam żeby był też za blisko, naprzykład kołomnie w nocy...
Siedzieliśmy w salonie, przy kominku, ja oparta o ramię Jacoba, i Jacob, głaszczący mnie po głowie... Coś pieknego. Po tej bardzo długiej rozłące, byłam bardzo wstydliwa przy Jacobie. przypomniało mi sie, że kiedyś, bardzo dawno temu, zanim Jacob odszedł, nie mósiałam dotykać twarzy Jacoba, wystarczyła jego dłoń... Korzystajac z tej "funkcji", pokazałam Jacobowi, że go kocham, tylko chyba tylko wyczuł, że się tego wstydzę...
-Ja też cię kocham, i nikogo inego... -szepnął
- Ym...Kocham cię. -powiedziałam z zawachaniem, a Jacob się uśmiechnął.
-Ness... Renesmee...
-Możesz mówić do mnie Nessie, czy Ness... Jak wolisz. -zaproponowałam.
-A wiec, dobrze. -umiechnęłam się do niego- Nessie... Ym... Nie wiem, czy mogę cie o to zapytać... -"To zależy o co... ", pomyslałam, ale sie domyślałam. Nadal załam Jacoba jak nikt inny. chciał się spytać, jak sie czulam, i jak sobie radziłam gdy go nie było...
-Znaczy... Możesz. Możesz o to spytac.
-Ale skąd wiesz o co?
-Nawet po tak długim czasie, nadal znam cię jak nikt inny.
-Och, racja. A więc, czy mogę wiedzieć?
-Hmmm... Eh.... Ymmm... -zawahałam się. Jak ja mam mu to powiedzieć, aby go to jak najmniej zabolało, aby MNIE to jak najmniej zabolało? Może oszczędzić mu parę szczegółów...
-Jak nie chcesz to nie mów, ja cie do niczego nie zmuszam, zrobisz jak chcesz, wiem że to jest...
-nie nie. Mozesz wiedzieć. Nie ma problemu... A więc... Yyy...
-Tylko, prosze Nessie, nie oszczędzaj mnie, powiedz mi wszystko... Jeśli to nie będzie dla ciebie zawiele.
-No... dobrze -zgodziłam sie z trudem... Wiem! Pokarze mu to. Uniosłam swoja dłoń, i powoli zbliżyłam do jego twarzy - Tak chyba będzie najlepiej... -Dotknęłam jego twarzy. Jacob zamknął oczy, dla lepszego efektu. Często sie wzdrygał i krzywił... W pewnym momencie, Jacob otworzył szeroko oczy... Nie. Nie, Nie i nie. Chyba pokazałam mu prze przypadek to czego nie powinnam mu pokazywać... gdy mój film dobiegał końca, pokazałam mu scenke, o której zapomniałam... Tą okropną noc z Nahuelem...oderwałam błyskawicznie dłoń od jego twarzy jak poparzona i uciekłam w cień. Jacob siedział zszokowany, nie mogąc nic powiedzieć...
-Przpraszam... -wyszeptałam i pobieglam do swego pokoju, bliska płaczu. Od razu padlam na łóżko, zalewajc się łzami, nie chciałam plakać i nie wiem dlaczego płakałam. Dlaczego ja zawsze musze wszystko zepsuć?!
-Dlaczego ja zawsze musze wszystko zepsuć?! -z żalu aż powiedzialam to na głos. Co Jacb wtedy zobaczył? Nasze gorące, namiętne pocałunki, moje i Nahuela. Moje jęki, i to czego zobaczyć nie powinien to czego nie powinnam była robić... Uslyszałam ciche skrzypienie drzwi... Jacob. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać, po tym co mu pokazałam... Bylam okropna...
-Nessie, nic się nie stało, rozumiem... -powedział delikatnie, spokojnie, lecz nadal w jego głosie było słychać zszokowanie.
-N-nie mów t-tak, jestem o-okropna... Głu-upia... -łkalam i jąkałam sie. Jacob siadł koło mnie i spróbował mnie odwrócić, lecz gdy zobaczył że się opieram, kucnął koło łóżka i chwycił moją dloń.
-Nie. Nie możesz tak mowić. Zakazuję ci tak nie mówić. I... Bardzo dobrze że mi to pokazałaś... A poza tym... Ja też czysty nie jestm - zaśmiał się cicho.
-O co ci chodzi... O cz-czym ty mówisz?
-No, poznałem taką jedną dziewczyne... Ładną. -zasmuciłam sie, a Jacob zaśmiał się- Ładną, ale nie najpiękniejszą, bo ja już mam kobietę swego życia. Była bardzo tym zasmucona... Miała na imie Lara. Lara Muklikosarika, więc z tym nazwiskiem to szkoda gadać!
-No ale co z tym, że "Nie jesteś czysty", co?
-No bo... Całowaliśmy sie...
-tylko.
-No własnie nie. Przypadkowo.. Bylo coś malego... Więc dosonale cię rozuiem...
-Jestesmy kwita?
-Tak, mozna tak powiedzieć. -uśmiechnął się -Nie płacz -przetarł mi samotną łzę, spływającą po mym policzku...
-Przepraszam... Kocham cię... -szepnęłam
-Ja też... -zawahał się, ale widząc że sie nie sprzeciwiam, złożył delikatny pocałunek na mych ustach... Nie przerywałam go...
Jacob posunął się trochę dalej i zaczął rozpinać mi bluzke, ale się wycofał, odchrząknął i usiadł.
-No, to... Dobranoc. miłej nocy. -powiedział zawstydzony.
-dobranoc -zachichotałam i położyłam się spać.
****************************************************
I następny rozdział opublikowany. Proszę o komenstsy.
A i mam pytanie, czy może chcielibyście jakiś rozdział oczami Jacoba, Belli, Rose czy tam kogos innego, czy może tradycyjnie, cały czas oczami Renesmee? Odpowiedź piszcie w komentarzach.
A i mam pytanie, czy może chcielibyście jakiś rozdział oczami Jacoba, Belli, Rose czy tam kogos innego, czy może tradycyjnie, cały czas oczami Renesmee? Odpowiedź piszcie w komentarzach.
Karolina
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Rozdział XXIX "Niespodziewany wyjazd"
Byłam zdezorintowana i przes traszona. Nie wiem dalaczego, ale złapałam rękę Jacoba i nie chciałam jej póścić...
-Ona niczego nie mósi wybierać -warknęła na Nahuela Bella -A poza tym, nie powinieneś się wtrącać, nie jesteś członkiem naszej rodziny.
-A chcesz się założyć??? -syknął Nahuel, a Edward warknąl na niego, po czym Nahuel się zamknął.
-A... Ale o co chodzi? -spytałam nieśmiało.
-No... -zaczęła Esme.
-Powinniśmy im powiedzieć -stwierdził Carlisle's
- A wiec -zaczął Edward- W okolicy pojawił sie obcy wampir -faktem jest, że dawno i o tym pewnie już o tym wiecie- ale zauważyliśmy, że zaczał on chodzić i szukać... Szukać... Renesmee. i z tego powodu mósimy wyjechać. Całą rodziną. -Zapadła głucha cisza. Jacob chyba chciał zaporotestował ale sie powstrzymał.
Wampir. Obcy. Szukał, a nawet polował na mnie. Ale z jakiej racji?
-Uch... No... myślę, że możesz, a nawet powinieneś z nami jechać, Jacob. -powiedział Edward. Co?! Jacob miał z nami jechać? -Przykro mi Renesmee, ale tak będzie najlepiej. Co ty o tym sądzisz Sam?
-Hmm... Tak, zgadzam się. Wystarczy to, że będziemy mogli się z Jacobem kontaktować... Bo będziemy mieli z nim kontakt, prawda? -zgodził się Sam.
-Tak, będziecie. -potwierdził tata- Dobra, do rzeczy. Renesmee, musimy jak najszybciej, najlepiej teraz i tak zrobimy. Ustalilismy, że pojedziemy w parach, bądź trójkach. A więc ja i Alice, Rose, Esme i Emmet, oraz Bella i Carlisle... A ty, pojedziesz z Jacobem...
-Co?! -krzyknęłam zszokowana. Najpierw to, że z nami jedzie, a teraz jeszcze mam być z nim w jednym miejscu?! Nie, tego było już za wiele. Oni zwariowali!
-Bardzo możliwe... -mruknął tata.
-Ym... Wszystko jest już gotowe! -pisnęła Alice, żeby rozładować napiętą sytuacje.
-Wspaniale... -baknęłam
***
-Jedziemy na Alaskę??? -spytał Jacob gdy byliśmy w samomolocie, najwyraźniej nie był tym faktem zachwycony.
-Tak... Ym... Rodzina Tanya'i Zwolniła nam dom w obecnej sytuację... -nadal było mi z nim dziwnie rozmawiać.
-Nie możemy lecieć w jakieś inne miejsce pólnocne?
-Co ci w tym miejscu nie pasuje?!
-Nic...
-Uch. -Jacob był denerwująy. To dziwne... Najpierw nie chciałam żeby odszedł, a teraz cholernie mnie denerwował...
-Nessie? -spytal Jacob gdy wystartowalismy.
-Jakbyś nie wiedział, to mam na nazywam sie Renesmee. Renesmee Carlie Cullen.
-Tak dobrze... Ale byłaś kiedyś... Black
-Kiedyś. -fuknęłam.
-Tak... Może znów będziesz... -mruknął
-A może nie?
-Renesmee, czy... Ty i... Nahuel... Czy wy... Kiedyś...
-A co cię to obchodzi?
-jestem ciekawską osobą...
-A nawet jesli, to co?
-No... Nic. chciałbym wiedzieć...
-Ym...no... Tak. Raz.
-Co?
-No... znaczy... To było raz, niechcący, przypadkiem... To była chwila nierossądku, uniesienia... Ja... byłam w dole... Ja nie miałam nikogo.. Ja.... To nie było kontrolowane.. Ja... -Nie wiem dalczego, ale zaczęłam płakać.
-Spokonie Ne... Renesmee... Ciiii. Rozumiem, nic sie nie stało... Spokojnie... Ciii -uspakajał mnie Jacob. przytulił mnie... Jak bardzo mi tego brakowało...
***
byliśmy pierwsi, a reszta rodziny miała być jutro, albo bardzo późno wieczorem
-Renesmee, już dobrze?
-Tak... Ale...
-Ale co? -spytał zaniepokojony Jacob. Już nie wytrzymałam... Nie mogłam się oprzeć, nei mogłam nie skorzystać... Pocałowałam Jacoba, jak najbardziej prawdziwie. Był zaskoczony, ale pozytywnie. Nie mósiałam dużo czekać.
-Dobiero teraz jest idealnie... -szepnelam.
********************************************************
Oto pierwszy rozdział, po dłuuuugiej przerwie. Mam nadzieję, że się podobał.
Gdy czytam inne blogi o Renesmee, widzę, że mój się czymś od nich różni... Że naprawde jest gorszy od pozostałych. zgadzam się z LeeLou, że czegoś na moim blogu brakuje... Lecz nie wiem czego.
Chcę Wam powiedzieć, że ja nie pisze bloga od tak. Nie pisze go tak jak inni piszą swoje blogi. Ja piszę tego bloga bo... Ja tutaj wyrażam swoje emocje, przez Renesmee. Nie myślcie, że wykorzystuej postać Renesmee, ja mam jej historie, zakodowaną. Nie myślcie również, że ja robię z siebie ofiare losu, nie. Ale ja tylko nie jestem szczęsliwą osoba, ja tylko na taką wyglądam, tylko gram szczęśliwą... Lecz jest to coraz trudniejsze...
No dobra, ale dość o mnie, ja dramatyzuje :)
Teraz o blogu. Następny rozdział - już XXX - będzie dość szybko. Zdradze wam, że mam już kilka rozdziałów, napisanych i, będę je do jakiś czas publikowac. Ten post opublikowałam, bo miałam wenę i szkoda było mi ją stracić i postanowiłam ODWIESIĆ BLOGA. Mam nadzieję że sie z tego powodu cieszycie :)
Naraskaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
:D
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
-Ona niczego nie mósi wybierać -warknęła na Nahuela Bella -A poza tym, nie powinieneś się wtrącać, nie jesteś członkiem naszej rodziny.
-A chcesz się założyć??? -syknął Nahuel, a Edward warknąl na niego, po czym Nahuel się zamknął.
-A... Ale o co chodzi? -spytałam nieśmiało.
-No... -zaczęła Esme.
-Powinniśmy im powiedzieć -stwierdził Carlisle's
- A wiec -zaczął Edward- W okolicy pojawił sie obcy wampir -faktem jest, że dawno i o tym pewnie już o tym wiecie- ale zauważyliśmy, że zaczał on chodzić i szukać... Szukać... Renesmee. i z tego powodu mósimy wyjechać. Całą rodziną. -Zapadła głucha cisza. Jacob chyba chciał zaporotestował ale sie powstrzymał.
Wampir. Obcy. Szukał, a nawet polował na mnie. Ale z jakiej racji?
-Uch... No... myślę, że możesz, a nawet powinieneś z nami jechać, Jacob. -powiedział Edward. Co?! Jacob miał z nami jechać? -Przykro mi Renesmee, ale tak będzie najlepiej. Co ty o tym sądzisz Sam?
-Hmm... Tak, zgadzam się. Wystarczy to, że będziemy mogli się z Jacobem kontaktować... Bo będziemy mieli z nim kontakt, prawda? -zgodził się Sam.
-Tak, będziecie. -potwierdził tata- Dobra, do rzeczy. Renesmee, musimy jak najszybciej, najlepiej teraz i tak zrobimy. Ustalilismy, że pojedziemy w parach, bądź trójkach. A więc ja i Alice, Rose, Esme i Emmet, oraz Bella i Carlisle... A ty, pojedziesz z Jacobem...
-Co?! -krzyknęłam zszokowana. Najpierw to, że z nami jedzie, a teraz jeszcze mam być z nim w jednym miejscu?! Nie, tego było już za wiele. Oni zwariowali!
-Bardzo możliwe... -mruknął tata.
-Ym... Wszystko jest już gotowe! -pisnęła Alice, żeby rozładować napiętą sytuacje.
-Wspaniale... -baknęłam
***
-Jedziemy na Alaskę??? -spytał Jacob gdy byliśmy w samomolocie, najwyraźniej nie był tym faktem zachwycony.
-Tak... Ym... Rodzina Tanya'i Zwolniła nam dom w obecnej sytuację... -nadal było mi z nim dziwnie rozmawiać.
-Nie możemy lecieć w jakieś inne miejsce pólnocne?
-Co ci w tym miejscu nie pasuje?!
-Nic...
-Uch. -Jacob był denerwująy. To dziwne... Najpierw nie chciałam żeby odszedł, a teraz cholernie mnie denerwował...
-Nessie? -spytal Jacob gdy wystartowalismy.
-Jakbyś nie wiedział, to mam na nazywam sie Renesmee. Renesmee Carlie Cullen.
-Tak dobrze... Ale byłaś kiedyś... Black
-Kiedyś. -fuknęłam.
-Tak... Może znów będziesz... -mruknął
-A może nie?
-Renesmee, czy... Ty i... Nahuel... Czy wy... Kiedyś...
-A co cię to obchodzi?
-jestem ciekawską osobą...
-A nawet jesli, to co?
-No... Nic. chciałbym wiedzieć...
-Ym...no... Tak. Raz.
-Co?
-No... znaczy... To było raz, niechcący, przypadkiem... To była chwila nierossądku, uniesienia... Ja... byłam w dole... Ja nie miałam nikogo.. Ja.... To nie było kontrolowane.. Ja... -Nie wiem dalczego, ale zaczęłam płakać.
-Spokonie Ne... Renesmee... Ciiii. Rozumiem, nic sie nie stało... Spokojnie... Ciii -uspakajał mnie Jacob. przytulił mnie... Jak bardzo mi tego brakowało...
***
byliśmy pierwsi, a reszta rodziny miała być jutro, albo bardzo późno wieczorem
-Renesmee, już dobrze?
-Tak... Ale...
-Ale co? -spytał zaniepokojony Jacob. Już nie wytrzymałam... Nie mogłam się oprzeć, nei mogłam nie skorzystać... Pocałowałam Jacoba, jak najbardziej prawdziwie. Był zaskoczony, ale pozytywnie. Nie mósiałam dużo czekać.
-Dobiero teraz jest idealnie... -szepnelam.
********************************************************
Oto pierwszy rozdział, po dłuuuugiej przerwie. Mam nadzieję, że się podobał.
Gdy czytam inne blogi o Renesmee, widzę, że mój się czymś od nich różni... Że naprawde jest gorszy od pozostałych. zgadzam się z LeeLou, że czegoś na moim blogu brakuje... Lecz nie wiem czego.
Chcę Wam powiedzieć, że ja nie pisze bloga od tak. Nie pisze go tak jak inni piszą swoje blogi. Ja piszę tego bloga bo... Ja tutaj wyrażam swoje emocje, przez Renesmee. Nie myślcie, że wykorzystuej postać Renesmee, ja mam jej historie, zakodowaną. Nie myślcie również, że ja robię z siebie ofiare losu, nie. Ale ja tylko nie jestem szczęsliwą osoba, ja tylko na taką wyglądam, tylko gram szczęśliwą... Lecz jest to coraz trudniejsze...
No dobra, ale dość o mnie, ja dramatyzuje :)
Teraz o blogu. Następny rozdział - już XXX - będzie dość szybko. Zdradze wam, że mam już kilka rozdziałów, napisanych i, będę je do jakiś czas publikowac. Ten post opublikowałam, bo miałam wenę i szkoda było mi ją stracić i postanowiłam ODWIESIĆ BLOGA. Mam nadzieję że sie z tego powodu cieszycie :)
Naraskaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
:D
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
czwartek, 4 lipca 2013
Rozdział XXVIII " Wyjaśnienia"
-Och, Nessie, przecież ty ledwo stoisz. -powiedział Jacob i sporóbowałwziąć mnie na ręcę. Odepchnęłam go. Fakt faktem, że nogi dygotały mi na wszystkie strony.
-Jacob, to nie ja przed chwilą umierałam.
-Nessie, to nie ja przez 2 lata cierpiałem w samotności i tęsknocie. To nie ja robiłem te wszystkie rzeczy, jakie zrobiłaś ty! Nessie...
-Mam rozumieć, zę ty nie tęskniłeś, nie cierpiałeś w samotności, tak? -spytałam ironicznie- A czy mogę usłyszeć jakieś wyjaśnienia? No chyba że na nie nie zasłużyąłm.
-Nie, nie, nie. To nie tak Nessie. Ja, naprawdę wszystko ci wytłumaczę, ale nie teraz. Nie tutaj. -wzniosłam oczy ku niebu i podeszłąm do Jacoba. Jak to ja, potknęłam się o kamień. A JAcob jak to Jacob złapał mnie, i błyskawicznie wziął mnie na ręce.
-Odpoczywaj...
***
Leżałąm na czymś miękkim. A ktośgłaskal mnie po głowie.
-Przepraszam. Obudziłem cię?
-Nie, nie. Sama się obudziłąm...
-Ale śpij, Nessie, śpij... -nalegał Jacob.
-Nie Jacob. -powiedziałam stanowczo- Nie będę spać. Proszę o wyjaśnienia.
-Ah tak. Nie za bardzo wiem od czego zacząć.
-Od początku, chyba będzie najlepiej.
-No więc... Śledziłem was tamtego dnia. -westchnął Jacob- Widziałem jak ci dobrze w jego obecności... Żadnych ograniczeń i w ogóle, romawiałaś z nim jakoś tak.. Sam nie wiem. Nie tak jak ze mną... Gdy zaczął cię całować, ja... Ja naprawdę chciałem zainterweniować, ale.. Nie wiem, jakoś mnie tak zamurowało. Nie wytrzymałem. Gdy powiedział, że... Że kochasz jego bardziej, niż... Nież mnie... Wiedziałem że to może być prawda. -ukrył twarz w dłoniach, było mi go naprawde żal- Gdy... Próbowałaś mnie uspokoić... Zdałem sobie sprawe, że to że jestem wpojony, nie ma żadnego znaczenia, i że stoję ci na drodze do szczęścia... Och, jak bardzo się myliłem. Gdy cie odrzuciło... Postanowiłem, że... odejdę. Tak jak Edward...Eh. Wiedziałem że ja mogę ci zrobić więcej krzywdy niz ktokolwiek inny... Zacząłem wariować i... tracić siły. Umierałem. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem, kiedy przyszłaś wtedy do mnie, ale wmówiłem sobie, że... Że... Że muszę się trzymać od ciebie z daleka... że tak będzie lepiej. Och, jaki ja byłem głupi! Nigdy sobie tego nie wybacze... I zrozumiem, jeśli ty, nie wybaczysz mnie... -biedny Jacob, pomyśłałam, było w tym tyle bólu.
-Jacob... CZy... Czy mógłbyś dać mi trochę czasu? JA...
-Rozumiem. Dam ci tyle czasu ile tylko będzie ci potrzeba.
-DZiękuję Jacob. A teraz... Muszę już wracać.
-Ach... NO tak, dobrze. Odprowadze cię.
-Dobrze. -wyszliśmy z domku w kierunku domu Carlisle'a. Szliśmy w ciszy. I wtedy się stało. Cała rodzina, cała. Spotkaliśmy ją. Całą moją rodzinę.... I Nahuela.
-Wybieraj, Nessie. -rzekł Nahuel.
**********************************************************
Skończyłam. MAm nadzieję że się podobło, i był to lepszy rozdział, niż ostatni, choć krótszy.
Chciałam wam powiedzieć, że zawieszam bloga. Przepraszam. Bloga "odwieszę" Za miesiąc, lub pod koniec Wakacji. Jeszcze raz przepraszam, ale teraz wszycy wyjeżdżają (ja też) i nie mają czasu czytać bloga :).
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
P.S. Miłych Wakacji Wam Życzę!!!
-Jacob, to nie ja przed chwilą umierałam.
-Nessie, to nie ja przez 2 lata cierpiałem w samotności i tęsknocie. To nie ja robiłem te wszystkie rzeczy, jakie zrobiłaś ty! Nessie...
-Mam rozumieć, zę ty nie tęskniłeś, nie cierpiałeś w samotności, tak? -spytałam ironicznie- A czy mogę usłyszeć jakieś wyjaśnienia? No chyba że na nie nie zasłużyąłm.
-Nie, nie, nie. To nie tak Nessie. Ja, naprawdę wszystko ci wytłumaczę, ale nie teraz. Nie tutaj. -wzniosłam oczy ku niebu i podeszłąm do Jacoba. Jak to ja, potknęłam się o kamień. A JAcob jak to Jacob złapał mnie, i błyskawicznie wziął mnie na ręce.
-Odpoczywaj...
***
Leżałąm na czymś miękkim. A ktośgłaskal mnie po głowie.
-Przepraszam. Obudziłem cię?
-Nie, nie. Sama się obudziłąm...
-Ale śpij, Nessie, śpij... -nalegał Jacob.
-Nie Jacob. -powiedziałam stanowczo- Nie będę spać. Proszę o wyjaśnienia.
-Ah tak. Nie za bardzo wiem od czego zacząć.
-Od początku, chyba będzie najlepiej.
-No więc... Śledziłem was tamtego dnia. -westchnął Jacob- Widziałem jak ci dobrze w jego obecności... Żadnych ograniczeń i w ogóle, romawiałaś z nim jakoś tak.. Sam nie wiem. Nie tak jak ze mną... Gdy zaczął cię całować, ja... Ja naprawdę chciałem zainterweniować, ale.. Nie wiem, jakoś mnie tak zamurowało. Nie wytrzymałem. Gdy powiedział, że... Że kochasz jego bardziej, niż... Nież mnie... Wiedziałem że to może być prawda. -ukrył twarz w dłoniach, było mi go naprawde żal- Gdy... Próbowałaś mnie uspokoić... Zdałem sobie sprawe, że to że jestem wpojony, nie ma żadnego znaczenia, i że stoję ci na drodze do szczęścia... Och, jak bardzo się myliłem. Gdy cie odrzuciło... Postanowiłem, że... odejdę. Tak jak Edward...Eh. Wiedziałem że ja mogę ci zrobić więcej krzywdy niz ktokolwiek inny... Zacząłem wariować i... tracić siły. Umierałem. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem, kiedy przyszłaś wtedy do mnie, ale wmówiłem sobie, że... Że... Że muszę się trzymać od ciebie z daleka... że tak będzie lepiej. Och, jaki ja byłem głupi! Nigdy sobie tego nie wybacze... I zrozumiem, jeśli ty, nie wybaczysz mnie... -biedny Jacob, pomyśłałam, było w tym tyle bólu.
-Jacob... CZy... Czy mógłbyś dać mi trochę czasu? JA...
-Rozumiem. Dam ci tyle czasu ile tylko będzie ci potrzeba.
-DZiękuję Jacob. A teraz... Muszę już wracać.
-Ach... NO tak, dobrze. Odprowadze cię.
-Dobrze. -wyszliśmy z domku w kierunku domu Carlisle'a. Szliśmy w ciszy. I wtedy się stało. Cała rodzina, cała. Spotkaliśmy ją. Całą moją rodzinę.... I Nahuela.
-Wybieraj, Nessie. -rzekł Nahuel.
**********************************************************
Skończyłam. MAm nadzieję że się podobło, i był to lepszy rozdział, niż ostatni, choć krótszy.
Chciałam wam powiedzieć, że zawieszam bloga. Przepraszam. Bloga "odwieszę" Za miesiąc, lub pod koniec Wakacji. Jeszcze raz przepraszam, ale teraz wszycy wyjeżdżają (ja też) i nie mają czasu czytać bloga :).
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
P.S. Miłych Wakacji Wam Życzę!!!
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Rozdział XXVII "Miłość"
-Nessie, ja tylko chcę powiedzieć, że Jacob, mozę być taki miły ponieważ...
-Nie! Nie nie nie!!! Mów wszystko o wszystkich, ale tylko nie o nim! -wrzasnełam.
-No ale... Mogę się zmienić?
-CO?
-No Zmienić. W Wilka. Teraz.
-Ach, no jasne. Sorki, ale nie jestem już do tego przyzwyczajona...
-Dobra. -uśmiechnęla się Lea.
-ALe prowadź, bo ja już nie wiem gdzie mamy iść. -i zmioeniła się. Pobiegłyśmy , Lea przodem.
-To tu? Wyczówam ten smród... zapach -poprawiłam.
-Kiedyś ci to nie przeszkadzało. -zmroziłą mnie wzrokiem Lea, kiedy tylko się przemieniła.
-Jak sama mówisz. KIEDYŚ mi to nie przeszkadzało, a TERAZ mi to przeszkadza.
-No dobra, chodź.
-Ale... JEśli...
-Nessie. -posłusznie wstałam- Chodź. Nie bój się. Teraz się na ciebie nie rzuci.
-Ha ha ha... -Poszliśmy w stronę domku, gdzie stali : Sam, Quil, Embry, Jared i reszta. Weszłam do środka, nie witając się z tymi co stali na zewnątrz. Powoli, ospale zerknęlam do pokoju Jacoba.
-Nessie?! -warknął- znaczy... Nessie? -był zły. Bardzo. wybiegłam, gdyż ból dał mi o sobie znać.
-Nessie! -krzykneła Lea i spojrzała na Sama. Siadłam na ławeczce, i zakryłam twarz dłońmi.
-Co ty wyrabiasz, Jacob?! -krzyczał Sam z domku.
-Co ja wyrabiam?! -wychrypiał Jacob - Po co ją tu ściągneliście?!
-JAk to po co?! Żeby cie uratowała, debilu! Już dość się przez ciebie wycierpiała, i wierz, że nie chce już tu dłużej być! Proszę ci Jacob! Zrób to dla niej! I... Skończ tą całą cholerną szopkę!
-A nie przyszło ci do głowy że ona to teraz słyszy? -spytał Jacob.
-Niech wie! Będź sobą... Ja ci to rozkazuję, i tym razem nie wywiniesz się od rozkazu, jak wtedy przy Belli!
-Już dobrze. Uspokój się!
-Nessie... -szepnęła Lea- Proszę.
Nie powiedzialam nic, tylko wstałam i poszłam...
-Hej... Nessie. -przywitał mnie Jacob.
-Ta... Hej -wyszeptałam.
-Przepraszam cie za tamto. Ja jestem po prostu zdenerwowany i...
-Nie, Jacob. Nie przepraszaj, nie dziękuj nic nie mów. Ja nie przyszłąm tu dla ciebie. Przyszłam tu dla sfory. -starałam się być ostra i stanowcza... Ale przy JAcobie nie było to takie łatwe.
-Nessie ja...
-Jacob. Czy wogóle da się ciebie uratować?
-CZy ja wiem.... Siadaj, proszę.
-Nie, dziękuję, ale wolę postać.
-Proszę. Proszenia mi nie zakazałaś.
-Nawet na łożu śmierci.... -Wzniosłam oczy ku niebu. Okropnie sie zatraciłam. Siadłam, ale to tyle.
-Słyszałaś ....
-Ta. Aż za bardzo.
-Eh.
-Nie zamartwiaj sie, Jacob. Mnie i tak to juz wogóle nie obchodzi.
-Wogóle?
-A co ty myslałeś, że po tym co mi zrobiłeś, będzie to coś wogóle dal mnie znaczyło?! Człowieku, obódź się!
***
Skończyło się na rozmowie. Zapomniałam o tym wszystkim. Jacob czół się o wiele lepiej. Położyłąm głowę na jego kladzce piersiowej.
-Serio, Nessie. Już mi lepiej. Co jest dziwne, kości mi się zrosły. -zaśmiał sie Jacob. -No bo wiesz... Zaczęły mi się łamać. -teraz to ja się zaśmiałam. Nagle Jacob, zaczął mnie głaskać po głowie. A jeśli... Co jeśli Lea, chciała powiedzieć, że Jacob będdzie dlatego taki miły, bo nie chce mi zrobić przykrości. A jeśli mu pomogę... I znów będzie tak jhak dawniej.... Dlaczego ja go tak bardzo kocham? Łza spłyneła po moim policzku i dotkła Jacoba. Poczuł, ale nic nie powiedział. Nie... To za bardzo mnie zaboli...
-Nie... Jacob. Nie... Ja nie mogę.... Przepraszam... Żegnaj -wyszlochałam i zerwałam się z krzesła. Wybiekłam. Biegłam nad klif. Już teraz czułam ból. Nie chciałam tego... Po co wogóle tam poszłam? Umarł by i już by go nie było. Przyklęknęłam na klifie, patrząc w przepaśc, a moje ręce nieśwaidomie szukały czegoś ostrego. Znalazły krzemień, ale i tak nie mogłam się nim przeciąć. Trysnęło za ledwie tylko trochę krwi. Nie było innego wyjścia. Spadłąm w przepaść. Leciałam wolna. Wpadłam do wody i jak planowałam nie mogłam się wynurzyć. Instynktownie próbowałam się wynurzyć i zaczerpnąć powietrza, choć nie chciałam tego. Robiłam sie słabsza, zamknełam oczy...
Przypomniały mi się te wszystkie piękne chwile z Jacobem. Ktoś mnie pociągnął i głośno zaczerpnęłam powietrza.
-CO... Co ty robisz? -To był Jacob.
-Raczej co ty robisz?!
-Ratuję cię.... CZy naprawdę myśłisz że był bym w stanei cię skrzywdzić?!
-Tak! Tak właśnie myśle! A poza tym Juz to zrobiłeś, i cały czas robisz!
-Ale... uh. CZy ty naprawdę nic nie wiesz?!
-Jak się miałam dowiedzieć?! Może ty mi powiedeziałeś, tylko nie słyszałam?
-Nessie... Ja..
-Tak to ty.... Proszę. Zostaw... Ja...
-Nessie, JA cię kocham!
-Co ty bredzisz?!
-Kocham cię!
-Słowa piękne, naprawdę! Teraz słodko wszystko przedstawisz, a potem co?! Ja tak Jacob nie mogę! -Szlochałam, Jacob nadal trzymał mnie w ramionach.
-Nie... Ja naprawdę cię przepraszam...
-Co mi z tych przeprosin?!
-Kocham cię! Kocham naprawdę!
-Ale ja cie nie!!! -wydarłam się.
-Nie mów tak
-Będę!
-Wiesz, że tak nie jest. -Wiedziałąm to -
-Ja nie chcię już cię kochać... Już nie... -Jacob umilkł.
-Ja to zmienię... Będę walczył.
-Po co? Dla kogo?
-Dla ciebie!
-Ale ja.... Bedę z rodziną... I może z Nahuelem.
-Nie. Nie... Kocham cię... -Pocałował mnie czule. To było piękne, a ja wiedziałam że bez niego żyć nie mogę...
-Nessie... Nessie... -To był JAcob.
-Jacob?
-Tak... Ten... Prawdziwy.
-Jacob....
-Ja, ja wszystko przemyślałem, i jeśli potrzebujesz czasu, ja ci go dam. Ja... SKoro już sie lepiej czujesz, pójdę. -Wstał i poszedł. JA siedziałam zamurowana. Nie.
-Jacob! Jacob! -rzuciłąm się na niego -Nie, proszę... Nie zostawiaj mnie znowu... Proszę... Jacob!
-Nessie... -Przytulił mnie -Nigdy. Już nigdy.
-Prosze... Jacob. -Zaczęłam płakać...-
-Nie płacz...
-JA... Ja tylko... Ja cię kocham i....
-Ja też cie kocham! Obiecuję, przyrzekam że już nigdy cię nie zostawię.
-Kocham cię!
-Ja też... Bardzo.
-Wracajmy... A kiedy byłaś ostatnio w kmiennym domku?
-DAwno temu...
-To chodźmy. Odpoczniesz. -pocałowal mnie w czoło.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Skończyłam. Mam nadzieję, że się podobało. ALe... Jeszcze was zaskoczę. Naraskaaaa!
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
-Nie! Nie nie nie!!! Mów wszystko o wszystkich, ale tylko nie o nim! -wrzasnełam.
-No ale... Mogę się zmienić?
-CO?
-No Zmienić. W Wilka. Teraz.
-Ach, no jasne. Sorki, ale nie jestem już do tego przyzwyczajona...
-Dobra. -uśmiechnęla się Lea.
-ALe prowadź, bo ja już nie wiem gdzie mamy iść. -i zmioeniła się. Pobiegłyśmy , Lea przodem.
-To tu? Wyczówam ten smród... zapach -poprawiłam.
-Kiedyś ci to nie przeszkadzało. -zmroziłą mnie wzrokiem Lea, kiedy tylko się przemieniła.
-Jak sama mówisz. KIEDYŚ mi to nie przeszkadzało, a TERAZ mi to przeszkadza.
-No dobra, chodź.
-Ale... JEśli...
-Nessie. -posłusznie wstałam- Chodź. Nie bój się. Teraz się na ciebie nie rzuci.
-Ha ha ha... -Poszliśmy w stronę domku, gdzie stali : Sam, Quil, Embry, Jared i reszta. Weszłam do środka, nie witając się z tymi co stali na zewnątrz. Powoli, ospale zerknęlam do pokoju Jacoba.
-Nessie?! -warknął- znaczy... Nessie? -był zły. Bardzo. wybiegłam, gdyż ból dał mi o sobie znać.
-Nessie! -krzykneła Lea i spojrzała na Sama. Siadłam na ławeczce, i zakryłam twarz dłońmi.
-Co ty wyrabiasz, Jacob?! -krzyczał Sam z domku.
-Co ja wyrabiam?! -wychrypiał Jacob - Po co ją tu ściągneliście?!
-JAk to po co?! Żeby cie uratowała, debilu! Już dość się przez ciebie wycierpiała, i wierz, że nie chce już tu dłużej być! Proszę ci Jacob! Zrób to dla niej! I... Skończ tą całą cholerną szopkę!
-A nie przyszło ci do głowy że ona to teraz słyszy? -spytał Jacob.
-Niech wie! Będź sobą... Ja ci to rozkazuję, i tym razem nie wywiniesz się od rozkazu, jak wtedy przy Belli!
-Już dobrze. Uspokój się!
-Nessie... -szepnęła Lea- Proszę.
Nie powiedzialam nic, tylko wstałam i poszłam...
-Hej... Nessie. -przywitał mnie Jacob.
-Ta... Hej -wyszeptałam.
-Przepraszam cie za tamto. Ja jestem po prostu zdenerwowany i...
-Nie, Jacob. Nie przepraszaj, nie dziękuj nic nie mów. Ja nie przyszłąm tu dla ciebie. Przyszłam tu dla sfory. -starałam się być ostra i stanowcza... Ale przy JAcobie nie było to takie łatwe.
-Nessie ja...
-Jacob. Czy wogóle da się ciebie uratować?
-CZy ja wiem.... Siadaj, proszę.
-Nie, dziękuję, ale wolę postać.
-Proszę. Proszenia mi nie zakazałaś.
-Nawet na łożu śmierci.... -Wzniosłam oczy ku niebu. Okropnie sie zatraciłam. Siadłam, ale to tyle.
-Słyszałaś ....
-Ta. Aż za bardzo.
-Eh.
-Nie zamartwiaj sie, Jacob. Mnie i tak to juz wogóle nie obchodzi.
-Wogóle?
-A co ty myslałeś, że po tym co mi zrobiłeś, będzie to coś wogóle dal mnie znaczyło?! Człowieku, obódź się!
***
Skończyło się na rozmowie. Zapomniałam o tym wszystkim. Jacob czół się o wiele lepiej. Położyłąm głowę na jego kladzce piersiowej.
-Serio, Nessie. Już mi lepiej. Co jest dziwne, kości mi się zrosły. -zaśmiał sie Jacob. -No bo wiesz... Zaczęły mi się łamać. -teraz to ja się zaśmiałam. Nagle Jacob, zaczął mnie głaskać po głowie. A jeśli... Co jeśli Lea, chciała powiedzieć, że Jacob będdzie dlatego taki miły, bo nie chce mi zrobić przykrości. A jeśli mu pomogę... I znów będzie tak jhak dawniej.... Dlaczego ja go tak bardzo kocham? Łza spłyneła po moim policzku i dotkła Jacoba. Poczuł, ale nic nie powiedział. Nie... To za bardzo mnie zaboli...
-Nie... Jacob. Nie... Ja nie mogę.... Przepraszam... Żegnaj -wyszlochałam i zerwałam się z krzesła. Wybiekłam. Biegłam nad klif. Już teraz czułam ból. Nie chciałam tego... Po co wogóle tam poszłam? Umarł by i już by go nie było. Przyklęknęłam na klifie, patrząc w przepaśc, a moje ręce nieśwaidomie szukały czegoś ostrego. Znalazły krzemień, ale i tak nie mogłam się nim przeciąć. Trysnęło za ledwie tylko trochę krwi. Nie było innego wyjścia. Spadłąm w przepaść. Leciałam wolna. Wpadłam do wody i jak planowałam nie mogłam się wynurzyć. Instynktownie próbowałam się wynurzyć i zaczerpnąć powietrza, choć nie chciałam tego. Robiłam sie słabsza, zamknełam oczy...
Przypomniały mi się te wszystkie piękne chwile z Jacobem. Ktoś mnie pociągnął i głośno zaczerpnęłam powietrza.
-CO... Co ty robisz? -To był Jacob.
-Raczej co ty robisz?!
-Ratuję cię.... CZy naprawdę myśłisz że był bym w stanei cię skrzywdzić?!
-Tak! Tak właśnie myśle! A poza tym Juz to zrobiłeś, i cały czas robisz!
-Ale... uh. CZy ty naprawdę nic nie wiesz?!
-Jak się miałam dowiedzieć?! Może ty mi powiedeziałeś, tylko nie słyszałam?
-Nessie... Ja..
-Tak to ty.... Proszę. Zostaw... Ja...
-Nessie, JA cię kocham!
-Co ty bredzisz?!
-Kocham cię!
-Słowa piękne, naprawdę! Teraz słodko wszystko przedstawisz, a potem co?! Ja tak Jacob nie mogę! -Szlochałam, Jacob nadal trzymał mnie w ramionach.
-Nie... Ja naprawdę cię przepraszam...
-Co mi z tych przeprosin?!
-Kocham cię! Kocham naprawdę!
-Ale ja cie nie!!! -wydarłam się.
-Nie mów tak
-Będę!
-Wiesz, że tak nie jest. -Wiedziałąm to -
-Ja nie chcię już cię kochać... Już nie... -Jacob umilkł.
-Ja to zmienię... Będę walczył.
-Po co? Dla kogo?
-Dla ciebie!
-Ale ja.... Bedę z rodziną... I może z Nahuelem.
-Nie. Nie... Kocham cię... -Pocałował mnie czule. To było piękne, a ja wiedziałam że bez niego żyć nie mogę...
-Nessie... Nessie... -To był JAcob.
-Jacob?
-Tak... Ten... Prawdziwy.
-Jacob....
-Ja, ja wszystko przemyślałem, i jeśli potrzebujesz czasu, ja ci go dam. Ja... SKoro już sie lepiej czujesz, pójdę. -Wstał i poszedł. JA siedziałam zamurowana. Nie.
-Jacob! Jacob! -rzuciłąm się na niego -Nie, proszę... Nie zostawiaj mnie znowu... Proszę... Jacob!
-Nessie... -Przytulił mnie -Nigdy. Już nigdy.
-Prosze... Jacob. -Zaczęłam płakać...-
-Nie płacz...
-JA... Ja tylko... Ja cię kocham i....
-Ja też cie kocham! Obiecuję, przyrzekam że już nigdy cię nie zostawię.
-Kocham cię!
-Ja też... Bardzo.
-Wracajmy... A kiedy byłaś ostatnio w kmiennym domku?
-DAwno temu...
-To chodźmy. Odpoczniesz. -pocałowal mnie w czoło.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Skończyłam. Mam nadzieję, że się podobało. ALe... Jeszcze was zaskoczę. Naraskaaaa!
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
piątek, 7 czerwca 2013
Rozdział XXVI "Bolesne wspomnienia..."
Szliśmy do lasu. Tak. Do zwyczajnego lasu.
-No... Szczerze powiedziawszy to myślałam że wymyślisz coś o wiele głupszego.
-Ha, ha, ha. No bardz smieszne Nessie, naprawdę -uśmiechnęłam sie szeroko, na widok jego dziwnej miny.
-No dobra. To co planujesz?
-No... Nie wiem. Może nazbieramy jagód?
-Banalne, ale ok. -przewruciłąm oczami.
-Ty ty to chyba więcej jesz niż zbierasz. -powiedziałam.
-To jest możliwe.
-Bardzo, bardzo możliwe. Aż nie wiesz jak bardzo.
-Dobra, aj ide poskakać po lesie. Poradzisz sobie?
-No jasne. Dziecie powinny się bawić. -wzniosłam oczy ku niebu. Nahuel poleciał. Nie zamierzałam przerywać jego dziecinnej zabawy.
-Nessi... -Usłyszałam jakiś zachrypnięty, dziwnie znajomy głos, z za drzew. Byłam zszokowana i przestraszona. -Nessie...
-Ktoś... Ktoś ty? -zapytałam.
-To ja... Wiem, że cię skrzywdziłem, ale chciałem cię przeprosić. -Nagle złąpał mnie za ramie Nahuel i szepnął mi do ucha.
-Chodźmy z tąd...
-Nie waż się jej tknąć! -warknął ten ktoś.
-Tylko ty chyba nie masz już prawa o tym decydować, kto powinien, a kto nie powinien jej dotykać, prawda? I powiem ci coś w tajemnicy. Przez ten cały czas, kiedy nie było cię przy niej, to ja sie nią opiekowałem.
-Nahuel, czy ty wiesz kto to jest?
-Wiem, ale już z tąd chodzmy.
-Ale... Ja chcę wiedzieć.
-Uwierz mi że nie chcesz. -warnął Nahuel.
-Nie warz sie do niej mówić takim... -warknąl ten zza drzew
-Nie rób tego, nie rób tamtego. To już nie jest twoja sprawa.
-Nessie. Chciałem cię przeprosić, za to co ci zrobiłem, mimo że tego nie pamiętasz. Chciałęm też się z tobą porzegnać. -zignorował go nieznajomy- Porzegnać na zawsze, bo już nigdy mnie nie zobaczysz...
-Ale kto ty jesteś?
-Nahuel ma chyba rację. Nie jestem pewny czy chcesz wiedzieć.
-Chcę! -pomyślałam że to za mało -Ja muszę wiedzieć... I tak się dowiem.
-To właśnie przewiduję... -ten ktoś musiał się uśmiechać. Rozmawiałam z nim tak naturalnie, jak gdyby nigdy nic. -No dobrze, ale....
-Nie ma rzadnych ale. -powiedziałam stanowczo. Ktoś zaczął się wynurzać zza drzew. Powoli, ospale. Musiał być w naprawdę ciężkim stanie, kto kolwiek to był. Gdy wyszedł już dostadecznie zza drzew, słońcę oblało go światłem...
Jacob.
Jacob... Mój Jacob... To był mój Jacob... Teraz...
-Jacob.... -wyszeptałam. Wyglądał okropnie. Teraz rozumiem znaczenie listu... Jacob umiera. Ale dlaczego?
-Tak, Nessie. To ja...
-Nie... -powiziałam odrobinkę głośniej. -To nie... To nie może być prawda. -Teraz już skamlałam.Moje słowa zamieniały się w szloch. On zadał mi tyle bólu.... On... On mnie nie kocha. Zgiełam się w pół. Nie śwadomie zaczęły mi się lać łzy, leciały z moich oczu niczym wodospad.
-Nessie! -złapał mnie Nahuel -Coś ty jej zrobił?! Po co tu wogóle przyszedłeś?!
-Sam nie wiem... -wyszeptał -Przepraszam Nessie. -chciał do mnie podejść, ale Nahuel go odepchnął. Teraz widziałam juz tylko ciemność...
***
Chyba zemdlałam. Nie, napewno zemdlałam. nie ma innej możliwości.
-Co się...
-Odpoczywaj. -przerwała mi Rose. ROse, a nie mama.
-Gdzie jest Bella?
-Ah... Poszła sobie z kimś... porozmawaić.
-Porozmawaić? Z kimś?
-Tak.
-Z Jacobem? -po co wogóle mówiłam to imię? zabolało.
-Taaak.
-Co ja narobiłam...
-Nessie, co ty zrobiłaś??? Chyba co on ci zrobił!
-ALe... On umiera...
-Nessie, nie. Odpoczywaj. Nie myśl.
-A gdzie tata? -spojrzała na mnie kpiarskim spojrzeniem - No tak... Ale czmu ty tu jesteś?
-Wolałam zostać z tobą... Pozatym to żadna rozrywka zabić już ledwo żyjącego wilkołaka. -zaśmiała się. -Rodzice jeszcze wstąpią do Charliego. Muszą... No z rzesztą nie warzne. śpij.
-Rose. CZy mogła bym się przejść?
-Co?... Znaczy, jeśli ci to pomorze...
-Napewno. -wstałam z łóżka i wyszłam.
Poszłam do lasu, wiedząc, że już tam nie spotkam Jacoba. Zamiast Jacoba spotkałam tam koko inego.
-Hej Nessie! -zawołał kobiecy głos.
-Co? -spytałąm zdezorientowana.
-To ja.
-CZyli kto?
-Och... Lea. -Lea wyszła zza drzew.
-Dawno się nie widzieliśmy... -bąknęłam.
-Tak, a nawet bardzo długo. Ostatni raz widzieliśmy się na waszym ślubie...
-Ach tak...
-Nessie, musisz nam pomóc. Nam, czyli sforze i... Jacobowi.
-Co?
-NO Nessie, on umiera!
-A niby dlaczego ja mam mu pomagać?! -oburzyłam się.
-Nessie, jeśli nie chcesz tego robić dla niego, to zrób to dla nas, sfory. Dla siebie. Proszę.
-No...-zastanawiałam się- No dobrze. Ale jak?
-Nawet nie wiemy czy to jest możliwe. No bo... Jacob umiera bo cię zranił. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Dlatego w liście miałaś napisanie "Nessie wpojenie". ZAsady wpojenia. Jeżeli wilkołak który kolwiek, a tym bardziej wpojony wilkołak skrzywdzi bądź zabije obiekt wpojenia, przypadkowo czy nie, to umiera. -tłumaczyła - Tylko, że w przypadku Jacoba, jest trochę inaczej...
-Mianowicie?
-No on jeszcze nie umarł, przez tak długi czas, bo już przecież dwa lata od tego zdarzenia... Sam, ma taką teorię, że... Ty go jeszcze kochasz... I że to ty, twoja miłość trzyma go przy życiu. I ten pierścionek... Nessie, On cię....
-Nie kocha, tak tak, wiem. Już lepiej chodźmy.
-Ale Nessie...
-Chcesz żebym pomogła?
-Oczywiście...
************************************************************
Skończyłaaaam. Mam nadzieję że wam się podobało. Wiem że strasznie mnieszam, ale.... No wiedzie. Też czasam opisuję sytuacje, i od razu przeskakuje do następnej... Ja po prostu chcę odrobinę zaspokoić waszą ciekawość, chcę żeby coś się działo. ;)
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
-No... Szczerze powiedziawszy to myślałam że wymyślisz coś o wiele głupszego.
-Ha, ha, ha. No bardz smieszne Nessie, naprawdę -uśmiechnęłam sie szeroko, na widok jego dziwnej miny.
-No dobra. To co planujesz?
-No... Nie wiem. Może nazbieramy jagód?
-Banalne, ale ok. -przewruciłąm oczami.
-Ty ty to chyba więcej jesz niż zbierasz. -powiedziałam.
-To jest możliwe.
-Bardzo, bardzo możliwe. Aż nie wiesz jak bardzo.
-Dobra, aj ide poskakać po lesie. Poradzisz sobie?
-No jasne. Dziecie powinny się bawić. -wzniosłam oczy ku niebu. Nahuel poleciał. Nie zamierzałam przerywać jego dziecinnej zabawy.
-Nessi... -Usłyszałam jakiś zachrypnięty, dziwnie znajomy głos, z za drzew. Byłam zszokowana i przestraszona. -Nessie...
-Ktoś... Ktoś ty? -zapytałam.
-To ja... Wiem, że cię skrzywdziłem, ale chciałem cię przeprosić. -Nagle złąpał mnie za ramie Nahuel i szepnął mi do ucha.
-Chodźmy z tąd...
-Nie waż się jej tknąć! -warknął ten ktoś.
-Tylko ty chyba nie masz już prawa o tym decydować, kto powinien, a kto nie powinien jej dotykać, prawda? I powiem ci coś w tajemnicy. Przez ten cały czas, kiedy nie było cię przy niej, to ja sie nią opiekowałem.
-Nahuel, czy ty wiesz kto to jest?
-Wiem, ale już z tąd chodzmy.
-Ale... Ja chcę wiedzieć.
-Uwierz mi że nie chcesz. -warnął Nahuel.
-Nie warz sie do niej mówić takim... -warknąl ten zza drzew
-Nie rób tego, nie rób tamtego. To już nie jest twoja sprawa.
-Nessie. Chciałem cię przeprosić, za to co ci zrobiłem, mimo że tego nie pamiętasz. Chciałęm też się z tobą porzegnać. -zignorował go nieznajomy- Porzegnać na zawsze, bo już nigdy mnie nie zobaczysz...
-Ale kto ty jesteś?
-Nahuel ma chyba rację. Nie jestem pewny czy chcesz wiedzieć.
-Chcę! -pomyślałam że to za mało -Ja muszę wiedzieć... I tak się dowiem.
-To właśnie przewiduję... -ten ktoś musiał się uśmiechać. Rozmawiałam z nim tak naturalnie, jak gdyby nigdy nic. -No dobrze, ale....
-Nie ma rzadnych ale. -powiedziałam stanowczo. Ktoś zaczął się wynurzać zza drzew. Powoli, ospale. Musiał być w naprawdę ciężkim stanie, kto kolwiek to był. Gdy wyszedł już dostadecznie zza drzew, słońcę oblało go światłem...
Jacob.
Jacob... Mój Jacob... To był mój Jacob... Teraz...
-Jacob.... -wyszeptałam. Wyglądał okropnie. Teraz rozumiem znaczenie listu... Jacob umiera. Ale dlaczego?
-Tak, Nessie. To ja...
-Nie... -powiziałam odrobinkę głośniej. -To nie... To nie może być prawda. -Teraz już skamlałam.Moje słowa zamieniały się w szloch. On zadał mi tyle bólu.... On... On mnie nie kocha. Zgiełam się w pół. Nie śwadomie zaczęły mi się lać łzy, leciały z moich oczu niczym wodospad.
-Nessie! -złapał mnie Nahuel -Coś ty jej zrobił?! Po co tu wogóle przyszedłeś?!
-Sam nie wiem... -wyszeptał -Przepraszam Nessie. -chciał do mnie podejść, ale Nahuel go odepchnął. Teraz widziałam juz tylko ciemność...
***
Chyba zemdlałam. Nie, napewno zemdlałam. nie ma innej możliwości.
-Co się...
-Odpoczywaj. -przerwała mi Rose. ROse, a nie mama.
-Gdzie jest Bella?
-Ah... Poszła sobie z kimś... porozmawaić.
-Porozmawaić? Z kimś?
-Tak.
-Z Jacobem? -po co wogóle mówiłam to imię? zabolało.
-Taaak.
-Co ja narobiłam...
-Nessie, co ty zrobiłaś??? Chyba co on ci zrobił!
-ALe... On umiera...
-Nessie, nie. Odpoczywaj. Nie myśl.
-A gdzie tata? -spojrzała na mnie kpiarskim spojrzeniem - No tak... Ale czmu ty tu jesteś?
-Wolałam zostać z tobą... Pozatym to żadna rozrywka zabić już ledwo żyjącego wilkołaka. -zaśmiała się. -Rodzice jeszcze wstąpią do Charliego. Muszą... No z rzesztą nie warzne. śpij.
-Rose. CZy mogła bym się przejść?
-Co?... Znaczy, jeśli ci to pomorze...
-Napewno. -wstałam z łóżka i wyszłam.
Poszłam do lasu, wiedząc, że już tam nie spotkam Jacoba. Zamiast Jacoba spotkałam tam koko inego.
-Hej Nessie! -zawołał kobiecy głos.
-Co? -spytałąm zdezorientowana.
-To ja.
-CZyli kto?
-Och... Lea. -Lea wyszła zza drzew.
-Dawno się nie widzieliśmy... -bąknęłam.
-Tak, a nawet bardzo długo. Ostatni raz widzieliśmy się na waszym ślubie...
-Ach tak...
-Nessie, musisz nam pomóc. Nam, czyli sforze i... Jacobowi.
-Co?
-NO Nessie, on umiera!
-A niby dlaczego ja mam mu pomagać?! -oburzyłam się.
-Nessie, jeśli nie chcesz tego robić dla niego, to zrób to dla nas, sfory. Dla siebie. Proszę.
-No...-zastanawiałam się- No dobrze. Ale jak?
-Nawet nie wiemy czy to jest możliwe. No bo... Jacob umiera bo cię zranił. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Dlatego w liście miałaś napisanie "Nessie wpojenie". ZAsady wpojenia. Jeżeli wilkołak który kolwiek, a tym bardziej wpojony wilkołak skrzywdzi bądź zabije obiekt wpojenia, przypadkowo czy nie, to umiera. -tłumaczyła - Tylko, że w przypadku Jacoba, jest trochę inaczej...
-Mianowicie?
-No on jeszcze nie umarł, przez tak długi czas, bo już przecież dwa lata od tego zdarzenia... Sam, ma taką teorię, że... Ty go jeszcze kochasz... I że to ty, twoja miłość trzyma go przy życiu. I ten pierścionek... Nessie, On cię....
-Nie kocha, tak tak, wiem. Już lepiej chodźmy.
-Ale Nessie...
-Chcesz żebym pomogła?
-Oczywiście...
************************************************************
Skończyłaaaam. Mam nadzieję że wam się podobało. Wiem że strasznie mnieszam, ale.... No wiedzie. Też czasam opisuję sytuacje, i od razu przeskakuje do następnej... Ja po prostu chcę odrobinę zaspokoić waszą ciekawość, chcę żeby coś się działo. ;)
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
środa, 5 czerwca 2013
Rozdział XXV "Co ja zrobiłam..."
Leżałam na trawie. Znaczy tak mi się wydawało. Ale moja głowa, z pewnością na niej nie leżała. Słońce sprawiało, że moja skóra delikatnie lśniła. Musiał być świt. Lekko się podniosłam i zauważyłam na czym połowa mojego ciałą leży. Leżałam na Nahuelu. Boże! Co cię stało?!
Szybko od niego odbiegłam i zaczęłąm szukać czekoś do zakrycia mojego nagiego ciała. Mając na myśłi czegoś, myśłałam o moich ubraniach, które powinny gdzieś tu być. Znalazłam moje spodnie, bluzkę i ogromny, długi szal. Pochwyciłąm go i owinęłąm go wokół siebie.
-Och, widzię że już się ubierasz. Tak szybko? - powiedziałzaspany Nahuel. Nie wiedyiaam co zrobić, co powiedzieć. Powoli się odwróciłam, mając nadzieję że Nahuel się już zakrył. Ledwo co odwruciłąm głowe, a na moich ustach Nahuel złożył gorący pocałunek. Całował mnie namiętnie, próbując sciągnąć ze mnie szal. Odepchnełam go.
-No co? -spytał z irytacją w głosie, ale nadal byłwyraźnie podniecony - Przecież już raz z ciebie to zdjąłem i nie miałaś nic przeciwko.
-Co?! Nahuel... Nie. Ja... Ja cię bardzo przepraszam. Wykorzystałam cię...
-Jeżeli o mnie chodzi, to możesz tak częściej... - westchnął bujając w obłokach- mi tam się podobało, i tobie... A ty. TObie chyba jeszcze bardziej.
-Nie! -warknęłam. Na to Nahuel wybuchną śmiechem.
-Akurat. -mówiąc to zbliżył się do mnie. Odepchnęłam go.
-Przestrań! Koniec! Ja cię nie...
-Kochasz mnie. Ta noc byłą na to dowodem.
-Chciałbyś.
-A nie? NO powiedz. CZy nie odczówałaś choć najmniejszej przyjemności?
-Nie... -kłamałam. Tak było to cudowne. Ale to nie byłam ja. Nahuel zauważył i nie dał się oszukać.
-A więc jednak.
-Nahuel słuchaj. -rozkazałam, a on parsknął śmiechem - To się nie wydarzyło.
-Wydarzyło.
-Nahuel! Nie. Mamy o tym zapomnieć nic się du nie wydarzyło.
-Wydarzyło i to dużó. I było to przyjemne -kłócił się Nahuel.
-NAhuel... Proszę. TO... Nie...
-Nessie, dlaczego okłamujesz samą siebie?! -wściekłsię Nahuel- Przecież sama wiesz że było cudownie i że TO się WYDARZYŁO. TU. Nessie ja cie bardzo proszę.
-ALe... Postaraj się mnie zrozumieć! -krzyknęłam na niego - Zrobiłąm coś czego zrobić nie chciałąm, i mam przez to wyrzuty sumienia!
-Przez niego?! To dlatego nosisz ciągle teg głupi pierścionek?!
-Przez Kogo?!!! A pierścionek mi się podoba!!! -Nahuel umilkł. Co go tak przeraziło w moich słowach? Nie mam pojęcia. O kogo mu chodziło też nie wiem. Wzięłam ubrania, ubrałam się i odeszłam.
-Przepraszam, Nessie. -Powiedział głośno Nahuel- Masz rację. Jeszcze raz przepraszam. -Stanełam w miejscu, ale nie obruciłam się.
-I co chcesz w za mian za przeprosiny? -spytałam ironicznie.
-Twoje wybaczenie. Nic poza tym. -musiał się uśmiechać. Nie potrafiłąm się na niego gniewać.
-No dobra... Wybaczam ci, ale. Obiecaj.
-Obiecuję. -Podszedł do mnie, a ja się obruciłam. Pocałował mnie. Najpierw delikatnie, potem czulej, namiętnie, gorąco. Co on robił? CHciałam go odepchnąć, ale nie mogłam. Chciałam. Mój mózg kazał mi robić co innego. "Przecież ci się podoba. Przyjmij go...", słyszałam jakiś nieznany głos w mojej głowie. Otworzyłam szerzej oczy. A jeśli Nahuel ma włąśnie taki dar?! Nahuel sie zorientował. ZApomniałam o czym przed chwilą myślałam. Przestał mnie całować.
-TY!!!... -Wściekłość się we mnie gotowała. Ustała, gdy tylko Nahuel na mnie spojrzał. Uspokoiłam się.
-Może gdzieć pójdziemy? -zaproponował Nahuel.
-Ok. - uśmiechnęłam się. Poszliśmy w stronę Lasu. I znów Zapomniałam o czym myślałam. Nahuel zachowywał się dziwnie. Ale było fajnie. Zastanawiała msię co Nahuel wymyśli.
******************************************************************
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i wzbudził w Was ciekawość. Komentujcie :) .
Chcę wam jeszczę powiedzieć, że mam nowego bloga www.nieznajoma-nieznajoma.blogspot.com
Zachęcam do jego czytania i mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
Szybko od niego odbiegłam i zaczęłąm szukać czekoś do zakrycia mojego nagiego ciała. Mając na myśłi czegoś, myśłałam o moich ubraniach, które powinny gdzieś tu być. Znalazłam moje spodnie, bluzkę i ogromny, długi szal. Pochwyciłąm go i owinęłąm go wokół siebie.
-Och, widzię że już się ubierasz. Tak szybko? - powiedziałzaspany Nahuel. Nie wiedyiaam co zrobić, co powiedzieć. Powoli się odwróciłam, mając nadzieję że Nahuel się już zakrył. Ledwo co odwruciłąm głowe, a na moich ustach Nahuel złożył gorący pocałunek. Całował mnie namiętnie, próbując sciągnąć ze mnie szal. Odepchnełam go.
-No co? -spytał z irytacją w głosie, ale nadal byłwyraźnie podniecony - Przecież już raz z ciebie to zdjąłem i nie miałaś nic przeciwko.
-Co?! Nahuel... Nie. Ja... Ja cię bardzo przepraszam. Wykorzystałam cię...
-Jeżeli o mnie chodzi, to możesz tak częściej... - westchnął bujając w obłokach- mi tam się podobało, i tobie... A ty. TObie chyba jeszcze bardziej.
-Nie! -warknęłam. Na to Nahuel wybuchną śmiechem.
-Akurat. -mówiąc to zbliżył się do mnie. Odepchnęłam go.
-Przestrań! Koniec! Ja cię nie...
-Kochasz mnie. Ta noc byłą na to dowodem.
-Chciałbyś.
-A nie? NO powiedz. CZy nie odczówałaś choć najmniejszej przyjemności?
-Nie... -kłamałam. Tak było to cudowne. Ale to nie byłam ja. Nahuel zauważył i nie dał się oszukać.
-A więc jednak.
-Nahuel słuchaj. -rozkazałam, a on parsknął śmiechem - To się nie wydarzyło.
-Wydarzyło.
-Nahuel! Nie. Mamy o tym zapomnieć nic się du nie wydarzyło.
-Wydarzyło i to dużó. I było to przyjemne -kłócił się Nahuel.
-NAhuel... Proszę. TO... Nie...
-Nessie, dlaczego okłamujesz samą siebie?! -wściekłsię Nahuel- Przecież sama wiesz że było cudownie i że TO się WYDARZYŁO. TU. Nessie ja cie bardzo proszę.
-ALe... Postaraj się mnie zrozumieć! -krzyknęłam na niego - Zrobiłąm coś czego zrobić nie chciałąm, i mam przez to wyrzuty sumienia!
-Przez niego?! To dlatego nosisz ciągle teg głupi pierścionek?!
-Przez Kogo?!!! A pierścionek mi się podoba!!! -Nahuel umilkł. Co go tak przeraziło w moich słowach? Nie mam pojęcia. O kogo mu chodziło też nie wiem. Wzięłam ubrania, ubrałam się i odeszłam.
-Przepraszam, Nessie. -Powiedział głośno Nahuel- Masz rację. Jeszcze raz przepraszam. -Stanełam w miejscu, ale nie obruciłam się.
-I co chcesz w za mian za przeprosiny? -spytałam ironicznie.
-Twoje wybaczenie. Nic poza tym. -musiał się uśmiechać. Nie potrafiłąm się na niego gniewać.
-No dobra... Wybaczam ci, ale. Obiecaj.
-Obiecuję. -Podszedł do mnie, a ja się obruciłam. Pocałował mnie. Najpierw delikatnie, potem czulej, namiętnie, gorąco. Co on robił? CHciałam go odepchnąć, ale nie mogłam. Chciałam. Mój mózg kazał mi robić co innego. "Przecież ci się podoba. Przyjmij go...", słyszałam jakiś nieznany głos w mojej głowie. Otworzyłam szerzej oczy. A jeśli Nahuel ma włąśnie taki dar?! Nahuel sie zorientował. ZApomniałam o czym przed chwilą myślałam. Przestał mnie całować.
-TY!!!... -Wściekłość się we mnie gotowała. Ustała, gdy tylko Nahuel na mnie spojrzał. Uspokoiłam się.
-Może gdzieć pójdziemy? -zaproponował Nahuel.
-Ok. - uśmiechnęłam się. Poszliśmy w stronę Lasu. I znów Zapomniałam o czym myślałam. Nahuel zachowywał się dziwnie. Ale było fajnie. Zastanawiała msię co Nahuel wymyśli.
******************************************************************
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i wzbudził w Was ciekawość. Komentujcie :) .
Chcę wam jeszczę powiedzieć, że mam nowego bloga www.nieznajoma-nieznajoma.blogspot.com
Zachęcam do jego czytania i mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
środa, 29 maja 2013
Rozdział XXIV "Koniec z tym..."
Uch... Ale mnie boli głowa...
-Skarbie? - spyała mnie mama, a ja zmusiłam się do otwarcia oczu.
-Uch... Przepraszam - wymamrotałam.
-Nie szkodzi. Dobrze się czujesz?
-Tak... Chyba tak.
-To dobrze.
-Mamo, o co chodziło z tym listem?
-Nie mamy pojęcia. Możesz o nim zapomnieć. O tym liście i o Jacobie. -Mama nie kłamała bo nie umiała. Nie wiedzieli nic. No ale zapomnieć o Jacobie? A wogóle da się zapomnieć?
-Ale... jeśli to coś poważnego? -błagałam- Jeżeli to prawda i to...
-Ness, prosze! -krzykneła na mnie, a bardzo rzadko to robiła- Nie interesuj się tym. My próbowaliśmy i nic nie zdziałaliśmy. Nie wiem, może Jacob chce cię wymęczyć nerwowo i pschychicznie... -powiedziała z sarkazmem, ale była zdenerwowana- Ness, prosze. - była szczera i odeszła.
-Mamo... Dziękuje.
-Za co? -spytałą nieco zaskoczona-
-Za szczerość. - uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
Mimo, zę bardzo chciałam zapomnieś nic z tego nie wychodziło. List potargałam i spaliłam... i zapomniałam o nim... Tak mi się przynajmniej wydawało, ale on wciąż wracał. Siedziałam całymi dniami i nocami w swoim pokoju, całkiem tracąc poczucie czasów. Miałam okropne koszmary. Krzyczałam, wrzeszczałam i rzucałam się po łurzku. Budzili mnie rodzice, albo inni członkowie rodziny, a ja byłam zalana łzami. Momentami myślałam, że naprawdę widzę Jacoba za oknem, w lesie, patrzącego na mnie ze zmartwieniem i troską w oczach... Ale nie. Nikogo ani nieczego tam nie było. Uch! Dlaczego to zawsze muszę być ja?!.... aLe ciągle mi coś nie grało. Dlaczego Jacob mnie już ni kocha? Dlaczego tak mi powiedział? Przecież jest we mnie wpojony. To było bardzo dziwne. Zasady wpojenia... Może ja czegoś nie wiem... Może TYLKO JA czegoś nie wiem. To tak bardzo bolało... Dlaczego nie jestem taka silna jak Bella?...
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Może nawet rok. Wiem, że popadłam w okropną depresję.
-Ness, nie! To musi się skończyć! Nie mozęsz tak siedzieć dniami i nocami brzez bity rok i kilka miesięcy! Zrozum Ness, że on już cię nie kocha! -dlaczego?- To nie jest twoja sprawa! Jesteś odizolowana od świata! Boże Ness, czy ty kiedy kolwiek zrozumiesz? Zacznij normalnie funkcjonować! - słyszałam rozkazy, prośby i żale, których mimo wielu prób nie udałwało mi się spęłnić. Wysłuchiwałam ich spokojnie, i przytakiwałam głową, ponieważ nic więcej nie potrafiłam zrobić... Dlaczego życie jest takie skąplikowane?
-Ness, masz gościa. -powiedziała Rose-
-Ktoooo toooo? - odpowiedziałam od niechcenia.
-Twoja bratnia dusza.
-Hę? Jaśniej.
-Nahuel.
-Na... CO?!
-Musisz mieć kogośz kim...
-DAruj sobie. Ja mam... - ale nie. Nie mam. Miałam. Miałam Jacoba.
-Hej... REnesmee?
-Uch!- warknęłam i schowałam głowę pod poduszkę - Na... Yh! Idź z tąd!
-Nessie... - od ponad roku ktoś poraz pierwszy odezwał się do mnie miło, zdrobnieniem i grzecznie. (Ness mówili do mnie gdy byłam "Niegrzeczna")
-Nessie... JA nie mam innego wybotu jak tu zostać i podnieść cię na duszy.
-Zamknij się. - syknęłam. Zrobiłam się niemiła, opryskiliwa i twarda. Nie byłam już tą samą Renesmee.
-Nessie... -zaczął delikatnie. Tak właśnie się ze mną wszyscy obchodzili. Delikatnie jak z jajkiem- Chodźmy na się gdzieś przejść. - wyskoczyłam przez okno, ale Nahuel zaraz mnie dogonił.
-ALe ty jesteś upierdliwy...
-Spójrz na siebie. - miałracje. On był w porządku, ale ja nie. Odrobinę zwolniłam.
-Nessie... -zaczął.
-Przepraszam... - uśmiechnął się. Pobiegliśmy nad ten sam wodospad, ale mnie nie robiło to różnicy. Usiedliśmy na drzewie i zaczeliśmy rozmawiać. Było tak fajnie że zapomniałam o... No.
Przebywając z Nahuelem, czułąm się o wiele lepiej...
***
[Trzy miesiące później]
-O boże, Nahuel...
-No co? -machnęłam na niego ręką.
-A nic.
-Ach... sorki.
-Lepiej już chodźmy
-Może nad...
Wodospad - powiedzieliśmy razem śmiejąc się. Z Nahuelem było mi tak, a moze nawet lepiej niż z.... Nie wiem. Już nie pamiętam, ale cieszę się z tego.
-Zachowujemy się jak dzieci... -pisnęłam, gdy Nahuel ochlapał mnie wodą.
-A nie jesteśmy?- zaśmiał się. Potknęłam się o kamień, a Nahuel mnie złapał. To była magiczna chwila. Bez wachania, zaczął mnie całować. Jakaś część mnie, protestowała ale ja właśnie tego potrzebowałam. Miłości i gorących uczuć. Nahuel chciałsię ode mnie oderwać, ale przyciągnęłam go do siebie. Tak. Był zaskoczony, ale mile zaskoczony. Załapał oco chodzi. Zaczął rozpinać guziki mojej bluzki. Ale czy ja tego właśnie chciałam? Nie, ja się posówam za daleko. Próbowałam tro przerwać, ale Nahuel wpadł w trazs, a ja byłam zbyt słaba, aby przerwać taką przyjemność. Nahuel oparł mnie o skałę nie przerywając pocałunków. Zjechał swoją dłonią na moją talie, biodrai zaczął przesówać z zewnętrznej do wewnętrznej strony uda. Zaczął całować mnie po szyi. Przewruciliśmy się na trawę. Chwilo przerwaliśmy pocałunki, ale nie skończyliśmy. Dyszeliśmy, było nam bardzo gorąco, a ja miałam coraz mniej warstw. W końcu, ani ja, ani on byliśmy nadzy. Ni wiem dlaczego, ale poczułam się bardzo skrępowana. Zaczął całować mój dekold, piersi, brzuch powracając do szyi i ust. Czułam to. CZułam rozchodzące sie po moim ciele ciepło. Rzucałam się na trawie, a Nahuel był najwyraźniej zadowolony. Nasz mały, cichy zakątek. Nikt o tym nie wiedział. Nahuel dotykał mnie wszędzie.... To było cudowne, nie chciałam... Nie mogłam tego przerwać.
-Nie... Nie przerywaj... - jęczałam-
-Nie zamierzam... - szepnął mi do ucha. Czułam się coraz bardziej podniecona. - nie masz pojecia, jak długo na to czekałem... Zrobie wszystko, aby ci sprawić przyjemność...
-Ach... NAhuel! Uch!!! Aaaa! - gorąco poczółąm na całym ciele...
mam nadzieje ze się podoba. zrobiłam wam maly zarcik piszAc w komentarzach ze bEdzie po dniu dziecka ;p
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
-Skarbie? - spyała mnie mama, a ja zmusiłam się do otwarcia oczu.
-Uch... Przepraszam - wymamrotałam.
-Nie szkodzi. Dobrze się czujesz?
-Tak... Chyba tak.
-To dobrze.
-Mamo, o co chodziło z tym listem?
-Nie mamy pojęcia. Możesz o nim zapomnieć. O tym liście i o Jacobie. -Mama nie kłamała bo nie umiała. Nie wiedzieli nic. No ale zapomnieć o Jacobie? A wogóle da się zapomnieć?
-Ale... jeśli to coś poważnego? -błagałam- Jeżeli to prawda i to...
-Ness, prosze! -krzykneła na mnie, a bardzo rzadko to robiła- Nie interesuj się tym. My próbowaliśmy i nic nie zdziałaliśmy. Nie wiem, może Jacob chce cię wymęczyć nerwowo i pschychicznie... -powiedziała z sarkazmem, ale była zdenerwowana- Ness, prosze. - była szczera i odeszła.
-Mamo... Dziękuje.
-Za co? -spytałą nieco zaskoczona-
-Za szczerość. - uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
Mimo, zę bardzo chciałam zapomnieś nic z tego nie wychodziło. List potargałam i spaliłam... i zapomniałam o nim... Tak mi się przynajmniej wydawało, ale on wciąż wracał. Siedziałam całymi dniami i nocami w swoim pokoju, całkiem tracąc poczucie czasów. Miałam okropne koszmary. Krzyczałam, wrzeszczałam i rzucałam się po łurzku. Budzili mnie rodzice, albo inni członkowie rodziny, a ja byłam zalana łzami. Momentami myślałam, że naprawdę widzę Jacoba za oknem, w lesie, patrzącego na mnie ze zmartwieniem i troską w oczach... Ale nie. Nikogo ani nieczego tam nie było. Uch! Dlaczego to zawsze muszę być ja?!.... aLe ciągle mi coś nie grało. Dlaczego Jacob mnie już ni kocha? Dlaczego tak mi powiedział? Przecież jest we mnie wpojony. To było bardzo dziwne. Zasady wpojenia... Może ja czegoś nie wiem... Może TYLKO JA czegoś nie wiem. To tak bardzo bolało... Dlaczego nie jestem taka silna jak Bella?...
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Może nawet rok. Wiem, że popadłam w okropną depresję.
-Ness, nie! To musi się skończyć! Nie mozęsz tak siedzieć dniami i nocami brzez bity rok i kilka miesięcy! Zrozum Ness, że on już cię nie kocha! -dlaczego?- To nie jest twoja sprawa! Jesteś odizolowana od świata! Boże Ness, czy ty kiedy kolwiek zrozumiesz? Zacznij normalnie funkcjonować! - słyszałam rozkazy, prośby i żale, których mimo wielu prób nie udałwało mi się spęłnić. Wysłuchiwałam ich spokojnie, i przytakiwałam głową, ponieważ nic więcej nie potrafiłam zrobić... Dlaczego życie jest takie skąplikowane?
-Ness, masz gościa. -powiedziała Rose-
-Ktoooo toooo? - odpowiedziałam od niechcenia.
-Twoja bratnia dusza.
-Hę? Jaśniej.
-Nahuel.
-Na... CO?!
-Musisz mieć kogośz kim...
-DAruj sobie. Ja mam... - ale nie. Nie mam. Miałam. Miałam Jacoba.
-Hej... REnesmee?
-Uch!- warknęłam i schowałam głowę pod poduszkę - Na... Yh! Idź z tąd!
-Nessie... - od ponad roku ktoś poraz pierwszy odezwał się do mnie miło, zdrobnieniem i grzecznie. (Ness mówili do mnie gdy byłam "Niegrzeczna")
-Nessie... JA nie mam innego wybotu jak tu zostać i podnieść cię na duszy.
-Zamknij się. - syknęłam. Zrobiłam się niemiła, opryskiliwa i twarda. Nie byłam już tą samą Renesmee.
-Nessie... -zaczął delikatnie. Tak właśnie się ze mną wszyscy obchodzili. Delikatnie jak z jajkiem- Chodźmy na się gdzieś przejść. - wyskoczyłam przez okno, ale Nahuel zaraz mnie dogonił.
-ALe ty jesteś upierdliwy...
-Spójrz na siebie. - miałracje. On był w porządku, ale ja nie. Odrobinę zwolniłam.
-Nessie... -zaczął.
-Przepraszam... - uśmiechnął się. Pobiegliśmy nad ten sam wodospad, ale mnie nie robiło to różnicy. Usiedliśmy na drzewie i zaczeliśmy rozmawiać. Było tak fajnie że zapomniałam o... No.
Przebywając z Nahuelem, czułąm się o wiele lepiej...
***
[Trzy miesiące później]
-O boże, Nahuel...
-No co? -machnęłam na niego ręką.
-A nic.
-Ach... sorki.
-Lepiej już chodźmy
-Może nad...
Wodospad - powiedzieliśmy razem śmiejąc się. Z Nahuelem było mi tak, a moze nawet lepiej niż z.... Nie wiem. Już nie pamiętam, ale cieszę się z tego.
-Zachowujemy się jak dzieci... -pisnęłam, gdy Nahuel ochlapał mnie wodą.
-A nie jesteśmy?- zaśmiał się. Potknęłam się o kamień, a Nahuel mnie złapał. To była magiczna chwila. Bez wachania, zaczął mnie całować. Jakaś część mnie, protestowała ale ja właśnie tego potrzebowałam. Miłości i gorących uczuć. Nahuel chciałsię ode mnie oderwać, ale przyciągnęłam go do siebie. Tak. Był zaskoczony, ale mile zaskoczony. Załapał oco chodzi. Zaczął rozpinać guziki mojej bluzki. Ale czy ja tego właśnie chciałam? Nie, ja się posówam za daleko. Próbowałam tro przerwać, ale Nahuel wpadł w trazs, a ja byłam zbyt słaba, aby przerwać taką przyjemność. Nahuel oparł mnie o skałę nie przerywając pocałunków. Zjechał swoją dłonią na moją talie, biodrai zaczął przesówać z zewnętrznej do wewnętrznej strony uda. Zaczął całować mnie po szyi. Przewruciliśmy się na trawę. Chwilo przerwaliśmy pocałunki, ale nie skończyliśmy. Dyszeliśmy, było nam bardzo gorąco, a ja miałam coraz mniej warstw. W końcu, ani ja, ani on byliśmy nadzy. Ni wiem dlaczego, ale poczułam się bardzo skrępowana. Zaczął całować mój dekold, piersi, brzuch powracając do szyi i ust. Czułam to. CZułam rozchodzące sie po moim ciele ciepło. Rzucałam się na trawie, a Nahuel był najwyraźniej zadowolony. Nasz mały, cichy zakątek. Nikt o tym nie wiedział. Nahuel dotykał mnie wszędzie.... To było cudowne, nie chciałam... Nie mogłam tego przerwać.
-Nie... Nie przerywaj... - jęczałam-
-Nie zamierzam... - szepnął mi do ucha. Czułam się coraz bardziej podniecona. - nie masz pojecia, jak długo na to czekałem... Zrobie wszystko, aby ci sprawić przyjemność...
-Ach... NAhuel! Uch!!! Aaaa! - gorąco poczółąm na całym ciele...
mam nadzieje ze się podoba. zrobiłam wam maly zarcik piszAc w komentarzach ze bEdzie po dniu dziecka ;p
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
poniedziałek, 20 maja 2013
Rozdział XXIII "Śmierć"
- No Nahuel... My.. Zrorum... -jąkałam się-
-DObra.. Tylko... no wiesz to jest lekki wstrząs... -bęłkotał-
-Tak.. Przepraszam. Tak strasznie mi przykro... Ja nie, nie wiedziałam...
-Już dobrze Renesmee. Słońce już zachodzi... Lepiej wracajmy.
-Ok. Ale najpierw mósimy się wysuszyć - Wyszłam z wody i podskoczyłam jak najwyżej umiałam. Gdy wylądowałam byłam już sucha.
-Dobry pomysł. - powiedział Nahuel i powturzył moją czynność. - wracajmy.
-Ok... Nahuel?
-Tak?
-Nie... Nie jesteś zły? Na mnie i na Jake'a?
-Nieee...
-I to nic między nami nie zmieni?
-N... Nie. - powiedział, ale jego wyraz twarzy mówił, "między nami, bardzo dużo się zmieni". Uśiechnęłam się serdecznie i pobiegłam w stronę domu... Znaczy tam gdzie miałam czekać na Jacoba. Usłyszałam szelest łąp i nierówne bicie serca, więc odruchowo się odwróciłam, ale nic tam nie było. "Musiało mi się przesłyszeć", pomyślałam.
***
-No to jesteśmy. - skintowałoam wypatrując Jacoba- Ale jego jeszcze nie ma...
-Taa... Poczekać z tobą?
-No jakże inaczej?! -zaśmiałam się- Musisz zaczekać ze mną.
-Ok. Nie ma problemu - uśmiechnął się. Usłyszałam w oddali... dalekiej oddali, łomot serc. Wilczych serc. Ale postanowiłam zaczekać. Nahuel chyba też to usłyszał.
-Nessie?
-Tak?
-JA.. ja wiem że ty może już o tym dawno wiesz, ale... Chciałbym powiedzieć to tak oficjalnie. Przy tobie.
-Co? co mam wiedzieć? co chcesz powiedzieć?
-Renesmee, Kocham Cię. I będę walczył, żebyś zostawiła jego i wybrała mnie. - zatkało mnie.
-Nie... JA już wybrałam, Nahuel!
-Nie wybrałaś.
-JA cię nie kocham Nahuel!
-Tylko tak mówisz, a co czujesz? -spytał- Kochasz mnie, tak jak ja kocham ciebie.
-Nie... Nahuel nie. Lepiej już pójdę Jacob na mnie czeka... -powiedziałam odwracając się. Zauważyłam już przeobrażającego się Jacoba i wtedy Nahuel złapał mnie za ramię i szarpnął abym się odwróciła- Nahuel!... Ni... - urwałam bo usta zatkał mi pocałunkiem. Całował mnie namiętnie i brutalnie, nie pazwalając mi się wyrwać. Przyciągał mnie bliżej i bliżej. Jego język rozwarł moje wargi i poczułam jego oddech. Dotykał mnie. Dotykał mnie wszędzie a ja się dziko wyrywałam. Wplótł ręce w moje włosy. Czółam na sobie ostre jak żyleta spojrzenie Jacoba. JAcob nie reagował. stał i się poatrzył, pozwalając Nahuelowi aby mnie tak traktował. JAk Nahuel wogóle mógł byś taki silny?! powoli traciłam siły, ale nadal się szamotałam. Zauwarzyłam że mam rozpięte cztery guziki od sukienki. CO on wyrabia?! Ręka NAhuela nadal wpleciona w moje włosy przyciągnęła mnie do niego, druga zaś spełzłą niżej, w dół. Zjechała na talię i donżyłą tam gdzie nie potrzebnie. Druga też tam zaczęła zjeżdżać. Wykorzystałam sytuację i odepchnęłam Nahuela z całej siły i udało się. Nahuel stał wyraźnie podniecony.
-Podobało ci się i chcesz więcej... - wyszeptał. Jacob warknął i podbiegł rozwcieczony do Nahuela.
-Ty gnojku!!! - Jacob cały dygotał, a ja wiedziałam co to oznacza. Podbiegłam między ich i próbowałam ich powstrzymać. NA próżno.
-Ona kocha mnie. - syknął Nahuel-
-Marzysz!
-Kocha mnie bardziej i pragnie o wiele bardziej niż ciebie! - odepchnęłam Nahuela i złapałam Jacoba za ramiona.
-Jacob... Spokojnie... Już jest dobrze... -uspokajałam go, lecz to nie pomagało. Cały dygotał a jego skóra tak okropnie parzyła... Ale nie puszczałam rąk. Musiałam go powstrzymać. W jego oczach był ból, strach, współczucie, zazdrość i... złość. Okropna złość.
-Ness...
-Jacob!
-Między nami koniec...
-Co?
-N-nie kocham cię! - krzyknął i przemienił się. Przemienił się, gdy ja stałam obok niego... Polecałam jakieś 10 metrów dalej. Uderzyłąm chyba o drzewo... spadłam na ziemię i napiłam się na coś ostrego. Krwawiłam okropnie, ale nic nie mogło mi sprawić większego bólu, niż ostatnie słowa Jacoba... "Nie kocham cię!..." Widziałam nie najgorzej. Teraz Jacob, chciał mi pomóc, ale.... Nie wiem co. CZół żal, smutek, złość, i jeszcze wiele strasznych rzeczy. Zszokowany Nahuel podbiegł do mnie ile miał sił w nogach krzycząc:
-Nessie!!! Nessie!!! - Ale na mnie nie robiło to żadniego wrażenia... Jacob zaczął się odwracać i odchodzić. Za wszelką cene chciałam go zatrzymać, mimo tych słów... zaczęłam się czołgać- Jacob... Wróć... Jacob! Jacob!- upadłam, nie podniosłam się więcej i moje oczy zaszła ciemność...
***
Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....
Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....
Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....
***
Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie jasne światło lamp.
-Renesmee! Kochanie! -zmrórzyłam oczy i zobaczyłam mame. Miała zrozpaczoną mine.
-Uch... G-gdzie ja jestem?
-w domu... W gabinecie Carlisle'a.
-Co... CO się stało? -mama spóściła wzrok- Nie pamiętasz?
-Nie za bardzo... -blask....Jacob, Nahuel, krew... Pamiętam. Niestety. Do pokoju wszedł tata.
-Jak się czujesz?
-Ja... Chyba... Dobrze.
-Bardzo nam przykro, Nessie.
-Ile... Ile tak leżałam.
-Miesiąc, kochanie. - odpowiedziała mi mama-
-Co...
-Straciłaś dużó krwi i miałaś okropne ślady po... -wyprzedził mnie tata- po przemienieniu Jacoba, ale było by o wiele gorzej,g gdyby Nahuel ci nie pomógł. Jad wma pomaga. Nie przemienia w wampiry, tylko leczy rany itd.
-To dlatego...
-Tak. -odparła wchodząca do gabinetu Rose.
-Powiedzmy, że zawsze traciliśmy z tobą "kontakt". -wytłumaczył tata.
-CO z.... Z Jacobem.
-My... - wymamrotała mama- Lepiej będzie jak sami sobie to wyjaśnicie.
-CZy to normalne, że po miesiącu snu nadal chce mi się spać?
-Tak. Śpij kochanie, śpij.
***
-Nareszcie wyjmujecie ze mnie te igły.-pisnęlam-
-Cała Bella- skwintował Edward-
-A kto lubi igły? -spytałą sarkastycznie Bella.
-Nessie - zagruchała Alice.
-Alice, jestem poturbowana, potorturuj mnie innym razem, zgoda?
-Ach, ale nie o to chodzi - zaśmiała się- Ktoś... No dobra, Nahuel chciałby się z tobą zobaczyć... porozmawiać.
-Dobra. - Wszyscy wyszli, a wszedł Nahuel.
-Nessie. Przepraszam. JA nie chciałem żeby to tak wyszło...
-Dość. Nahuel wybaczam ci. A poza tym to gdyby nie ty do bymś rozmawiał tu z nagrobkiem. - zmierzyłmnie ostrym spojrzeniem.
-Nessie, będę już musiał wracać.... Hulien mnie potrzebuje.
-Tak serio, czy to taka wymówka?
-Serio.
-No dobrze. Będę tęsknić. Porzegnałam się z Nahuel'em i zabrałam się do czytania książek. Zrobił się pół mrok, a mnie bardzo kusiło żeby porozmawiać z Jacob'em. Musiałam wiedzieć o co chodzi. Zaczęłam myśleć o książce, żeby rodzice się nie połapali, a tak naprawdę zaczęłam się wymykać przez okno.
Rezerwat La push. Domek Jacoba i wychodzący z lasu Jacob.
-Jacob!
-Nessie?! Co ty tu robisz?! Niech mnie... -Uśmiechnęłam się. Zaczął się o mnie martwić, i ucieszył się na mój widok. ALe zaraz spoważniał- CZego chcesz?
-Ja... Ja nie rozumiem, Jacob.
-CZego nie rozumiesz?
-Dlaczego? Co ja takiego zrobiłam że już mnie nie kochasz. -Jacob chciał zaprotestować ale się powstrzymał. Walczył sam ze sobą.
-Ty dobrze wiesz co! Wracaj to domu! Jestem... Jestem zmęczony. - Fakt, okropnie wyglądał. JAk umierający.
-Ale, Jacob!
-Słyszałaś?! -Pobiegłam z płaczem do domu. Rodzice się połapali, ale dali mi spokój. Płakałam w poduszkę że aż była cała mokra. Zauważyłam, że na ziemi leży złożona kartka. Podniosłam się z łóżka otarłam łzy i podniosłam kartkę. Rozłożyłąm ją ale pismo było trochę koślawe i rozmazane.
NESSIE, WIEM, ŻE NIE WIESZ O CO CHODZI. NIE WOLNO MI O TYM MÓWIĆ
WIĘC MÓCISZ SAMA SIĘ DOMYŚLIĆ, CO SIĘ DZIEJĘ Z JACOBEM.
"WPOJENIE, NESSIE"
PROSZE PRZYPOMNIJ SOBIE ZASADY WPOJENIA, BO JACOB UMRZE...
NESSIE, TO NIE ŻARTY, TO JEST PRAWDZIWE ŻYCIE
PAMIĘTAJ NESSIE!
WPOJENIE
SAM
Co? O co chodzi? Jacob ma umrzeć?
-Nie! - prawie krzyknęłam i upadłam na ziemie.
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Sorki że tak długo nie pisałam ale czasu brak. Mam nadzieję że się podobało i że wszystkich zaskoczyłam. Niedługo (nie wiem kiedy) znów napiszę. Będzie się działo!
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zmobaczenia!
Karolina
-DObra.. Tylko... no wiesz to jest lekki wstrząs... -bęłkotał-
-Tak.. Przepraszam. Tak strasznie mi przykro... Ja nie, nie wiedziałam...
-Już dobrze Renesmee. Słońce już zachodzi... Lepiej wracajmy.
-Ok. Ale najpierw mósimy się wysuszyć - Wyszłam z wody i podskoczyłam jak najwyżej umiałam. Gdy wylądowałam byłam już sucha.
-Dobry pomysł. - powiedział Nahuel i powturzył moją czynność. - wracajmy.
-Ok... Nahuel?
-Tak?
-Nie... Nie jesteś zły? Na mnie i na Jake'a?
-Nieee...
-I to nic między nami nie zmieni?
-N... Nie. - powiedział, ale jego wyraz twarzy mówił, "między nami, bardzo dużo się zmieni". Uśiechnęłam się serdecznie i pobiegłam w stronę domu... Znaczy tam gdzie miałam czekać na Jacoba. Usłyszałam szelest łąp i nierówne bicie serca, więc odruchowo się odwróciłam, ale nic tam nie było. "Musiało mi się przesłyszeć", pomyślałam.
***
-No to jesteśmy. - skintowałoam wypatrując Jacoba- Ale jego jeszcze nie ma...
-Taa... Poczekać z tobą?
-No jakże inaczej?! -zaśmiałam się- Musisz zaczekać ze mną.
-Ok. Nie ma problemu - uśmiechnął się. Usłyszałam w oddali... dalekiej oddali, łomot serc. Wilczych serc. Ale postanowiłam zaczekać. Nahuel chyba też to usłyszał.
-Nessie?
-Tak?
-JA.. ja wiem że ty może już o tym dawno wiesz, ale... Chciałbym powiedzieć to tak oficjalnie. Przy tobie.
-Co? co mam wiedzieć? co chcesz powiedzieć?
-Renesmee, Kocham Cię. I będę walczył, żebyś zostawiła jego i wybrała mnie. - zatkało mnie.
-Nie... JA już wybrałam, Nahuel!
-Nie wybrałaś.
-JA cię nie kocham Nahuel!
-Tylko tak mówisz, a co czujesz? -spytał- Kochasz mnie, tak jak ja kocham ciebie.
-Nie... Nahuel nie. Lepiej już pójdę Jacob na mnie czeka... -powiedziałam odwracając się. Zauważyłam już przeobrażającego się Jacoba i wtedy Nahuel złapał mnie za ramię i szarpnął abym się odwróciła- Nahuel!... Ni... - urwałam bo usta zatkał mi pocałunkiem. Całował mnie namiętnie i brutalnie, nie pazwalając mi się wyrwać. Przyciągał mnie bliżej i bliżej. Jego język rozwarł moje wargi i poczułam jego oddech. Dotykał mnie. Dotykał mnie wszędzie a ja się dziko wyrywałam. Wplótł ręce w moje włosy. Czółam na sobie ostre jak żyleta spojrzenie Jacoba. JAcob nie reagował. stał i się poatrzył, pozwalając Nahuelowi aby mnie tak traktował. JAk Nahuel wogóle mógł byś taki silny?! powoli traciłam siły, ale nadal się szamotałam. Zauwarzyłam że mam rozpięte cztery guziki od sukienki. CO on wyrabia?! Ręka NAhuela nadal wpleciona w moje włosy przyciągnęła mnie do niego, druga zaś spełzłą niżej, w dół. Zjechała na talię i donżyłą tam gdzie nie potrzebnie. Druga też tam zaczęła zjeżdżać. Wykorzystałam sytuację i odepchnęłam Nahuela z całej siły i udało się. Nahuel stał wyraźnie podniecony.
-Podobało ci się i chcesz więcej... - wyszeptał. Jacob warknął i podbiegł rozwcieczony do Nahuela.
-Ty gnojku!!! - Jacob cały dygotał, a ja wiedziałam co to oznacza. Podbiegłam między ich i próbowałam ich powstrzymać. NA próżno.
-Ona kocha mnie. - syknął Nahuel-
-Marzysz!
-Kocha mnie bardziej i pragnie o wiele bardziej niż ciebie! - odepchnęłam Nahuela i złapałam Jacoba za ramiona.
-Jacob... Spokojnie... Już jest dobrze... -uspokajałam go, lecz to nie pomagało. Cały dygotał a jego skóra tak okropnie parzyła... Ale nie puszczałam rąk. Musiałam go powstrzymać. W jego oczach był ból, strach, współczucie, zazdrość i... złość. Okropna złość.
-Ness...
-Jacob!
-Między nami koniec...
-Co?
-N-nie kocham cię! - krzyknął i przemienił się. Przemienił się, gdy ja stałam obok niego... Polecałam jakieś 10 metrów dalej. Uderzyłąm chyba o drzewo... spadłam na ziemię i napiłam się na coś ostrego. Krwawiłam okropnie, ale nic nie mogło mi sprawić większego bólu, niż ostatnie słowa Jacoba... "Nie kocham cię!..." Widziałam nie najgorzej. Teraz Jacob, chciał mi pomóc, ale.... Nie wiem co. CZół żal, smutek, złość, i jeszcze wiele strasznych rzeczy. Zszokowany Nahuel podbiegł do mnie ile miał sił w nogach krzycząc:
-Nessie!!! Nessie!!! - Ale na mnie nie robiło to żadniego wrażenia... Jacob zaczął się odwracać i odchodzić. Za wszelką cene chciałam go zatrzymać, mimo tych słów... zaczęłam się czołgać- Jacob... Wróć... Jacob! Jacob!- upadłam, nie podniosłam się więcej i moje oczy zaszła ciemność...
***
Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....
Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....
Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....
***
Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie jasne światło lamp.
-Renesmee! Kochanie! -zmrórzyłam oczy i zobaczyłam mame. Miała zrozpaczoną mine.
-Uch... G-gdzie ja jestem?
-w domu... W gabinecie Carlisle'a.
-Co... CO się stało? -mama spóściła wzrok- Nie pamiętasz?
-Nie za bardzo... -blask....Jacob, Nahuel, krew... Pamiętam. Niestety. Do pokoju wszedł tata.
-Jak się czujesz?
-Ja... Chyba... Dobrze.
-Bardzo nam przykro, Nessie.
-Ile... Ile tak leżałam.
-Miesiąc, kochanie. - odpowiedziała mi mama-
-Co...
-Straciłaś dużó krwi i miałaś okropne ślady po... -wyprzedził mnie tata- po przemienieniu Jacoba, ale było by o wiele gorzej,g gdyby Nahuel ci nie pomógł. Jad wma pomaga. Nie przemienia w wampiry, tylko leczy rany itd.
-To dlatego...
-Tak. -odparła wchodząca do gabinetu Rose.
-Powiedzmy, że zawsze traciliśmy z tobą "kontakt". -wytłumaczył tata.
-CO z.... Z Jacobem.
-My... - wymamrotała mama- Lepiej będzie jak sami sobie to wyjaśnicie.
-CZy to normalne, że po miesiącu snu nadal chce mi się spać?
-Tak. Śpij kochanie, śpij.
***
-Nareszcie wyjmujecie ze mnie te igły.-pisnęlam-
-Cała Bella- skwintował Edward-
-A kto lubi igły? -spytałą sarkastycznie Bella.
-Nessie - zagruchała Alice.
-Alice, jestem poturbowana, potorturuj mnie innym razem, zgoda?
-Ach, ale nie o to chodzi - zaśmiała się- Ktoś... No dobra, Nahuel chciałby się z tobą zobaczyć... porozmawiać.
-Dobra. - Wszyscy wyszli, a wszedł Nahuel.
-Nessie. Przepraszam. JA nie chciałem żeby to tak wyszło...
-Dość. Nahuel wybaczam ci. A poza tym to gdyby nie ty do bymś rozmawiał tu z nagrobkiem. - zmierzyłmnie ostrym spojrzeniem.
-Nessie, będę już musiał wracać.... Hulien mnie potrzebuje.
-Tak serio, czy to taka wymówka?
-Serio.
-No dobrze. Będę tęsknić. Porzegnałam się z Nahuel'em i zabrałam się do czytania książek. Zrobił się pół mrok, a mnie bardzo kusiło żeby porozmawiać z Jacob'em. Musiałam wiedzieć o co chodzi. Zaczęłam myśleć o książce, żeby rodzice się nie połapali, a tak naprawdę zaczęłam się wymykać przez okno.
Rezerwat La push. Domek Jacoba i wychodzący z lasu Jacob.
-Jacob!
-Nessie?! Co ty tu robisz?! Niech mnie... -Uśmiechnęłam się. Zaczął się o mnie martwić, i ucieszył się na mój widok. ALe zaraz spoważniał- CZego chcesz?
-Ja... Ja nie rozumiem, Jacob.
-CZego nie rozumiesz?
-Dlaczego? Co ja takiego zrobiłam że już mnie nie kochasz. -Jacob chciał zaprotestować ale się powstrzymał. Walczył sam ze sobą.
-Ty dobrze wiesz co! Wracaj to domu! Jestem... Jestem zmęczony. - Fakt, okropnie wyglądał. JAk umierający.
-Ale, Jacob!
-Słyszałaś?! -Pobiegłam z płaczem do domu. Rodzice się połapali, ale dali mi spokój. Płakałam w poduszkę że aż była cała mokra. Zauważyłam, że na ziemi leży złożona kartka. Podniosłam się z łóżka otarłam łzy i podniosłam kartkę. Rozłożyłąm ją ale pismo było trochę koślawe i rozmazane.
NESSIE, WIEM, ŻE NIE WIESZ O CO CHODZI. NIE WOLNO MI O TYM MÓWIĆ
WIĘC MÓCISZ SAMA SIĘ DOMYŚLIĆ, CO SIĘ DZIEJĘ Z JACOBEM.
"WPOJENIE, NESSIE"
PROSZE PRZYPOMNIJ SOBIE ZASADY WPOJENIA, BO JACOB UMRZE...
NESSIE, TO NIE ŻARTY, TO JEST PRAWDZIWE ŻYCIE
PAMIĘTAJ NESSIE!
WPOJENIE
SAM
Co? O co chodzi? Jacob ma umrzeć?
-Nie! - prawie krzyknęłam i upadłam na ziemie.
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Sorki że tak długo nie pisałam ale czasu brak. Mam nadzieję że się podobało i że wszystkich zaskoczyłam. Niedługo (nie wiem kiedy) znów napiszę. Będzie się działo!
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zmobaczenia!
Karolina
wtorek, 7 maja 2013
Rozdział XXII "Nahuel"
Jacob zamknął za sobą drzwi a ja wyskoczyłam z łóża owinęłam się kołdrą i wybiegłam przed dom krzycząc :
-Jacob, Jacob! CZekaj!
-Co się stało Nessie? - parsknął JAcob zawracając-
-No...
-NO śmiało Nessie.- zachęcił mnie podchodząc bliżej.
-Nie gniewasz się prawda? Nie jesteś zły na mnie i na... NAhuela?
-Ach... Przemyślałem sobie kilka spraw i... doszłem do wniosku że masz rację i do puki nic sie nie dzieje niepokojącego i zaśmiałego, nie będę miał nic przeciwko żebyś się z nim spotykała. -uśmiechnął się-
-Uff... No to... możesz już iśc.
-Pa! - Wbiegłam spowrotem do domku i ubrałam się. Zjadłam jabłko i pobiegłam ku miejscu gdzie mieliśmy się spotkać...
***
-Nahuel! -krzyknęłam gdy tylko go zobaczyłam.
-Nessie! Nareszcie! - Przytulił mnie mocno.
-Taaak. To co będziemy dzisiaj robić? -spytałam- I dzisiaj i jutro i po jutrze...
-Hmmm... Nie wiem... Ty lepiej wytyczaj trasę. Nie jestem tu miejscowy. -zaśmiał się-
-Okej okej. Też mi dałeś zadanie.... - westchnęłam- To może tak. Gdzie chciałbyś iść?
-W jakieś... spokojne zaciszne miejsce?
-Aaaa... Chyba znam takie jedno "spokojne, zaciszne miejsce..." Ale może zapolujemy?
-Może być...
- To chodźmy. - i puściliśmy się biegiem. Nahuel biegł za mną dając sie prowadzić. Przeskakiwałam drzewa robiąc fikołki w powietrzu, skakałam z wodospadu lądując cała mokra.
-Czy ty się przypadkiem nie popisujesz?
-No... Może odrobinkę. -zaśmiałm się.
-Podobno "słyniecie" tu z pum?
-Dooookładnie.
-A coś jeszcze?
-To są najlepsze ciepłokrwiste zwierzęta, które przypominają smakiem ludzi.
-Ah, rozumiem... No to gdzie zapolujemy?
-Tu! - rzuciam i wyszczeliłam ku smakowitemu zapachowi pum. Łapiąc jedną, chyba zdążyłam jej złamać pare kości, no ale to nie moja wina że jestem taka silna. Krew była dobra i owiele bardziej zaspokojała i głód, i pragnienie.
-Pycha!- skwintowałam odrzucając pustą pume na bok.
-Och, jak ty pięknie wyglądasz. - zachwycił się Nahuel powtarzając moją czynność- Prze ślicznie.
-Och! Jak ja wyglądam?! - krzyknęłam zszokowana patrząc na siebie. Byłam cała umazana krwią. Kleiły się do mnie liście mech i inne rzeczy. moje włosy były poczochrane i tak samo upaćkane krwią. -JAk ja się tego pozbędę? JAk ja się im pokarze?
-Może wrucimy nad ten wodospad co mijaliśmy?
-Dobra... Ale krew z białej sukieni raczej nie zejdzie... - Miałam białą sukienkę do kolan. Też sobie ubranie wybrałam. Zaczeiśmy biec.
-Hopsasa Hopsasa!... -Nahuel śpiewał dziecinną piosenkę. Wzniosłam oczy ku niebu i wskoczyłam do wody. Bardziej pływaliśmy niż się myliśmy. Gdy byliśmy przy brzegu (lecz nadal w wodzie) Nahuel zapytał.
-Ten... JA... Jacob. Nie denerwuje cię czasami?
-Co?
-No wiesz. Patrzy na ciebie tak, jakby... Chciał cie zjeść. -zaśmiał się- Wiesz jak on się na ciebie wczoraj patrzył?
-Tak ale...
-Ja rozumiem że mógł cię poprosić żebyś z nim chodziła i ze mu odmówiłaś, no ale żeby aż tak człowieka drażnić.
-Nahuel to... to nie tak.
-A jak?
-Ty nic nie wiesz?
-Ale co mam wiedzieć?
-No że... - podniosłam rękę by pokazać mu o co chodzi ale on ją złapał i obejrzał widniejący na niej pierśionek.
-A, więc tak sprawy się mają?
-Ja... Ja myśłałam że ty wiesz....
-Nie sądziłem... Z kąd ty teraz wróciłaś?
-Z... Z miesiąca miodowego.
-Co?!
Ok. To tyle. Mam nadzieję że się podobało
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
-Jacob, Jacob! CZekaj!
-Co się stało Nessie? - parsknął JAcob zawracając-
-No...
-NO śmiało Nessie.- zachęcił mnie podchodząc bliżej.
-Nie gniewasz się prawda? Nie jesteś zły na mnie i na... NAhuela?
-Ach... Przemyślałem sobie kilka spraw i... doszłem do wniosku że masz rację i do puki nic sie nie dzieje niepokojącego i zaśmiałego, nie będę miał nic przeciwko żebyś się z nim spotykała. -uśmiechnął się-
-Uff... No to... możesz już iśc.
-Pa! - Wbiegłam spowrotem do domku i ubrałam się. Zjadłam jabłko i pobiegłam ku miejscu gdzie mieliśmy się spotkać...
***
-Nahuel! -krzyknęłam gdy tylko go zobaczyłam.
-Nessie! Nareszcie! - Przytulił mnie mocno.
-Taaak. To co będziemy dzisiaj robić? -spytałam- I dzisiaj i jutro i po jutrze...
-Hmmm... Nie wiem... Ty lepiej wytyczaj trasę. Nie jestem tu miejscowy. -zaśmiał się-
-Okej okej. Też mi dałeś zadanie.... - westchnęłam- To może tak. Gdzie chciałbyś iść?
-W jakieś... spokojne zaciszne miejsce?
-Aaaa... Chyba znam takie jedno "spokojne, zaciszne miejsce..." Ale może zapolujemy?
-Może być...
- To chodźmy. - i puściliśmy się biegiem. Nahuel biegł za mną dając sie prowadzić. Przeskakiwałam drzewa robiąc fikołki w powietrzu, skakałam z wodospadu lądując cała mokra.
-Czy ty się przypadkiem nie popisujesz?
-No... Może odrobinkę. -zaśmiałm się.
-Podobno "słyniecie" tu z pum?
-Dooookładnie.
-A coś jeszcze?
-To są najlepsze ciepłokrwiste zwierzęta, które przypominają smakiem ludzi.
-Ah, rozumiem... No to gdzie zapolujemy?
-Tu! - rzuciam i wyszczeliłam ku smakowitemu zapachowi pum. Łapiąc jedną, chyba zdążyłam jej złamać pare kości, no ale to nie moja wina że jestem taka silna. Krew była dobra i owiele bardziej zaspokojała i głód, i pragnienie.
-Pycha!- skwintowałam odrzucając pustą pume na bok.
-Och, jak ty pięknie wyglądasz. - zachwycił się Nahuel powtarzając moją czynność- Prze ślicznie.
-Och! Jak ja wyglądam?! - krzyknęłam zszokowana patrząc na siebie. Byłam cała umazana krwią. Kleiły się do mnie liście mech i inne rzeczy. moje włosy były poczochrane i tak samo upaćkane krwią. -JAk ja się tego pozbędę? JAk ja się im pokarze?
-Może wrucimy nad ten wodospad co mijaliśmy?
-Dobra... Ale krew z białej sukieni raczej nie zejdzie... - Miałam białą sukienkę do kolan. Też sobie ubranie wybrałam. Zaczeiśmy biec.
-Hopsasa Hopsasa!... -Nahuel śpiewał dziecinną piosenkę. Wzniosłam oczy ku niebu i wskoczyłam do wody. Bardziej pływaliśmy niż się myliśmy. Gdy byliśmy przy brzegu (lecz nadal w wodzie) Nahuel zapytał.
-Ten... JA... Jacob. Nie denerwuje cię czasami?
-Co?
-No wiesz. Patrzy na ciebie tak, jakby... Chciał cie zjeść. -zaśmiał się- Wiesz jak on się na ciebie wczoraj patrzył?
-Tak ale...
-Ja rozumiem że mógł cię poprosić żebyś z nim chodziła i ze mu odmówiłaś, no ale żeby aż tak człowieka drażnić.
-Nahuel to... to nie tak.
-A jak?
-Ty nic nie wiesz?
-Ale co mam wiedzieć?
-No że... - podniosłam rękę by pokazać mu o co chodzi ale on ją złapał i obejrzał widniejący na niej pierśionek.
-A, więc tak sprawy się mają?
-Ja... Ja myśłałam że ty wiesz....
-Nie sądziłem... Z kąd ty teraz wróciłaś?
-Z... Z miesiąca miodowego.
-Co?!
Ok. To tyle. Mam nadzieję że się podobało
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
Subskrybuj:
Posty (Atom)