poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział XXXII "Niemożliwe, stało się możliwe"

Biegliśmy, a raczej Jacob biegł ze mną na plecach. Często tłumiłam w sobie jęki, syki a nawet krzyki. Niekiedy uszu Jacob'a dobiegały moje stęknięcia, a wtedy mruczał troskliwie. Robiłam się też głodna, a to wiązało się z tym, że płód również robił się głodny, przez co zadawał mi jeszcze więcej bólu niż na początku, byle by tylko dostać coś do jedzenia, a raczej do picia. Musiałam dać Jacob'owi znać, że jest źle, a wtedy się zatrzymywaliśmy i Jacob przynosił mi jakieś zwierzę... W pewnym momencie, dotarlismy do jeziora. Jacob był zatym, żeby je przepłynąć, ale ja woałam je okrążyć, z uwagi na mój stan zdrowia, ale sie nie sprzeciwiłam, bo wolałam to wszystko przyspieszać, niż spowolniać. Więc się zgodziłam, a Jacob wtedy zaczął okrążać jezioro...
          W domu, byliśmy 6 godzin wcześniej, niż by nam zajęło ludzkie podróżowanie. Jacob sie przemienił jeszcze w lesie i pomógł mi dojść do domu. Mój brzuch, był o 0,7 centymetra większy... Przed dom wylecieli wszyscy. Mama, tata i Rose byli na samym przedzie. Było odrobiną zamieszania. Po tym okropnym przywitaniu, musiałam porozmawiać z mamą... Z nią było to najłatwiejsze.
-Renesmee, kiedy to... się stało? -spytała spokojnie mama
-No... Gdy pierwszy raz zobaczyłam Jacoba...Tej nocy... -szepnęłam zgorszona
-Ohc, Renesmee...
-Przepraszam, to było glupie... Ale mi tak brakowało Jacoba..
-Spokojnie, rozumiem, rozumiem... A... tak wogóle to nie byla twoja decyzja... -powiedziała
-Co? jak to? -szepnęlam, tłumiąc w sobie syk, a mama mnie przytuliła.
-Nahuel... Ma taki dar... Kontroluje odruchy, i myśli danej osoby... Wtedy spuściłam z ciebie tarczę... To był przypadek...
-Nic się nie stalo...
-Renesmee, teraz widać tego skutki, co się stało.
-A nic by sie nie stało, gdyby mnie wogóle nie było. -powiedziałam stanowczo.
-Nie! Ty jesteś naszym największym szczęściem! -spreciwiła mi się
-Dobra, dobra... Tylko siebie nie obwiniaj, okej?
-No dobrze... -i wtedy coś szczeliło i, poraz pierwszy pękła mi kość, niby mała, ale pękła.

                  Teraz siedzialam na kanapie, a koło mnie siedział Jacob, kontrolując mą temperature i podtrzymywał na duchu, bo zaraz, miała byc przeprowadzona trudna operacja. Mieli się pozbyć tego, co mnie tak bardzo krzywdziło...
-Nessie, wszystko będzie dobrze, nie martw sie... -szeptal Jacob
-Tak wiem wiem... Ale...
-Spokojnie, nie mysl o tym.
-Yhy... Postaram się. -wyjąkałam, a Jacob pocałował mnie w czoło. Wiedziałam, że i tak zaboli... Ale chcialam się tego dziecka pozbyć i nawet Rose się temu nie sprzeciwiała, co mnie cieszyło, bo nie chciałam z nia się kłócić... Syknęłam z bólu, prawie, że krzykęłam, niestet tego nie udało mi się stłumić.
-Wszystko dobrze Nessie? -spytał spanikowany Jacob
-Tak, tak... Wszystko w porządku... -wydyszałam, musiały mi się szklić bo wszyscy patrzyi się na mnie z troską... -Naprawdę, wszystko w porządku.
-Renesmee... Już, już wszystko gotowe... -wszedł do pokoju Carlisle- Pytanie tylko, czy ty jesteś gotowa?
-T-Tak... -zająklam sie i zaraz się poprawiłam sie -Tak, oczywiście. jestem gotowa.
-To dobrze... -uśmiechnął się delikatnie. Jacob pomógł mi wstać i zaprowadził do sali, z całym wyposarzeniem. Samodzielnie usiadłam na krześle, które było w pozycji poł lezącej
-Jacob, może było by lepiej gdy byś... -zaczął Carlisle
-Nie ma mowy. Zostaję. Musze być przy Renesmee. -zaprzeczyl natychmiast Jacob. I szczerze mi z tego powodu ulżyło.
-Dobrze -zgodził się Carlisle- A więc Nessie, sprawa wygląda tak. Dam ci dwie dawki morfiny, abyś jak najmniej poczuła... Dam ci też odrobinę środku zasenego, abyś zasnęła, ale byś nadal była przytomna i aktywna w operacji. Zgadzasz się na to?
-tak. na wszytko. Ufam ci. -uśmiechnełam się blado
-A więc zaczynamy. -Jacob złapał mnie za rękę i pocałował w czoło, a ja zacisnęłam zęby. Carlisle zazplikował mi wszystko czego potrzebowałam. CZułam się trochę przyćmiona... Ale wszystko nadal dobrze rejestrowałam. Zaczynałam slabiej czuć ucisk Jacob'a więc spróbowałam ścisnąć jego dłoń. Do sali wbiegli tata, mama i Rose.
-Wszystko będzie dobrze... -szepnęła do mnie Rose i mama. Coś błysneło, prawdopodobnie skalpel. Uścisnęłam mocniej rękę Jacoba. Poczółam jak skalpel przecina moją skórę, jak sie w nią wbija. Krzyknęlam najgłośniej jak mogłam... CZyżby morfina nie zadziałała? Zaczęłąm się wyginać i wić.
-Nessie, patrz na mnie! -krzyknął do mnie Jacob.
-To nie możliwe... -usłyszałam szept Carlisla'a i odpłynełam w niebyt.


********************************************************
Mam nadzieję że wam się podobało i prosze o komentsy, bo one naprawdę motywują :)
 
                                                                                                 Karolina

2 komentarze:

  1. aaaa ja chce już next !! Super rozdział mam nadzieje że usuną ciąże i że nie trzeba będzie przemieniac ness w 100% wampira :) pewnie i tak zaraz moj komentar zostanie usunięty bo tak sie dzieje ale mam nadzieje że zdążysz go przeczytać :) weny życzę. K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny! Prześwietny! :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam na kolejny ! :D Nie trzymaj mnie w niepewności co dalej,,,,,,,,,,,, Ja chcę więcej!!!!!!!!!!!!!!!! :) :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń