Ogarnęła mnie ciemność. Okropna ciemność. Słyszałam głosy, dużo głosów, ale najczęściej głos Jacob'a, bo jego głos był najgłośniejszy:
-Nessie!!! Nessie, słyszysz mnie?! Nessie!!! Daj znak życia, proszę!!! -krzyczał zrozpaczony. Tak bardzo chciałam mu odpowedzieć, lecz nie mogłam, spróbowałam, ale zamiast słów, z mego gardła wydbył się krzyk. Krzyki, piski i jęki. Zakrztusiłam się czymś, prawdopodobnie krwią... Kilka razy usłyszałam głos... Nahuela
-Nie wyjmiecie z niej dziecka, ono musi samo wyjść... Małe szanse są, żeby uratować Nessie, może dziecko, ale nie waszą córeczkę... -pyrchnął - Dzieci pół-wampirów, pół- ludzi są bardzo agresywne... -monolog Nahuela przerwał Jacob, coś mu musiał zrobić, wolalam nie wiedzieć co. Nie wytrzymywałam. Krzyknęłam na tyle głośno, na ile pozwalała mi zawartość tlenu. I ujżałam śwaitło. Swiatło lamp. Pęłno krwi...
-Jacob... -wykrztusiłam.
-Jestem Nessie. Trzymaj się...-natychmiast odpowiedział Jacob.
-Wtrzyknijcie jej coś na uśpienie... Dużo! -rozkazała Rose.
-To i tak nic nie da... -mruknął Nahuel- Dziecko to wszystko wchłonie... Da to może mały efekt...
-Zamknij się! -warknął Edward i wtrzyknąl mi chyba coś na uśpienie, bo juz nic nie słyszałam, nie widziałam i nie czułam.
***
Leżałam na kanapie, a przynajmniej tak mi sie wydawało. Przekręciłam się na drugi bok i spróbowałam otworzyć oczy... coś tam otworzyłam ale oślepiło mnie światło.
-Nessie...Wszystko dobrze? -szepnął zaniepokojony Jacob. Zanim odpowiedziałam, mineło pare chwil, a przez nie pomacałam mój brzuch, sprawdzając czy wszystko jest już w normie. Ku mojemu zdziwnieniu, zamiast nie poczuć żadnego wybrzuszenia, poczułam jeszcze większe wybrzuszenie.
-T-tak... -zająkłam się- Ale... Co z...?
-Eh... Tak mi przykro Nessie...
-Chodzi o to, że... -zaczęła Rose- Że płód jest otoczony bardzo, ale to bardzo grubą powłoką, którą gdybysmy przebili... Nie miałabyś szans na przeżycie...
-Och... -Jęknęłam przestraszona. Czyli musiałam dotrwać do porodu, tak? Dlaczego, dlaczego ja?
-Nic się nie martw Nessie... -przytulil mnie Jacob, a ja wtulilam się w niego zrozpaczona. Jęknęłam, bo płód kopnął mnie z całej siły. Zaczęłam syczeć i stękać...
-Nessie! -podniósł głos Jacob
-Wszystko -wydyszałam - Wszystko w porządku... -lecz nie było... Nie chialam, by cierpial ktokolwiek niż ja... A złaszcza Jacob, mama, tata, Rose...
I nagle zdałam sobie sprawę, że cały czas słyszy. Spojrzałam na niego spanikowana.
-Renesmee, nie możesz tego przed nami kryć. -stwierdził Edward.
-Ale czego ma nie ukrywać? -spytał Jacob
-Tego, że wcale nie jest dobrze... -wyszeptał tata.
-Och, Nessie... -jęknął Jacob - Nie męcz się...
-A może... -zaczął Jasper, a tego sie nie spodziewałam. W takich sytuacjach nie zabierał zazwyczaj głosu. -przyspieszyć proces... Tak jak u Belli... Wykarmić bękarta... - i żebym nie musiala już dlużej cierpieć.
-To nie jest zły pomysł.- Zaczął Carlisle podając mi kubek z krwią -Możemy spróbować Nessie, czy tego chcesz?
-Oczywiście. Wszystko, byle bym juz nie... -wolałam nie kończyć.
-A więc pij. -pociągnęłam dużo krwi... -Działa... -zaczęłam chudnąć, a krew... Poprawiła mój stan zdrowia... tak w 0,5 % .
-A więc będziemy prowadzić ten proces, aż do samego końca
*************************************************************
To wszystko na dzisiaj! Przepraszam, że tak późno, ale automatyczne publikowanie mi nawala -.-
Następny post będzie pędzikiem :)
Karolina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz