środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział XXXV "Nie spodziewałam się, że to się stanie, że ja o tym zadecyduje..."

Siedzieliśmy w salonie. Ja z Jacobem. Jacob tulił mnie do siebie i głaskał po głowie.
-Jacob? -szepnęłam do Jacoba.
- Tak? - natychmiast zareagował Jacob
- Em... Jacob, czy mogę cię o coś spytać?
- O co tylko zechcesz... I nie musisz pytać o pozwolenie - uśmiechnął się blado.
- Jacob... Czy... Zostaniesz ze mną do końca, prawda? - powiedziałam cicho.
- Och, Nessie! Przecież wiesz że tak. - pocałował i przytulił jeszcze mocniej mnie Jacob.
- Wiem, wiem... Ale, chciałam się upewnić...
- Już na zawsze będę z tobą. Nigdy cię nie zostawię, zawszę będę przy Tobie...
- Bardzo ci dziękuję... Nie zasłużyłam na to wszystko z twojej strony...
- Renesmee, co ty wygadujesz?!
- Prawde. -odparłam
- Zasłużyłaś na coś o wiele więcej! -nic nie odpowiedziałam. Jacob był zły.
- Jacob... Jesteś na mnie zły, prawda? - zapytałam po chwili ciszy
- Jestem... - zrzedła mi mina - Ale nie na ciebie, Nessie... Na ciebie nigdy. Jestem zły na siebie... Za to że cię zostawiłem... Że przez to cię straciłem... - mówił Jacob. Zadrgała mu dolna warga, i moim oczom, ukazała się łza która wyciekła z kącika oka Jacoba.
Boże.
Zrobiło mi się strasznie żal Jacoba. Jak on musiał mnie kochać... Jak on mnie MUSI KOCHAĆ!
- Jacob! - rzuciłam mu się na szyję. Aż zaczęłam płakać- Wcale mnie nie straciłeś, wcale. Nadal jestem twoja i, nadal CIĘ KOCHAM! Nadal jestem...
- Och, Nessie... Spokojnie... Spokojnie...- Jacob byl bardzo zszokowany moim wyznaniem miłości i mam nadzieję że pozytywnie. Gdy się uspokoiłam Jacob spytał:
- Już dobrze?
- Tak...
- Cieszę się. -odparł spokojnie. Czyżby go w ogóle nie zainteresowało go to co powiedziałam?!
- Renesmee... to tak... Naprawdę? - spytał nadal nie dowierzając temu co usłyszał.
- Tak...
- och. - poczułam, że muszę mu coś jeszcze powiedzieć... Wzięłam jego twarz w obie moje dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy... Głęboko w jego oczy, co zdarzylo się pierwszy raz, od naszej rozłąki.
-Jacob. Kocham Cię. Mimo tego co zrobiłeś. A tak naprawdę nie zrobiłeś niczego złego... I... -zawahałam się na moment- Nadal jestem twoją żoną. Nazywam się na Renesmee Carlie 'Nessie' Cullen- Black. I nic i nikt tego nie zmieni. Kocham cię ponad wszystko... I nie chcę cię znowu stracić... A... -mało co nie powiedziałam, że umrę za tydzień. Jacob patrzył jeszcze przez chwilę w moje oczy, a ja zastanawiałam się co w nich zobaczył. Po chwili ujął moją twarz w obie dłonie i złożył na moich ustach namiętny, i oczywiście delikatny pocałunek. Nie zamierzałam go przerwać...
- Och Nessie... Kocham cię.
-Ja ciebie też... -wychlipiałam.
-Nessie, czy... Ja o czymś nie wiem?-spytał po chwili. Musiałam mu powiedzieć...
- Jacob... Ja, dowiedziałam się przypadkiem, że... Że za tydzień... Umrę ... - Jacoba ta wiadomość była ogromnym szokiem. Wytłumaczyłam mu wszystko.
- I nie da się nic zrobić?
- Myślałam... Sama nie wierzę że to mówię... Myślałam żeby o pomoc poprosić... Volturii.
- Volturii? - zapytał Jasper. Okazało się, że wszyscy w sekundę pojawili się na dole
- Tak ja tez o tym myślałam. -przyznała się Bella.
- To nie jest taki zły pomysł... -mruknął Edward- Nie zaszkodzi spróbować. Carlisle, w Volterze chyba jest coś w rodzaju "sekretariatu", może znasz numer?
-oczywiście, już dzwonie. -i Carlisle miał już sluchawkę przy uchu
-Witam. Tu Carlisle Cullen. Czy mogę rozmawiać z Aro... Ach, tak tak. Rozumiem, lecz nalegam, ponieważ to sprawa życia i śmierci -mimo poważnej sytuacji, nie zapominal o zwrotach grzecznościowych- Och, wiataj Aro. Mi też jest miło. Słuchaj, chodzi o Renesmee... - i zaczęła się historia od początku.
-Dobrzę, dziękuję ci bardzo. Wszyscy ci dziękujemy -zakończył Carlisle -Będzą najwcześniej za 3 godziny
-Co takiego Aro powiedział? -dopytywałam się
-Że gdy jeszcze spotkali się z Johamem -ojcem Nahuela-  Powiedział im, że zna wampira, który ma pewien dar. Potrafi on bowiedz zmieniać działanie swego jadu. -wytłumaczył Edward.
-Co naprzykład potrafi? -spytała zaciekawiaona Rose.
-Jeśli serce nie bije od mniej niż piętnaście minut, potrafi zmienić człowieka w wampira, potrafi uleczyć, bądź przemienić umierającego człowieka, bez katuszy. Ale rzeby bez katuszy przemienić w wampira musi się naprawdę skupić. Potrafi, przemieniać pół-ludzi, pół-wampirów w pełnych wampirów. I... Potrafi zmieniać wampiry, w ludzi. -dokończył tata.
-Naprawdę??? -spytała podekscytowana Rose. Wiem, że zawsze chciała być człowiekiem... Nie chciałam jej tracić, gdyby stałą się człowiekiem... Nie była by już tą Rose, którą jest teraz.
-Ale ze skutniem ubocznym. Później ci to wytłumaczę... Nawet o tym nie myśl!- powiedział stanowczo Edward. "Mogę poprosić o krew?", zapytałąm tatę w myślach, chciało mi się pić... A reczjej temu czemuś. już mnie kopało.
-Ach, tak oczywiście. - i już podawał mi kubek z krwią.
-Dziękuję. -powiedziałam i zaczęłam pić

-Witam WAs moi drodzy -przywitał się Aro- Przepraszam ale szybciej się nei dało - wraz z Aro, przybyli, Marek, Jane i Alec. Tej ostatniej dwójki trochę się obawiałam.
-Nic nie szkodzi... -powiedział Carlisle, rozglądając się.
-Nie, tego wampira tu nie ma. wiemy gdzie jest. Ja, Marek i... Alec, pójdzsiemy po niego. A ty Jane zostaniesz tu.
-Dobrze -powiedziała, lecz przed tym wytrzeszczyła oczy. Tych troje już nie było.
-To ja pójdę na polowanie... -powiedziała i zaczęła wychodzić. W wampirzym tępie. Mama była szybsza. Zamknęłą już uchylane drzwi, i stanęła Jane na drodze.
-Dobrze. Pójdziemy z tobą. -uśmiechnęłą się złośliwie Bella. Emmet zachichotał.
-Idźcie, ja zostanę z Nessie i Jacobem -powiedział Carlisle i reszta wypełniła jego polecenie. Carlisle poleciał do swojego gabinetu.
-Jacob...? -zaczęłam
-Tak?
-A nic już nic... I tak pewnie będziesz przeciw.
-Nigdy nie masz pewności. No powiedz, Nessie, proszę.
-No...- już od bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo dawna chciałam o to spytać Jacoba, ale jakoś nie było okazji... i odwagi. Postanowiłam powiedzieć to otwarcie. -Jacob, czy gdybym przeżyła...
-Przeżyjesz.
-Dobra. To czy ty...
-Tak?
-CZy chciałbyś mieć ze mną dziecko? -zapadła chwila ciszy.
-Co? Dziecko?
-Oj. -jęknęłam- Zapomnij nie było pytania.  -spuściłam wzrok
-Och, Nessie!  - podniósł mnie i zakręcił w powietrzu - O niczym innym nie marzę!
-Serio?
-Serio. -zaśmiał się. spowrotem położył mnie na kanapie. I nagle nasze okrzyki radości przewał głośny trzask (kości) i towarzyszący mu mój głośny krzyk.

*******************************************************
Przepraszam, że długo nie pisałam, ale za to jest bardzo długi rozdział. Następny będzie na 100% oczami Jacoba, na prośbę Asi :)

                                                                                                Karolina

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział XXXIV "Ciąża"

Siedziałam dniami i nocami, nie sypiałam, byłam w kiepskim stanie a brzuch rosnął i z dnia na dzień było bliżej porodu, jesli porodem można było to nazwać. Sam prosił Jacob'a aby odstąpił pilnownie mnie komuś innemu i poszedl do lasu, lecz stawiał opór i niechciał mnie opuścić. Kazałam mu iść, lecz uparcie odmawiał. pewnego wieczoru, poprosiłam Bellę, aby okryła mnie tarczą i oczywiście się zgodziła. Edwardowi, się to trochę nie podobało, bo chciał wiedzieć co się dzieję, ale się nie kłócił. Jacob też się nie kłócił, ale wydawało mi się, że też wolał by, aby było wszystko wiadome (no i oczywiście moje myśli były im do tego bardzo potrzebne...) Teraz miałam już myśli tylko dla siebie. Mogłam przemyśleć pare sparaw na spokojnie, bez obaw że ktoś (mój kachany tata) będzie podsłuchiłał - i jak miał w zwyczaju- komentował. Może tak wszystko opowiem od początku.
                                                             Stan mojego zdrowia:
    Miał się nie najlepiej. Teraz, oprócz zadawanego przez płód mi bólu, doszło jeszcze łamanie kości. Poszło już jedno żebro. Było blisko do kręgosłupa, ponieważ były odłamki... I nadal są, ale ciężko się jest ich pozbyć. A, no i poszło jeszcze biodro. Ja tam różnicy nie odczówam, ponieważ praktycznie cały czas mnie coś boli. No i byłam jeszcze trochę... No dobra bardzo... Bylam okropnie wychudzona. Wyglądało to tak jabym była samym szkieletem, ale kości były pokryte skórą. Zadziwiające, jak łatwo mówie o moich krzywdach, z jaką lekkością... Chyba się po prostu przyzwyczaiłam. Zapomniałam dodać, że czasami wymiotuję, ale... Krwią. Nahuel twierdzi, że dziecko pochlania wszelki środki przeciw bólowe i nie będzie przyjmować ani ludzkich potraw, ani tych lekarstw... Jeśli nie dostanie tego czego chce będzie jeszcze gorzej. Czy naprawde może być gorzej?!

                                                            Moja dieta:
    Do czasu jadałam ludzkie jedzenie i jakieś płyny... Jakie to płyny były to mnie nie interesowało. To nie przynosiło dobrych efektów. Więc wymyśliliśmy, że może bym spróbowała... Krwi. Tak jak Bella, w końcu ja łaknęłam tego samego. Próbowaliśmy z krwią zwierzęcą, ale to nie był dobry pomysł. W prawdzie było lepiej, ale to zawsze była cisza przed burzą i potem była poworka z rozrywki. Musieliśmy spróbować z krwią ludzką... To pomogło, ale w przeciwieństwie do Belli (albo inaczej ; do mnie w Belli) płód nadal nie przyjmował ludziekg jedzenia. Teraz piłam już tylko krew... Wspaniale. I to jeszcze ludzką...

                                                           Towarzystwo:
    Wolałam rozmawiać z kobietami i najczęściel rozmawaiłam z Bellą i Rose. One jako jedyne mnie rozumiały najlepiej. Teraz czasu najwięcej spędzałam najwięcej z Jacobem... I z tego powodu sie cieszyłam. Niedawno właśnie go odzyskalam. Odzyskałam Jacob'a. Nie miałam zamiaru go stracić. Musialam z nim spędzać jak najwięcej czasu.
   Kiedyś gdy się kompałam, poprosiłam Esme, aby zostawiła mnie samą. Obejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam jak kobieta... Nie miałam... Jakby to określić...? Kobiecych kształtów? Tak, to chyba najtrafniejsze określenie. Byłam chuda, a mój brzuch duży, jak osobny organizm. On był drapieżnikiem, ą ja... Ofiarą Co to ma wspólnego z Jacob'em? I nawet z Nahuelem. Gdy tak sie oglądałam, do łazienki... Może inaczej. Drzwi do łazienki otworzyl Jacob. Lustro było duże więc Jacob bez trudu zobaczył mój stan... A w tle znalazł się Nahuel. Jego reakcja była dziwna i okropna. Najpierw pyrchnął, zaśmiał się i wesstchnął.
-Jacob... -szepnęłam tamtego momentu, zakrywając sie ręcznikiem... Zamknał drzwi i chyba nakrzyczał na Nahuela. Tak wogóle reakcja Nahuela bardzo mnie zasmuciła. Odebrałam to tak... Jakby nigdy mu na mnie nie zależało, nigdy mnie nie kochał (z tego to się akurat cieszyłam, ale na swój sposób), nigdy nie dażył mnie przyjaźnią, nigdy nie byłam dla niego kimś warznym, nigdy mu na mnie nie zależało... Czasami... Myślałam, że jemu bardzie zależy na tym co we mnie jest, niż na moim życiu. Jacob bardzo mnie pocieszał, i mówił, żo on nigdy mi czegoś takiego nie zrobi... Że nigdy mnie nie zostawi...

                                                           Moje Życie, Mój Czas:
      Jacob, nigdy mnie nie zostawi, ale... Czy nie zostawie go ja? Nie chciałam mu tego robić... Nie chciałam robić tego pozostałym. Nie mówiłam tego nikomu, ale... Prawdopodobnie... Nie... Nie przezyje tego, co ma się wydarzyć. Zniknę z ich życia... Ile czasu mi zostało? Tak dokładnie to nie wiem. Jakiś tydzień. Tdzień to był Maxymalny czas. Tydzień... ostał mi tylko tydzień z... Wieczności. niedawno posłuchałam rozmowe (co nie bylo zamierzane) Carlisle, z resztą rodziny. on sam mówił, że zostało mi maksymalnie tydzień. Tydzień życia. Te siedem dni, bardzo ceniłam. Chciałam ten czas wykorzystać jak najlepiej...


A więc podsumując:

Stan ogólny : Okropnie
Straty : Jakie straty, nie mam niczego, za tydzień umrę!
Co czuję : Coś strasznego, coś nie do opisania

                         Teraz jest 03.09.2013r.
            Od początku ciąży, minęły trzy tygodnie.
    Wygląda na to, że umrę dokładnie wtedy, kiedy przyszłam na świat.

Życie jest okropne...

*************************************************************
Ten rozdział był opisem przez Renesmee ciąży. Przepraszam jesli komuś się nie podobał, ale zabrakło mi trochę weny...
 Wyjaśnienie: "  Teraz jest 03.09.2013r." = Renesmee urodziła się 2006r. 10 września. Z racj, że prowadzę mojego bloga 5 lat po urodzeniu Renesmee, był rok 2011rok, i Jacob opuścil Renesmee na dwa lata i jest rok 2013r.
Jakoś tak się pokryło z naszą datą ;D
                                                                                            Proszę Was o Komentsy.
                                                                                One naprawdę motywują ;)


                                                         Karolina

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział XXXIII "Ciąg dalszy nastąpi"

Ogarnęła mnie ciemność. Okropna ciemność. Słyszałam głosy, dużo głosów, ale najczęściej głos  Jacob'a, bo jego głos był najgłośniejszy:
-Nessie!!! Nessie, słyszysz mnie?! Nessie!!! Daj znak życia, proszę!!! -krzyczał zrozpaczony. Tak bardzo chciałam mu odpowedzieć, lecz nie mogłam, spróbowałam, ale zamiast słów, z mego gardła wydbył się krzyk. Krzyki, piski i jęki. Zakrztusiłam się czymś, prawdopodobnie krwią... Kilka razy usłyszałam głos... Nahuela
-Nie wyjmiecie z niej dziecka, ono musi samo wyjść... Małe szanse są, żeby uratować Nessie, może dziecko, ale nie waszą córeczkę... -pyrchnął - Dzieci pół-wampirów, pół- ludzi są bardzo agresywne... -monolog Nahuela przerwał Jacob, coś mu musiał zrobić, wolalam nie wiedzieć co. Nie wytrzymywałam. Krzyknęłam na tyle głośno, na ile pozwalała mi zawartość tlenu. I ujżałam śwaitło. Swiatło lamp. Pęłno krwi...
-Jacob... -wykrztusiłam.
-Jestem Nessie. Trzymaj się...-natychmiast odpowiedział Jacob.
-Wtrzyknijcie jej coś na uśpienie... Dużo! -rozkazała Rose.
-To i tak nic nie da... -mruknął Nahuel- Dziecko to wszystko wchłonie... Da to może mały efekt...
-Zamknij się! -warknął Edward i wtrzyknąl mi chyba coś na uśpienie, bo juz nic nie słyszałam, nie widziałam i nie czułam.

                                                             ***
Leżałam na kanapie, a przynajmniej tak mi sie wydawało. Przekręciłam się na drugi bok i spróbowałam otworzyć oczy... coś tam otworzyłam ale oślepiło mnie światło.
-Nessie...Wszystko dobrze? -szepnął zaniepokojony Jacob. Zanim odpowiedziałam, mineło pare chwil, a przez nie pomacałam mój brzuch, sprawdzając czy wszystko jest już w normie. Ku mojemu zdziwnieniu, zamiast nie poczuć żadnego wybrzuszenia, poczułam jeszcze większe wybrzuszenie.
-T-tak... -zająkłam się- Ale... Co z...?
-Eh... Tak mi przykro Nessie...
-Chodzi o to, że... -zaczęła Rose- Że płód jest otoczony bardzo, ale to bardzo grubą powłoką, którą gdybysmy przebili... Nie miałabyś szans na przeżycie...
-Och... -Jęknęłam przestraszona. Czyli musiałam dotrwać do porodu, tak? Dlaczego, dlaczego ja?
-Nic się nie martw Nessie... -przytulil mnie Jacob, a ja wtulilam się w niego zrozpaczona. Jęknęłam, bo płód kopnął mnie z całej siły. Zaczęłam syczeć i stękać...
-Nessie! -podniósł głos Jacob
-Wszystko -wydyszałam - Wszystko w porządku... -lecz nie było... Nie chialam, by cierpial ktokolwiek niż ja... A złaszcza Jacob, mama, tata, Rose...
                   I nagle zdałam sobie sprawę, że cały czas słyszy. Spojrzałam na niego spanikowana.
-Renesmee, nie możesz tego przed nami kryć. -stwierdził Edward.
-Ale czego ma nie ukrywać? -spytał Jacob
-Tego, że wcale nie jest dobrze... -wyszeptał tata.
-Och, Nessie... -jęknął Jacob - Nie męcz się...
-A może... -zaczął Jasper, a tego sie nie spodziewałam. W takich sytuacjach nie zabierał zazwyczaj głosu. -przyspieszyć proces... Tak jak u Belli... Wykarmić bękarta... - i żebym nie musiala już dlużej cierpieć.
-To nie jest zły pomysł.- Zaczął Carlisle podając mi kubek z krwią -Możemy spróbować Nessie, czy tego chcesz?
-Oczywiście. Wszystko, byle bym juz nie... -wolałam nie kończyć.
-A więc pij. -pociągnęłam dużo krwi... -Działa... -zaczęłam chudnąć, a krew... Poprawiła mój stan zdrowia... tak w 0,5 % .
-A więc będziemy prowadzić ten proces, aż do samego końca

*************************************************************
To wszystko na dzisiaj! Przepraszam, że tak późno, ale automatyczne publikowanie mi nawala -.-
Następny post będzie pędzikiem :)

                                                                         Karolina

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział XXXII "Niemożliwe, stało się możliwe"

Biegliśmy, a raczej Jacob biegł ze mną na plecach. Często tłumiłam w sobie jęki, syki a nawet krzyki. Niekiedy uszu Jacob'a dobiegały moje stęknięcia, a wtedy mruczał troskliwie. Robiłam się też głodna, a to wiązało się z tym, że płód również robił się głodny, przez co zadawał mi jeszcze więcej bólu niż na początku, byle by tylko dostać coś do jedzenia, a raczej do picia. Musiałam dać Jacob'owi znać, że jest źle, a wtedy się zatrzymywaliśmy i Jacob przynosił mi jakieś zwierzę... W pewnym momencie, dotarlismy do jeziora. Jacob był zatym, żeby je przepłynąć, ale ja woałam je okrążyć, z uwagi na mój stan zdrowia, ale sie nie sprzeciwiłam, bo wolałam to wszystko przyspieszać, niż spowolniać. Więc się zgodziłam, a Jacob wtedy zaczął okrążać jezioro...
          W domu, byliśmy 6 godzin wcześniej, niż by nam zajęło ludzkie podróżowanie. Jacob sie przemienił jeszcze w lesie i pomógł mi dojść do domu. Mój brzuch, był o 0,7 centymetra większy... Przed dom wylecieli wszyscy. Mama, tata i Rose byli na samym przedzie. Było odrobiną zamieszania. Po tym okropnym przywitaniu, musiałam porozmawiać z mamą... Z nią było to najłatwiejsze.
-Renesmee, kiedy to... się stało? -spytała spokojnie mama
-No... Gdy pierwszy raz zobaczyłam Jacoba...Tej nocy... -szepnęłam zgorszona
-Ohc, Renesmee...
-Przepraszam, to było glupie... Ale mi tak brakowało Jacoba..
-Spokojnie, rozumiem, rozumiem... A... tak wogóle to nie byla twoja decyzja... -powiedziała
-Co? jak to? -szepnęlam, tłumiąc w sobie syk, a mama mnie przytuliła.
-Nahuel... Ma taki dar... Kontroluje odruchy, i myśli danej osoby... Wtedy spuściłam z ciebie tarczę... To był przypadek...
-Nic się nie stalo...
-Renesmee, teraz widać tego skutki, co się stało.
-A nic by sie nie stało, gdyby mnie wogóle nie było. -powiedziałam stanowczo.
-Nie! Ty jesteś naszym największym szczęściem! -spreciwiła mi się
-Dobra, dobra... Tylko siebie nie obwiniaj, okej?
-No dobrze... -i wtedy coś szczeliło i, poraz pierwszy pękła mi kość, niby mała, ale pękła.

                  Teraz siedzialam na kanapie, a koło mnie siedział Jacob, kontrolując mą temperature i podtrzymywał na duchu, bo zaraz, miała byc przeprowadzona trudna operacja. Mieli się pozbyć tego, co mnie tak bardzo krzywdziło...
-Nessie, wszystko będzie dobrze, nie martw sie... -szeptal Jacob
-Tak wiem wiem... Ale...
-Spokojnie, nie mysl o tym.
-Yhy... Postaram się. -wyjąkałam, a Jacob pocałował mnie w czoło. Wiedziałam, że i tak zaboli... Ale chcialam się tego dziecka pozbyć i nawet Rose się temu nie sprzeciwiała, co mnie cieszyło, bo nie chciałam z nia się kłócić... Syknęłam z bólu, prawie, że krzykęłam, niestet tego nie udało mi się stłumić.
-Wszystko dobrze Nessie? -spytał spanikowany Jacob
-Tak, tak... Wszystko w porządku... -wydyszałam, musiały mi się szklić bo wszyscy patrzyi się na mnie z troską... -Naprawdę, wszystko w porządku.
-Renesmee... Już, już wszystko gotowe... -wszedł do pokoju Carlisle- Pytanie tylko, czy ty jesteś gotowa?
-T-Tak... -zająklam sie i zaraz się poprawiłam sie -Tak, oczywiście. jestem gotowa.
-To dobrze... -uśmiechnął się delikatnie. Jacob pomógł mi wstać i zaprowadził do sali, z całym wyposarzeniem. Samodzielnie usiadłam na krześle, które było w pozycji poł lezącej
-Jacob, może było by lepiej gdy byś... -zaczął Carlisle
-Nie ma mowy. Zostaję. Musze być przy Renesmee. -zaprzeczyl natychmiast Jacob. I szczerze mi z tego powodu ulżyło.
-Dobrze -zgodził się Carlisle- A więc Nessie, sprawa wygląda tak. Dam ci dwie dawki morfiny, abyś jak najmniej poczuła... Dam ci też odrobinę środku zasenego, abyś zasnęła, ale byś nadal była przytomna i aktywna w operacji. Zgadzasz się na to?
-tak. na wszytko. Ufam ci. -uśmiechnełam się blado
-A więc zaczynamy. -Jacob złapał mnie za rękę i pocałował w czoło, a ja zacisnęłam zęby. Carlisle zazplikował mi wszystko czego potrzebowałam. CZułam się trochę przyćmiona... Ale wszystko nadal dobrze rejestrowałam. Zaczynałam slabiej czuć ucisk Jacob'a więc spróbowałam ścisnąć jego dłoń. Do sali wbiegli tata, mama i Rose.
-Wszystko będzie dobrze... -szepnęła do mnie Rose i mama. Coś błysneło, prawdopodobnie skalpel. Uścisnęłam mocniej rękę Jacoba. Poczółam jak skalpel przecina moją skórę, jak sie w nią wbija. Krzyknęlam najgłośniej jak mogłam... CZyżby morfina nie zadziałała? Zaczęłąm się wyginać i wić.
-Nessie, patrz na mnie! -krzyknął do mnie Jacob.
-To nie możliwe... -usłyszałam szept Carlisla'a i odpłynełam w niebyt.


********************************************************
Mam nadzieję że wam się podobało i prosze o komentsy, bo one naprawdę motywują :)
 
                                                                                                 Karolina

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział XXXI "Czy to możliwe?... No jasne, przecież nie żyję w normalnym świecie"

Obudził mnie Jacob.
-Skarbie?
-Tak?
-Przepraszam, że cię obudziłem. Idę na polowanie, poradzisz sobie?
-No jasne. Jestem już dużą dziewczynką -zaśmiałam się.
-To dobrze, do zobaczenia. -pocałował mnie w czoło. pomachałam Jacob'owi jeszcze prze okno. Stwierdziłam, że teraz już nie usnę i pójdę coś zjesć... Zeszłam do kuchni, a sniadanie już stało na stole, i zamiast w kubku herbaty, była krew. To dobrze, bo dawno nie polowalam. Wipiłam 'krew' a kanapki odstawiłam na bok. Zjadłam jabłko, i poszłam szukać jakiejś ciekawej książki do czytania. Znalazłam wichrowe wzgórza, które kiedyś czytała Bella. Zaczełam ją czytac na kanapie, wygodnie rozłorzona. Zerknęłam na zegar. Była 10:48. Nagle mnie zemdliło. Poszłam do łazienki, rzucając książkę na kanapę. Gdy weszłam do łazienki, oparłam się o sedes i zmymiotowałam. Co mi mogło zaszkodzić? Moze to jabłko? Jakoś dziwnie smakowało, jakby zgniłe... Umyłam buzie i oparłam się o blat. Jęknęłam. Chwyciłam się za brzuch.
-Ach! -bolało. siadłam na krześle, prze wielkim lustrem obejmującym dwie, a nawet trzy stojące osoby. podparłam się i odwruciłam się bokiem do lustra. Na moim brzychy widać było wybrzuszenie i to dość spore. pomacałam swój brzuch i znów jęknęłam. Wciągnełam brzuch. wybrzuszenie nie znikało. Nie było innego rozwiązania... Byłam w ciąży. Bardzo się ucieszyłam, ale zaraz sytuacja odwruciła się o 180 stopni, i zaczęłam się zataawiać, z kim jestem w ciąży... Napewno nie z Jacobem... Jedyną osobą, z którą to robiłam był... Nahuel. Usyszałam, że Jacob wchodzi do domu.
-Nessie, wróciłem! -krzyknąl - Nie było niczego ciekawego, więc postanowiłem wrócić... Nessie!!! Gdzie jesteś?!
-Jestem... tu... -szepnęłam więdząc, że Jacob mnie usłyszy.
-Nessie?! - i już był w łazięce Syknęłam, bo to coś co było we mnie kopnęło mnie z całej siły. Upadłam na pufe, a Jacob zamortyzował upadek, podpierając mnie.
-Nessie, co się dzieję??? -spytal zdenerwowany Jacob.
-Ja... Jestem w ciąży... -powiedziałam po chwili ciszy- z... Nahuelem. -To ostatnie słowo, ledwo co powiedziałam.
-Co? Ale jak to?!
-Jacob...
-Ten łajd...
-Jacob... Proszę, pomóż mi...- załkałam.
-Nessie, oczywiścię, że ci pomogę, nie pozwolę, żeby to... To coś, zrobło ci krzywdę, nic się nie martw. Dzwonię po Carlisle'a, alby przywiózł swój sprzęt. -powiedział spanikowany, całując mnie w czoło, wychodząc z łazienki. Złapałam jego dłoń. Nie chciałam żeby zostawiał mnie nawet samą w pomieszczeniu.
-Jacob, chcę iść z tobą... Nie chcę zostawać sama...
-Oczywiście... -uśmiechnął sie czule. Wziął mnie na ręcę, przytuliłam się do niego. Zszedl na dół i polorzył delikatnie na kanapie. -Poleż tu sobie a ja zadzwonię... Nie odejdę.
-Dobrze. -uśmiehnęłam się delikatnie. Zaczłam się zastanawiać, co ja teraz zrobię? Nie chcę dziecka, nie chce dziecka Nahuela! Pfu! Złapałam się za brzuch, syknęłam. NA moim czole pojawiły sie krople potu, które Jacob pośpiesznie starł.
-Wszystko będzie dobrze Nessie... Trzymaj się... -szepnął. Widać było, że okropnie się martwi. Tak. balam się. Wiedziałam, że jeśli chcę się dziecka pozbyć, będzie to bardzo bolało...
-Nessie, twoja rodzina zabiła tego wampira, i kazala nam wracać, bo Carlisle nie da rady przenieść tu calego sprzętu... -powiedział ze zlością- Nie będziemy korzystać z samolotu. Pojedziesz na mnie... I nie zaprzeczaj...
-D-Dobrze.
-Spokojnie -pocałował mnie czule w usta.
-Wiem... Będzie bolało, prawda? -spytalam nieśmiało.
-Carlisle poda ci odpowiednią dawkę morfiny i niczego nie poczujesz... Wyruszajmy. jesteś gotowa.? -powiedział z troską.
-Tak. im szybciej tym lepiej... A będzie ta Nahuel... Czy już nie ma go na tym świecie?
-Będzie... pozwolimy ci go wykończyć, jeśli tylko będziesz chciała.
-Z wielką chęcią -zdusiłam w sobię jęk. Jacob się przemienił, a ja na niego ostrożnie wsiadlam... podróżowaliśmy o wiele szybciej, "Wszystko będzie będzie dobrze Nessie..", powtarzałam sobie w myślach. Musi być.

*********************************************************
Uff. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nikt się nie spodziewał, że Renesmee zajdzię w ciążę z NAHUELEM. A to, co będzie działo się potem, jeszcze bardziej was zaskoczy.


                                                                                                  Karolina

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział XXX "Jacob"

Nasze pocałunki (a bylo ich bardzo dużo) przerwał telefon, który był od Belli. obwieściła nam, że będą najwcześniej za tydzień. Za powód spóźnienia, podała to, że linie lotnicze sa nieczynne, a ja na to, że przeciez są wampirami, ale zignorowała moją uwagę. Ja z Jacobem ogarneliśmy nasze tymczasowe lokum i wybraliśmy pokoje. Jacob oczywiście miał pokój koło mojego. Ja miałam pokój przy głównej ścianie domu, więc Jacob był moim jedynym "sąsiadem". Jeśli chodzi o Jacoba za scianą, to się cieszyłam, bo nie chcialam, zeby był daleko, ale nie chciałam żeby był też za blisko, naprzykład kołomnie w nocy...
      Siedzieliśmy w salonie, przy kominku, ja oparta o ramię Jacoba, i Jacob, głaszczący mnie po głowie... Coś pieknego. Po tej bardzo długiej rozłące, byłam bardzo wstydliwa przy Jacobie. przypomniało mi sie, że kiedyś, bardzo dawno temu, zanim Jacob odszedł, nie mósiałam dotykać twarzy Jacoba, wystarczyła jego dłoń... Korzystajac z tej "funkcji", pokazałam Jacobowi, że go kocham, tylko chyba tylko wyczuł, że się tego wstydzę...
-Ja też cię kocham, i nikogo inego... -szepnął
- Ym...Kocham cię. -powiedziałam z zawachaniem, a Jacob się uśmiechnął.
-Ness... Renesmee...
-Możesz mówić do mnie Nessie, czy Ness... Jak wolisz. -zaproponowałam.
-A wiec, dobrze. -umiechnęłam się do niego- Nessie... Ym... Nie wiem, czy mogę cie o  to zapytać... -"To zależy o co... ", pomyslałam, ale sie domyślałam. Nadal załam Jacoba jak nikt inny. chciał się spytać, jak sie czulam, i jak sobie radziłam gdy go nie było...
-Znaczy... Możesz. Możesz o to spytac.
-Ale skąd wiesz o co?
-Nawet po tak długim czasie, nadal znam cię jak nikt inny.
-Och, racja. A więc, czy mogę wiedzieć?
-Hmmm... Eh.... Ymmm... -zawahałam się. Jak ja mam mu to powiedzieć, aby go to jak najmniej zabolało, aby MNIE to jak najmniej zabolało? Może oszczędzić mu parę szczegółów...
-Jak nie chcesz to nie mów, ja cie do niczego nie zmuszam, zrobisz jak chcesz, wiem że to jest...
-nie nie. Mozesz wiedzieć. Nie ma problemu... A więc... Yyy...
-Tylko, prosze Nessie, nie oszczędzaj mnie, powiedz mi wszystko... Jeśli to nie będzie dla ciebie zawiele.
-No... dobrze -zgodziłam sie z trudem... Wiem! Pokarze mu to. Uniosłam swoja dłoń, i powoli zbliżyłam do jego twarzy - Tak chyba będzie najlepiej... -Dotknęłam jego twarzy. Jacob zamknął oczy, dla lepszego efektu. Często sie wzdrygał i krzywił... W pewnym momencie, Jacob otworzył szeroko oczy... Nie. Nie, Nie i nie. Chyba pokazałam mu prze przypadek to czego nie powinnam mu pokazywać... gdy mój film dobiegał końca, pokazałam mu scenke, o której zapomniałam... Tą okropną noc z Nahuelem...oderwałam błyskawicznie dłoń od jego twarzy jak poparzona i uciekłam w cień. Jacob siedział zszokowany, nie mogąc nic powiedzieć... 
-Przpraszam... -wyszeptałam i pobieglam do swego pokoju, bliska płaczu. Od razu padlam na łóżko, zalewajc się łzami, nie chciałam plakać i nie wiem dlaczego płakałam. Dlaczego ja zawsze musze wszystko zepsuć?! 
-Dlaczego ja zawsze musze wszystko zepsuć?!  -z żalu aż powiedzialam to na głos. Co Jacb wtedy zobaczył? Nasze gorące, namiętne pocałunki, moje i Nahuela. Moje jęki, i to czego zobaczyć nie powinien to czego nie powinnam była robić... Uslyszałam ciche skrzypienie drzwi... Jacob. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać, po tym co mu pokazałam... Bylam okropna...
-Nessie, nic się nie stało, rozumiem... -powedział delikatnie, spokojnie, lecz nadal w jego głosie było słychać zszokowanie.
-N-nie mów t-tak, jestem o-okropna... Głu-upia...  -łkalam i jąkałam sie. Jacob siadł koło mnie i spróbował mnie odwrócić, lecz gdy zobaczył że się opieram, kucnął koło łóżka i chwycił moją dloń.
-Nie. Nie możesz tak mowić. Zakazuję ci tak nie mówić. I... Bardzo dobrze że mi to pokazałaś... A poza tym... Ja też czysty nie jestm - zaśmiał się cicho.
-O co ci chodzi... O cz-czym ty mówisz?
-No, poznałem taką jedną dziewczyne... Ładną. -zasmuciłam sie, a Jacob zaśmiał się- Ładną, ale nie najpiękniejszą, bo ja już mam kobietę swego życia. Była bardzo tym zasmucona... Miała na imie Lara. Lara Muklikosarika, więc z tym nazwiskiem to szkoda gadać!
-No ale co z tym, że "Nie jesteś czysty", co?
-No bo... Całowaliśmy sie...
-tylko.
-No własnie nie. Przypadkowo.. Bylo coś malego... Więc dosonale cię rozuiem...
-Jestesmy kwita?
-Tak, mozna tak powiedzieć. -uśmiechnął się -Nie płacz -przetarł mi samotną łzę, spływającą po mym policzku...
-Przepraszam... Kocham cię... -szepnęłam
-Ja też... -zawahał się, ale widząc że sie nie sprzeciwiam, złożył delikatny pocałunek na mych ustach... Nie przerywałam go... 
Jacob posunął się trochę dalej i zaczął rozpinać mi bluzke, ale się wycofał, odchrząknął i usiadł.
-No, to... Dobranoc. miłej nocy. -powiedział zawstydzony.
-dobranoc -zachichotałam i położyłam się spać.


****************************************************
I następny rozdział opublikowany. Proszę o komenstsy.
   A i mam pytanie, czy może chcielibyście jakiś rozdział oczami Jacoba, Belli, Rose czy tam kogos innego, czy może tradycyjnie, cały czas oczami Renesmee? Odpowiedź piszcie w komentarzach.

                                                                     Karolina

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział XXIX "Niespodziewany wyjazd"

Byłam zdezorintowana i przes traszona. Nie wiem dalaczego, ale złapałam rękę Jacoba i nie chciałam jej póścić...
-Ona niczego nie mósi wybierać -warknęła na Nahuela Bella -A poza tym, nie powinieneś się wtrącać, nie jesteś członkiem naszej rodziny.
-A chcesz się założyć??? -syknął Nahuel, a Edward warknąl na niego, po czym Nahuel się zamknął.
-A... Ale o co chodzi? -spytałam nieśmiało.
-No... -zaczęła Esme.
-Powinniśmy im powiedzieć -stwierdził Carlisle's
- A wiec -zaczął Edward- W okolicy pojawił sie obcy wampir -faktem jest, że dawno i o tym pewnie już o tym wiecie- ale zauważyliśmy, że zaczał on chodzić i szukać... Szukać... Renesmee. i z tego powodu mósimy wyjechać. Całą rodziną. -Zapadła głucha cisza. Jacob chyba chciał zaporotestował ale sie powstrzymał.
Wampir. Obcy. Szukał, a nawet polował na mnie. Ale z jakiej racji?
-Uch... No... myślę, że możesz, a nawet powinieneś z nami jechać, Jacob. -powiedział Edward. Co?! Jacob miał z nami jechać? -Przykro mi Renesmee, ale tak będzie najlepiej. Co ty o tym sądzisz Sam?
-Hmm... Tak, zgadzam się. Wystarczy to, że będziemy mogli się z Jacobem kontaktować... Bo będziemy mieli z nim kontakt, prawda? -zgodził się Sam.
-Tak, będziecie. -potwierdził tata- Dobra, do rzeczy. Renesmee, musimy jak najszybciej, najlepiej teraz i tak zrobimy. Ustalilismy, że pojedziemy w parach, bądź trójkach. A więc ja i Alice, Rose, Esme i Emmet, oraz Bella i Carlisle... A ty, pojedziesz z Jacobem...
-Co?! -krzyknęłam zszokowana. Najpierw to, że z nami jedzie, a teraz jeszcze mam być z nim w jednym miejscu?! Nie, tego było już za wiele. Oni zwariowali!
-Bardzo możliwe... -mruknął tata.
-Ym... Wszystko jest już gotowe! -pisnęła Alice, żeby rozładować napiętą sytuacje.
-Wspaniale... -baknęłam

                                                           ***
-Jedziemy na Alaskę??? -spytał Jacob gdy byliśmy w samomolocie, najwyraźniej nie był  tym faktem zachwycony.
-Tak... Ym... Rodzina Tanya'i Zwolniła nam dom w obecnej sytuację... -nadal było mi z nim dziwnie rozmawiać.
-Nie możemy lecieć w jakieś inne miejsce pólnocne?
-Co ci w tym miejscu nie pasuje?!
-Nic...
-Uch. -Jacob był denerwująy. To dziwne... Najpierw nie chciałam żeby odszedł, a teraz cholernie mnie denerwował...
-Nessie? -spytal Jacob gdy wystartowalismy.
-Jakbyś nie wiedział, to mam na nazywam sie Renesmee. Renesmee Carlie Cullen.
-Tak dobrze... Ale byłaś kiedyś... Black
-Kiedyś. -fuknęłam.
-Tak... Może znów będziesz... -mruknął
-A może nie?
-Renesmee, czy... Ty i... Nahuel... Czy wy... Kiedyś...
-A co cię to obchodzi?
-jestem ciekawską osobą...
-A nawet jesli, to co?
-No... Nic. chciałbym wiedzieć...
-Ym...no... Tak. Raz.
-Co?
-No... znaczy... To było raz, niechcący, przypadkiem... To była chwila nierossądku, uniesienia... Ja... byłam w dole... Ja nie miałam nikogo.. Ja.... To nie było kontrolowane.. Ja... -Nie wiem dalczego, ale zaczęłam płakać.
-Spokonie Ne... Renesmee... Ciiii. Rozumiem, nic sie nie stało... Spokojnie... Ciii -uspakajał mnie Jacob. przytulił mnie... Jak bardzo mi tego brakowało...


                                                     ***
byliśmy pierwsi, a reszta rodziny miała być jutro, albo bardzo późno wieczorem
-Renesmee, już dobrze?
-Tak... Ale...
-Ale co? -spytał zaniepokojony Jacob. Już nie wytrzymałam... Nie mogłam się oprzeć, nei mogłam nie skorzystać... Pocałowałam Jacoba, jak najbardziej prawdziwie. Był zaskoczony, ale pozytywnie. Nie mósiałam dużo czekać.
-Dobiero teraz jest idealnie... -szepnelam.


********************************************************

Oto pierwszy rozdział, po dłuuuugiej przerwie. Mam nadzieję, że się podobał.
    Gdy czytam inne blogi o Renesmee, widzę, że mój się czymś od nich różni... Że naprawde jest gorszy od pozostałych. zgadzam się z LeeLou, że czegoś na moim blogu brakuje... Lecz nie wiem czego.
    Chcę Wam powiedzieć, że ja nie pisze bloga od tak. Nie pisze go tak jak inni piszą swoje blogi. Ja piszę tego bloga bo... Ja tutaj wyrażam swoje emocje, przez Renesmee. Nie myślcie, że wykorzystuej postać Renesmee, ja mam jej historie, zakodowaną. Nie myślcie również, że ja robię z siebie ofiare losu, nie. Ale ja tylko nie jestem szczęsliwą osoba, ja tylko na taką wyglądam, tylko gram szczęśliwą... Lecz jest to coraz trudniejsze...

                              No dobra, ale dość o mnie, ja dramatyzuje :)
Teraz o blogu. Następny rozdział - już XXX - będzie dość szybko. Zdradze wam, że mam już kilka rozdziałów, napisanych i, będę je do jakiś czas publikowac. Ten post opublikowałam, bo miałam wenę i szkoda było mi ją stracić i postanowiłam ODWIESIĆ BLOGA. Mam nadzieję że sie z tego powodu cieszycie :)
Naraskaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!

:D

Pozdrawiam Was Serdecznie!!!

Do zobaczenia!


                                                                                                  Karolina