-Nessie, ja tylko chcę powiedzieć, że Jacob, mozę być taki miły ponieważ...
-Nie! Nie nie nie!!! Mów wszystko o wszystkich, ale tylko nie o nim! -wrzasnełam.
-No ale... Mogę się zmienić?
-CO?
-No Zmienić. W Wilka. Teraz.
-Ach, no jasne. Sorki, ale nie jestem już do tego przyzwyczajona...
-Dobra. -uśmiechnęla się Lea.
-ALe prowadź, bo ja już nie wiem gdzie mamy iść. -i zmioeniła się. Pobiegłyśmy , Lea przodem.
-To tu? Wyczówam ten smród... zapach -poprawiłam.
-Kiedyś ci to nie przeszkadzało. -zmroziłą mnie wzrokiem Lea, kiedy tylko się przemieniła.
-Jak sama mówisz. KIEDYŚ mi to nie przeszkadzało, a TERAZ mi to przeszkadza.
-No dobra, chodź.
-Ale... JEśli...
-Nessie. -posłusznie wstałam- Chodź. Nie bój się. Teraz się na ciebie nie rzuci.
-Ha ha ha... -Poszliśmy w stronę domku, gdzie stali : Sam, Quil, Embry, Jared i reszta. Weszłam do środka, nie witając się z tymi co stali na zewnątrz. Powoli, ospale zerknęlam do pokoju Jacoba.
-Nessie?! -warknął- znaczy... Nessie? -był zły. Bardzo. wybiegłam, gdyż ból dał mi o sobie znać.
-Nessie! -krzykneła Lea i spojrzała na Sama. Siadłam na ławeczce, i zakryłam twarz dłońmi.
-Co ty wyrabiasz, Jacob?! -krzyczał Sam z domku.
-Co ja wyrabiam?! -wychrypiał Jacob - Po co ją tu ściągneliście?!
-JAk to po co?! Żeby cie uratowała, debilu! Już dość się przez ciebie wycierpiała, i wierz, że nie chce już tu dłużej być! Proszę ci Jacob! Zrób to dla niej! I... Skończ tą całą cholerną szopkę!
-A nie przyszło ci do głowy że ona to teraz słyszy? -spytał Jacob.
-Niech wie! Będź sobą... Ja ci to rozkazuję, i tym razem nie wywiniesz się od rozkazu, jak wtedy przy Belli!
-Już dobrze. Uspokój się!
-Nessie... -szepnęła Lea- Proszę.
Nie powiedzialam nic, tylko wstałam i poszłam...
-Hej... Nessie. -przywitał mnie Jacob.
-Ta... Hej -wyszeptałam.
-Przepraszam cie za tamto. Ja jestem po prostu zdenerwowany i...
-Nie, Jacob. Nie przepraszaj, nie dziękuj nic nie mów. Ja nie przyszłąm tu dla ciebie. Przyszłam tu dla sfory. -starałam się być ostra i stanowcza... Ale przy JAcobie nie było to takie łatwe.
-Nessie ja...
-Jacob. Czy wogóle da się ciebie uratować?
-CZy ja wiem.... Siadaj, proszę.
-Nie, dziękuję, ale wolę postać.
-Proszę. Proszenia mi nie zakazałaś.
-Nawet na łożu śmierci.... -Wzniosłam oczy ku niebu. Okropnie sie zatraciłam. Siadłam, ale to tyle.
-Słyszałaś ....
-Ta. Aż za bardzo.
-Eh.
-Nie zamartwiaj sie, Jacob. Mnie i tak to juz wogóle nie obchodzi.
-Wogóle?
-A co ty myslałeś, że po tym co mi zrobiłeś, będzie to coś wogóle dal mnie znaczyło?! Człowieku, obódź się!
***
Skończyło się na rozmowie. Zapomniałam o tym wszystkim. Jacob czół się o wiele lepiej. Położyłąm głowę na jego kladzce piersiowej.
-Serio, Nessie. Już mi lepiej. Co jest dziwne, kości mi się zrosły. -zaśmiał sie Jacob. -No bo wiesz... Zaczęły mi się łamać. -teraz to ja się zaśmiałam. Nagle Jacob, zaczął mnie głaskać po głowie. A jeśli... Co jeśli Lea, chciała powiedzieć, że Jacob będdzie dlatego taki miły, bo nie chce mi zrobić przykrości. A jeśli mu pomogę... I znów będzie tak jhak dawniej.... Dlaczego ja go tak bardzo kocham? Łza spłyneła po moim policzku i dotkła Jacoba. Poczuł, ale nic nie powiedział. Nie... To za bardzo mnie zaboli...
-Nie... Jacob. Nie... Ja nie mogę.... Przepraszam... Żegnaj -wyszlochałam i zerwałam się z krzesła. Wybiekłam. Biegłam nad klif. Już teraz czułam ból. Nie chciałam tego... Po co wogóle tam poszłam? Umarł by i już by go nie było. Przyklęknęłam na klifie, patrząc w przepaśc, a moje ręce nieśwaidomie szukały czegoś ostrego. Znalazły krzemień, ale i tak nie mogłam się nim przeciąć. Trysnęło za ledwie tylko trochę krwi. Nie było innego wyjścia. Spadłąm w przepaść. Leciałam wolna. Wpadłam do wody i jak planowałam nie mogłam się wynurzyć. Instynktownie próbowałam się wynurzyć i zaczerpnąć powietrza, choć nie chciałam tego. Robiłam sie słabsza, zamknełam oczy...
Przypomniały mi się te wszystkie piękne chwile z Jacobem. Ktoś mnie pociągnął i głośno zaczerpnęłam powietrza.
-CO... Co ty robisz? -To był Jacob.
-Raczej co ty robisz?!
-Ratuję cię.... CZy naprawdę myśłisz że był bym w stanei cię skrzywdzić?!
-Tak! Tak właśnie myśle! A poza tym Juz to zrobiłeś, i cały czas robisz!
-Ale... uh. CZy ty naprawdę nic nie wiesz?!
-Jak się miałam dowiedzieć?! Może ty mi powiedeziałeś, tylko nie słyszałam?
-Nessie... Ja..
-Tak to ty.... Proszę. Zostaw... Ja...
-Nessie, JA cię kocham!
-Co ty bredzisz?!
-Kocham cię!
-Słowa piękne, naprawdę! Teraz słodko wszystko przedstawisz, a potem co?! Ja tak Jacob nie mogę! -Szlochałam, Jacob nadal trzymał mnie w ramionach.
-Nie... Ja naprawdę cię przepraszam...
-Co mi z tych przeprosin?!
-Kocham cię! Kocham naprawdę!
-Ale ja cie nie!!! -wydarłam się.
-Nie mów tak
-Będę!
-Wiesz, że tak nie jest. -Wiedziałąm to -
-Ja nie chcię już cię kochać... Już nie... -Jacob umilkł.
-Ja to zmienię... Będę walczył.
-Po co? Dla kogo?
-Dla ciebie!
-Ale ja.... Bedę z rodziną... I może z Nahuelem.
-Nie. Nie... Kocham cię... -Pocałował mnie czule. To było piękne, a ja wiedziałam że bez niego żyć nie mogę...
-Nessie... Nessie... -To był JAcob.
-Jacob?
-Tak... Ten... Prawdziwy.
-Jacob....
-Ja, ja wszystko przemyślałem, i jeśli potrzebujesz czasu, ja ci go dam. Ja... SKoro już sie lepiej czujesz, pójdę. -Wstał i poszedł. JA siedziałam zamurowana. Nie.
-Jacob! Jacob! -rzuciłąm się na niego -Nie, proszę... Nie zostawiaj mnie znowu... Proszę... Jacob!
-Nessie... -Przytulił mnie -Nigdy. Już nigdy.
-Prosze... Jacob. -Zaczęłam płakać...-
-Nie płacz...
-JA... Ja tylko... Ja cię kocham i....
-Ja też cie kocham! Obiecuję, przyrzekam że już nigdy cię nie zostawię.
-Kocham cię!
-Ja też... Bardzo.
-Wracajmy... A kiedy byłaś ostatnio w kmiennym domku?
-DAwno temu...
-To chodźmy. Odpoczniesz. -pocałowal mnie w czoło.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Skończyłam. Mam nadzieję, że się podobało. ALe... Jeszcze was zaskoczę. Naraskaaaa!
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
poniedziałek, 17 czerwca 2013
piątek, 7 czerwca 2013
Rozdział XXVI "Bolesne wspomnienia..."
Szliśmy do lasu. Tak. Do zwyczajnego lasu.
-No... Szczerze powiedziawszy to myślałam że wymyślisz coś o wiele głupszego.
-Ha, ha, ha. No bardz smieszne Nessie, naprawdę -uśmiechnęłam sie szeroko, na widok jego dziwnej miny.
-No dobra. To co planujesz?
-No... Nie wiem. Może nazbieramy jagód?
-Banalne, ale ok. -przewruciłąm oczami.
-Ty ty to chyba więcej jesz niż zbierasz. -powiedziałam.
-To jest możliwe.
-Bardzo, bardzo możliwe. Aż nie wiesz jak bardzo.
-Dobra, aj ide poskakać po lesie. Poradzisz sobie?
-No jasne. Dziecie powinny się bawić. -wzniosłam oczy ku niebu. Nahuel poleciał. Nie zamierzałam przerywać jego dziecinnej zabawy.
-Nessi... -Usłyszałam jakiś zachrypnięty, dziwnie znajomy głos, z za drzew. Byłam zszokowana i przestraszona. -Nessie...
-Ktoś... Ktoś ty? -zapytałam.
-To ja... Wiem, że cię skrzywdziłem, ale chciałem cię przeprosić. -Nagle złąpał mnie za ramie Nahuel i szepnął mi do ucha.
-Chodźmy z tąd...
-Nie waż się jej tknąć! -warknął ten ktoś.
-Tylko ty chyba nie masz już prawa o tym decydować, kto powinien, a kto nie powinien jej dotykać, prawda? I powiem ci coś w tajemnicy. Przez ten cały czas, kiedy nie było cię przy niej, to ja sie nią opiekowałem.
-Nahuel, czy ty wiesz kto to jest?
-Wiem, ale już z tąd chodzmy.
-Ale... Ja chcę wiedzieć.
-Uwierz mi że nie chcesz. -warnął Nahuel.
-Nie warz sie do niej mówić takim... -warknąl ten zza drzew
-Nie rób tego, nie rób tamtego. To już nie jest twoja sprawa.
-Nessie. Chciałem cię przeprosić, za to co ci zrobiłem, mimo że tego nie pamiętasz. Chciałęm też się z tobą porzegnać. -zignorował go nieznajomy- Porzegnać na zawsze, bo już nigdy mnie nie zobaczysz...
-Ale kto ty jesteś?
-Nahuel ma chyba rację. Nie jestem pewny czy chcesz wiedzieć.
-Chcę! -pomyślałam że to za mało -Ja muszę wiedzieć... I tak się dowiem.
-To właśnie przewiduję... -ten ktoś musiał się uśmiechać. Rozmawiałam z nim tak naturalnie, jak gdyby nigdy nic. -No dobrze, ale....
-Nie ma rzadnych ale. -powiedziałam stanowczo. Ktoś zaczął się wynurzać zza drzew. Powoli, ospale. Musiał być w naprawdę ciężkim stanie, kto kolwiek to był. Gdy wyszedł już dostadecznie zza drzew, słońcę oblało go światłem...
Jacob.
Jacob... Mój Jacob... To był mój Jacob... Teraz...
-Jacob.... -wyszeptałam. Wyglądał okropnie. Teraz rozumiem znaczenie listu... Jacob umiera. Ale dlaczego?
-Tak, Nessie. To ja...
-Nie... -powiziałam odrobinkę głośniej. -To nie... To nie może być prawda. -Teraz już skamlałam.Moje słowa zamieniały się w szloch. On zadał mi tyle bólu.... On... On mnie nie kocha. Zgiełam się w pół. Nie śwadomie zaczęły mi się lać łzy, leciały z moich oczu niczym wodospad.
-Nessie! -złapał mnie Nahuel -Coś ty jej zrobił?! Po co tu wogóle przyszedłeś?!
-Sam nie wiem... -wyszeptał -Przepraszam Nessie. -chciał do mnie podejść, ale Nahuel go odepchnął. Teraz widziałam juz tylko ciemność...
***
Chyba zemdlałam. Nie, napewno zemdlałam. nie ma innej możliwości.
-Co się...
-Odpoczywaj. -przerwała mi Rose. ROse, a nie mama.
-Gdzie jest Bella?
-Ah... Poszła sobie z kimś... porozmawaić.
-Porozmawaić? Z kimś?
-Tak.
-Z Jacobem? -po co wogóle mówiłam to imię? zabolało.
-Taaak.
-Co ja narobiłam...
-Nessie, co ty zrobiłaś??? Chyba co on ci zrobił!
-ALe... On umiera...
-Nessie, nie. Odpoczywaj. Nie myśl.
-A gdzie tata? -spojrzała na mnie kpiarskim spojrzeniem - No tak... Ale czmu ty tu jesteś?
-Wolałam zostać z tobą... Pozatym to żadna rozrywka zabić już ledwo żyjącego wilkołaka. -zaśmiała się. -Rodzice jeszcze wstąpią do Charliego. Muszą... No z rzesztą nie warzne. śpij.
-Rose. CZy mogła bym się przejść?
-Co?... Znaczy, jeśli ci to pomorze...
-Napewno. -wstałam z łóżka i wyszłam.
Poszłam do lasu, wiedząc, że już tam nie spotkam Jacoba. Zamiast Jacoba spotkałam tam koko inego.
-Hej Nessie! -zawołał kobiecy głos.
-Co? -spytałąm zdezorientowana.
-To ja.
-CZyli kto?
-Och... Lea. -Lea wyszła zza drzew.
-Dawno się nie widzieliśmy... -bąknęłam.
-Tak, a nawet bardzo długo. Ostatni raz widzieliśmy się na waszym ślubie...
-Ach tak...
-Nessie, musisz nam pomóc. Nam, czyli sforze i... Jacobowi.
-Co?
-NO Nessie, on umiera!
-A niby dlaczego ja mam mu pomagać?! -oburzyłam się.
-Nessie, jeśli nie chcesz tego robić dla niego, to zrób to dla nas, sfory. Dla siebie. Proszę.
-No...-zastanawiałam się- No dobrze. Ale jak?
-Nawet nie wiemy czy to jest możliwe. No bo... Jacob umiera bo cię zranił. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Dlatego w liście miałaś napisanie "Nessie wpojenie". ZAsady wpojenia. Jeżeli wilkołak który kolwiek, a tym bardziej wpojony wilkołak skrzywdzi bądź zabije obiekt wpojenia, przypadkowo czy nie, to umiera. -tłumaczyła - Tylko, że w przypadku Jacoba, jest trochę inaczej...
-Mianowicie?
-No on jeszcze nie umarł, przez tak długi czas, bo już przecież dwa lata od tego zdarzenia... Sam, ma taką teorię, że... Ty go jeszcze kochasz... I że to ty, twoja miłość trzyma go przy życiu. I ten pierścionek... Nessie, On cię....
-Nie kocha, tak tak, wiem. Już lepiej chodźmy.
-Ale Nessie...
-Chcesz żebym pomogła?
-Oczywiście...
************************************************************
Skończyłaaaam. Mam nadzieję że wam się podobało. Wiem że strasznie mnieszam, ale.... No wiedzie. Też czasam opisuję sytuacje, i od razu przeskakuje do następnej... Ja po prostu chcę odrobinę zaspokoić waszą ciekawość, chcę żeby coś się działo. ;)
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
-No... Szczerze powiedziawszy to myślałam że wymyślisz coś o wiele głupszego.
-Ha, ha, ha. No bardz smieszne Nessie, naprawdę -uśmiechnęłam sie szeroko, na widok jego dziwnej miny.
-No dobra. To co planujesz?
-No... Nie wiem. Może nazbieramy jagód?
-Banalne, ale ok. -przewruciłąm oczami.
-Ty ty to chyba więcej jesz niż zbierasz. -powiedziałam.
-To jest możliwe.
-Bardzo, bardzo możliwe. Aż nie wiesz jak bardzo.
-Dobra, aj ide poskakać po lesie. Poradzisz sobie?
-No jasne. Dziecie powinny się bawić. -wzniosłam oczy ku niebu. Nahuel poleciał. Nie zamierzałam przerywać jego dziecinnej zabawy.
-Nessi... -Usłyszałam jakiś zachrypnięty, dziwnie znajomy głos, z za drzew. Byłam zszokowana i przestraszona. -Nessie...
-Ktoś... Ktoś ty? -zapytałam.
-To ja... Wiem, że cię skrzywdziłem, ale chciałem cię przeprosić. -Nagle złąpał mnie za ramie Nahuel i szepnął mi do ucha.
-Chodźmy z tąd...
-Nie waż się jej tknąć! -warknął ten ktoś.
-Tylko ty chyba nie masz już prawa o tym decydować, kto powinien, a kto nie powinien jej dotykać, prawda? I powiem ci coś w tajemnicy. Przez ten cały czas, kiedy nie było cię przy niej, to ja sie nią opiekowałem.
-Nahuel, czy ty wiesz kto to jest?
-Wiem, ale już z tąd chodzmy.
-Ale... Ja chcę wiedzieć.
-Uwierz mi że nie chcesz. -warnął Nahuel.
-Nie warz sie do niej mówić takim... -warknąl ten zza drzew
-Nie rób tego, nie rób tamtego. To już nie jest twoja sprawa.
-Nessie. Chciałem cię przeprosić, za to co ci zrobiłem, mimo że tego nie pamiętasz. Chciałęm też się z tobą porzegnać. -zignorował go nieznajomy- Porzegnać na zawsze, bo już nigdy mnie nie zobaczysz...
-Ale kto ty jesteś?
-Nahuel ma chyba rację. Nie jestem pewny czy chcesz wiedzieć.
-Chcę! -pomyślałam że to za mało -Ja muszę wiedzieć... I tak się dowiem.
-To właśnie przewiduję... -ten ktoś musiał się uśmiechać. Rozmawiałam z nim tak naturalnie, jak gdyby nigdy nic. -No dobrze, ale....
-Nie ma rzadnych ale. -powiedziałam stanowczo. Ktoś zaczął się wynurzać zza drzew. Powoli, ospale. Musiał być w naprawdę ciężkim stanie, kto kolwiek to był. Gdy wyszedł już dostadecznie zza drzew, słońcę oblało go światłem...
Jacob.
Jacob... Mój Jacob... To był mój Jacob... Teraz...
-Jacob.... -wyszeptałam. Wyglądał okropnie. Teraz rozumiem znaczenie listu... Jacob umiera. Ale dlaczego?
-Tak, Nessie. To ja...
-Nie... -powiziałam odrobinkę głośniej. -To nie... To nie może być prawda. -Teraz już skamlałam.Moje słowa zamieniały się w szloch. On zadał mi tyle bólu.... On... On mnie nie kocha. Zgiełam się w pół. Nie śwadomie zaczęły mi się lać łzy, leciały z moich oczu niczym wodospad.
-Nessie! -złapał mnie Nahuel -Coś ty jej zrobił?! Po co tu wogóle przyszedłeś?!
-Sam nie wiem... -wyszeptał -Przepraszam Nessie. -chciał do mnie podejść, ale Nahuel go odepchnął. Teraz widziałam juz tylko ciemność...
***
Chyba zemdlałam. Nie, napewno zemdlałam. nie ma innej możliwości.
-Co się...
-Odpoczywaj. -przerwała mi Rose. ROse, a nie mama.
-Gdzie jest Bella?
-Ah... Poszła sobie z kimś... porozmawaić.
-Porozmawaić? Z kimś?
-Tak.
-Z Jacobem? -po co wogóle mówiłam to imię? zabolało.
-Taaak.
-Co ja narobiłam...
-Nessie, co ty zrobiłaś??? Chyba co on ci zrobił!
-ALe... On umiera...
-Nessie, nie. Odpoczywaj. Nie myśl.
-A gdzie tata? -spojrzała na mnie kpiarskim spojrzeniem - No tak... Ale czmu ty tu jesteś?
-Wolałam zostać z tobą... Pozatym to żadna rozrywka zabić już ledwo żyjącego wilkołaka. -zaśmiała się. -Rodzice jeszcze wstąpią do Charliego. Muszą... No z rzesztą nie warzne. śpij.
-Rose. CZy mogła bym się przejść?
-Co?... Znaczy, jeśli ci to pomorze...
-Napewno. -wstałam z łóżka i wyszłam.
Poszłam do lasu, wiedząc, że już tam nie spotkam Jacoba. Zamiast Jacoba spotkałam tam koko inego.
-Hej Nessie! -zawołał kobiecy głos.
-Co? -spytałąm zdezorientowana.
-To ja.
-CZyli kto?
-Och... Lea. -Lea wyszła zza drzew.
-Dawno się nie widzieliśmy... -bąknęłam.
-Tak, a nawet bardzo długo. Ostatni raz widzieliśmy się na waszym ślubie...
-Ach tak...
-Nessie, musisz nam pomóc. Nam, czyli sforze i... Jacobowi.
-Co?
-NO Nessie, on umiera!
-A niby dlaczego ja mam mu pomagać?! -oburzyłam się.
-Nessie, jeśli nie chcesz tego robić dla niego, to zrób to dla nas, sfory. Dla siebie. Proszę.
-No...-zastanawiałam się- No dobrze. Ale jak?
-Nawet nie wiemy czy to jest możliwe. No bo... Jacob umiera bo cię zranił. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Dlatego w liście miałaś napisanie "Nessie wpojenie". ZAsady wpojenia. Jeżeli wilkołak który kolwiek, a tym bardziej wpojony wilkołak skrzywdzi bądź zabije obiekt wpojenia, przypadkowo czy nie, to umiera. -tłumaczyła - Tylko, że w przypadku Jacoba, jest trochę inaczej...
-Mianowicie?
-No on jeszcze nie umarł, przez tak długi czas, bo już przecież dwa lata od tego zdarzenia... Sam, ma taką teorię, że... Ty go jeszcze kochasz... I że to ty, twoja miłość trzyma go przy życiu. I ten pierścionek... Nessie, On cię....
-Nie kocha, tak tak, wiem. Już lepiej chodźmy.
-Ale Nessie...
-Chcesz żebym pomogła?
-Oczywiście...
************************************************************
Skończyłaaaam. Mam nadzieję że wam się podobało. Wiem że strasznie mnieszam, ale.... No wiedzie. Też czasam opisuję sytuacje, i od razu przeskakuje do następnej... Ja po prostu chcę odrobinę zaspokoić waszą ciekawość, chcę żeby coś się działo. ;)
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
środa, 5 czerwca 2013
Rozdział XXV "Co ja zrobiłam..."
Leżałam na trawie. Znaczy tak mi się wydawało. Ale moja głowa, z pewnością na niej nie leżała. Słońce sprawiało, że moja skóra delikatnie lśniła. Musiał być świt. Lekko się podniosłam i zauważyłam na czym połowa mojego ciałą leży. Leżałam na Nahuelu. Boże! Co cię stało?!
Szybko od niego odbiegłam i zaczęłąm szukać czekoś do zakrycia mojego nagiego ciała. Mając na myśłi czegoś, myśłałam o moich ubraniach, które powinny gdzieś tu być. Znalazłam moje spodnie, bluzkę i ogromny, długi szal. Pochwyciłąm go i owinęłąm go wokół siebie.
-Och, widzię że już się ubierasz. Tak szybko? - powiedziałzaspany Nahuel. Nie wiedyiaam co zrobić, co powiedzieć. Powoli się odwróciłam, mając nadzieję że Nahuel się już zakrył. Ledwo co odwruciłąm głowe, a na moich ustach Nahuel złożył gorący pocałunek. Całował mnie namiętnie, próbując sciągnąć ze mnie szal. Odepchnełam go.
-No co? -spytał z irytacją w głosie, ale nadal byłwyraźnie podniecony - Przecież już raz z ciebie to zdjąłem i nie miałaś nic przeciwko.
-Co?! Nahuel... Nie. Ja... Ja cię bardzo przepraszam. Wykorzystałam cię...
-Jeżeli o mnie chodzi, to możesz tak częściej... - westchnął bujając w obłokach- mi tam się podobało, i tobie... A ty. TObie chyba jeszcze bardziej.
-Nie! -warknęłam. Na to Nahuel wybuchną śmiechem.
-Akurat. -mówiąc to zbliżył się do mnie. Odepchnęłam go.
-Przestrań! Koniec! Ja cię nie...
-Kochasz mnie. Ta noc byłą na to dowodem.
-Chciałbyś.
-A nie? NO powiedz. CZy nie odczówałaś choć najmniejszej przyjemności?
-Nie... -kłamałam. Tak było to cudowne. Ale to nie byłam ja. Nahuel zauważył i nie dał się oszukać.
-A więc jednak.
-Nahuel słuchaj. -rozkazałam, a on parsknął śmiechem - To się nie wydarzyło.
-Wydarzyło.
-Nahuel! Nie. Mamy o tym zapomnieć nic się du nie wydarzyło.
-Wydarzyło i to dużó. I było to przyjemne -kłócił się Nahuel.
-NAhuel... Proszę. TO... Nie...
-Nessie, dlaczego okłamujesz samą siebie?! -wściekłsię Nahuel- Przecież sama wiesz że było cudownie i że TO się WYDARZYŁO. TU. Nessie ja cie bardzo proszę.
-ALe... Postaraj się mnie zrozumieć! -krzyknęłam na niego - Zrobiłąm coś czego zrobić nie chciałąm, i mam przez to wyrzuty sumienia!
-Przez niego?! To dlatego nosisz ciągle teg głupi pierścionek?!
-Przez Kogo?!!! A pierścionek mi się podoba!!! -Nahuel umilkł. Co go tak przeraziło w moich słowach? Nie mam pojęcia. O kogo mu chodziło też nie wiem. Wzięłam ubrania, ubrałam się i odeszłam.
-Przepraszam, Nessie. -Powiedział głośno Nahuel- Masz rację. Jeszcze raz przepraszam. -Stanełam w miejscu, ale nie obruciłam się.
-I co chcesz w za mian za przeprosiny? -spytałam ironicznie.
-Twoje wybaczenie. Nic poza tym. -musiał się uśmiechać. Nie potrafiłąm się na niego gniewać.
-No dobra... Wybaczam ci, ale. Obiecaj.
-Obiecuję. -Podszedł do mnie, a ja się obruciłam. Pocałował mnie. Najpierw delikatnie, potem czulej, namiętnie, gorąco. Co on robił? CHciałam go odepchnąć, ale nie mogłam. Chciałam. Mój mózg kazał mi robić co innego. "Przecież ci się podoba. Przyjmij go...", słyszałam jakiś nieznany głos w mojej głowie. Otworzyłam szerzej oczy. A jeśli Nahuel ma włąśnie taki dar?! Nahuel sie zorientował. ZApomniałam o czym przed chwilą myślałam. Przestał mnie całować.
-TY!!!... -Wściekłość się we mnie gotowała. Ustała, gdy tylko Nahuel na mnie spojrzał. Uspokoiłam się.
-Może gdzieć pójdziemy? -zaproponował Nahuel.
-Ok. - uśmiechnęłam się. Poszliśmy w stronę Lasu. I znów Zapomniałam o czym myślałam. Nahuel zachowywał się dziwnie. Ale było fajnie. Zastanawiała msię co Nahuel wymyśli.
******************************************************************
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i wzbudził w Was ciekawość. Komentujcie :) .
Chcę wam jeszczę powiedzieć, że mam nowego bloga www.nieznajoma-nieznajoma.blogspot.com
Zachęcam do jego czytania i mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
Szybko od niego odbiegłam i zaczęłąm szukać czekoś do zakrycia mojego nagiego ciała. Mając na myśłi czegoś, myśłałam o moich ubraniach, które powinny gdzieś tu być. Znalazłam moje spodnie, bluzkę i ogromny, długi szal. Pochwyciłąm go i owinęłąm go wokół siebie.
-Och, widzię że już się ubierasz. Tak szybko? - powiedziałzaspany Nahuel. Nie wiedyiaam co zrobić, co powiedzieć. Powoli się odwróciłam, mając nadzieję że Nahuel się już zakrył. Ledwo co odwruciłąm głowe, a na moich ustach Nahuel złożył gorący pocałunek. Całował mnie namiętnie, próbując sciągnąć ze mnie szal. Odepchnełam go.
-No co? -spytał z irytacją w głosie, ale nadal byłwyraźnie podniecony - Przecież już raz z ciebie to zdjąłem i nie miałaś nic przeciwko.
-Co?! Nahuel... Nie. Ja... Ja cię bardzo przepraszam. Wykorzystałam cię...
-Jeżeli o mnie chodzi, to możesz tak częściej... - westchnął bujając w obłokach- mi tam się podobało, i tobie... A ty. TObie chyba jeszcze bardziej.
-Nie! -warknęłam. Na to Nahuel wybuchną śmiechem.
-Akurat. -mówiąc to zbliżył się do mnie. Odepchnęłam go.
-Przestrań! Koniec! Ja cię nie...
-Kochasz mnie. Ta noc byłą na to dowodem.
-Chciałbyś.
-A nie? NO powiedz. CZy nie odczówałaś choć najmniejszej przyjemności?
-Nie... -kłamałam. Tak było to cudowne. Ale to nie byłam ja. Nahuel zauważył i nie dał się oszukać.
-A więc jednak.
-Nahuel słuchaj. -rozkazałam, a on parsknął śmiechem - To się nie wydarzyło.
-Wydarzyło.
-Nahuel! Nie. Mamy o tym zapomnieć nic się du nie wydarzyło.
-Wydarzyło i to dużó. I było to przyjemne -kłócił się Nahuel.
-NAhuel... Proszę. TO... Nie...
-Nessie, dlaczego okłamujesz samą siebie?! -wściekłsię Nahuel- Przecież sama wiesz że było cudownie i że TO się WYDARZYŁO. TU. Nessie ja cie bardzo proszę.
-ALe... Postaraj się mnie zrozumieć! -krzyknęłam na niego - Zrobiłąm coś czego zrobić nie chciałąm, i mam przez to wyrzuty sumienia!
-Przez niego?! To dlatego nosisz ciągle teg głupi pierścionek?!
-Przez Kogo?!!! A pierścionek mi się podoba!!! -Nahuel umilkł. Co go tak przeraziło w moich słowach? Nie mam pojęcia. O kogo mu chodziło też nie wiem. Wzięłam ubrania, ubrałam się i odeszłam.
-Przepraszam, Nessie. -Powiedział głośno Nahuel- Masz rację. Jeszcze raz przepraszam. -Stanełam w miejscu, ale nie obruciłam się.
-I co chcesz w za mian za przeprosiny? -spytałam ironicznie.
-Twoje wybaczenie. Nic poza tym. -musiał się uśmiechać. Nie potrafiłąm się na niego gniewać.
-No dobra... Wybaczam ci, ale. Obiecaj.
-Obiecuję. -Podszedł do mnie, a ja się obruciłam. Pocałował mnie. Najpierw delikatnie, potem czulej, namiętnie, gorąco. Co on robił? CHciałam go odepchnąć, ale nie mogłam. Chciałam. Mój mózg kazał mi robić co innego. "Przecież ci się podoba. Przyjmij go...", słyszałam jakiś nieznany głos w mojej głowie. Otworzyłam szerzej oczy. A jeśli Nahuel ma włąśnie taki dar?! Nahuel sie zorientował. ZApomniałam o czym przed chwilą myślałam. Przestał mnie całować.
-TY!!!... -Wściekłość się we mnie gotowała. Ustała, gdy tylko Nahuel na mnie spojrzał. Uspokoiłam się.
-Może gdzieć pójdziemy? -zaproponował Nahuel.
-Ok. - uśmiechnęłam się. Poszliśmy w stronę Lasu. I znów Zapomniałam o czym myślałam. Nahuel zachowywał się dziwnie. Ale było fajnie. Zastanawiała msię co Nahuel wymyśli.
******************************************************************
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i wzbudził w Was ciekawość. Komentujcie :) .
Chcę wam jeszczę powiedzieć, że mam nowego bloga www.nieznajoma-nieznajoma.blogspot.com
Zachęcam do jego czytania i mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina
Subskrybuj:
Posty (Atom)