środa, 29 maja 2013

Rozdział XXIV "Koniec z tym..."

Uch... Ale mnie boli głowa...
-Skarbie? - spyała mnie mama, a ja zmusiłam się do otwarcia oczu.
-Uch... Przepraszam - wymamrotałam.
-Nie szkodzi. Dobrze się czujesz?
-Tak... Chyba tak.
-To dobrze.
-Mamo, o co chodziło z tym listem?
-Nie mamy pojęcia. Możesz o nim zapomnieć. O tym liście i o Jacobie. -Mama nie kłamała bo nie umiała. Nie wiedzieli nic. No ale zapomnieć o Jacobie? A wogóle da się zapomnieć?
-Ale... jeśli to coś poważnego? -błagałam- Jeżeli to prawda i to...
-Ness, prosze! -krzykneła na mnie, a bardzo rzadko to robiła- Nie interesuj się tym. My próbowaliśmy i nic nie zdziałaliśmy. Nie wiem, może Jacob chce cię wymęczyć nerwowo i pschychicznie... -powiedziała z sarkazmem, ale była zdenerwowana- Ness, prosze. - była szczera i odeszła.
-Mamo... Dziękuje.
-Za co? -spytałą nieco zaskoczona-
-Za szczerość. - uśmiechnęła się do mnie serdecznie.


Mimo, zę bardzo chciałam zapomnieś nic z tego nie wychodziło. List potargałam i spaliłam... i zapomniałam o nim... Tak mi się przynajmniej wydawało, ale on wciąż wracał. Siedziałam całymi dniami i nocami w swoim pokoju, całkiem tracąc poczucie czasów. Miałam okropne koszmary. Krzyczałam, wrzeszczałam i rzucałam się po łurzku. Budzili mnie rodzice, albo inni członkowie rodziny, a ja byłam zalana łzami. Momentami myślałam, że naprawdę widzę Jacoba za oknem, w lesie, patrzącego na mnie ze zmartwieniem i troską w oczach... Ale nie. Nikogo ani nieczego tam nie było. Uch! Dlaczego to zawsze muszę być ja?!.... aLe ciągle mi coś nie grało. Dlaczego Jacob mnie już ni kocha? Dlaczego tak mi powiedział? Przecież jest we mnie wpojony. To było bardzo dziwne. Zasady wpojenia... Może ja czegoś nie wiem... Może TYLKO JA czegoś nie wiem. To tak bardzo bolało... Dlaczego nie jestem taka silna jak Bella?...
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Może nawet rok. Wiem, że popadłam w okropną depresję.
-Ness, nie! To musi się skończyć! Nie mozęsz tak siedzieć dniami i nocami brzez bity rok i kilka miesięcy! Zrozum Ness, że on już cię nie kocha! -dlaczego?- To nie jest twoja sprawa! Jesteś odizolowana od świata! Boże Ness, czy ty kiedy kolwiek zrozumiesz? Zacznij normalnie funkcjonować! - słyszałam rozkazy, prośby i żale, których mimo wielu prób nie udałwało mi się spęłnić. Wysłuchiwałam ich spokojnie, i przytakiwałam głową, ponieważ nic więcej nie potrafiłam zrobić... Dlaczego życie jest takie skąplikowane?

-Ness, masz gościa. -powiedziała Rose-
-Ktoooo toooo? - odpowiedziałam od niechcenia.
-Twoja bratnia dusza.
-Hę? Jaśniej.
-Nahuel.
-Na... CO?!
-Musisz mieć kogośz kim...
-DAruj sobie. Ja mam... - ale nie. Nie mam. Miałam. Miałam Jacoba.
-Hej... REnesmee?
-Uch!- warknęłam i schowałam głowę pod poduszkę - Na... Yh! Idź z tąd!
-Nessie... - od ponad roku ktoś poraz pierwszy odezwał się do mnie miło, zdrobnieniem i grzecznie. (Ness mówili do mnie gdy byłam "Niegrzeczna")
-Nessie... JA nie mam innego wybotu jak tu zostać i podnieść cię na duszy.
-Zamknij się. - syknęłam. Zrobiłam się niemiła, opryskiliwa i twarda. Nie byłam już tą samą Renesmee.
-Nessie... -zaczął delikatnie. Tak właśnie się ze mną wszyscy obchodzili. Delikatnie jak z jajkiem- Chodźmy na się gdzieś przejść. - wyskoczyłam przez okno, ale Nahuel zaraz mnie dogonił.
-ALe ty jesteś upierdliwy...
-Spójrz na siebie. - miałracje. On był w porządku, ale ja nie. Odrobinę zwolniłam.
-Nessie... -zaczął.
-Przepraszam... - uśmiechnął się. Pobiegliśmy nad ten sam wodospad, ale mnie nie robiło to różnicy. Usiedliśmy na drzewie i zaczeliśmy rozmawiać. Było tak fajnie że zapomniałam o... No.
Przebywając z Nahuelem, czułąm się o wiele lepiej...

                                                      ***
[Trzy miesiące później]

-O boże, Nahuel...
-No co? -machnęłam na niego ręką.
-A nic.
-Ach... sorki.
-Lepiej już chodźmy
-Może nad...
Wodospad - powiedzieliśmy razem śmiejąc się. Z Nahuelem było mi tak, a moze nawet lepiej niż z.... Nie wiem. Już nie pamiętam, ale cieszę się z tego.
-Zachowujemy się jak dzieci... -pisnęłam, gdy Nahuel ochlapał mnie wodą.
-A nie jesteśmy?- zaśmiał się. Potknęłam się o kamień, a Nahuel mnie złapał. To była magiczna chwila. Bez wachania, zaczął mnie całować. Jakaś część mnie, protestowała ale ja właśnie tego potrzebowałam.  Miłości i gorących uczuć. Nahuel chciałsię ode mnie oderwać, ale przyciągnęłam go do siebie. Tak. Był zaskoczony, ale mile zaskoczony. Załapał oco chodzi. Zaczął rozpinać guziki mojej bluzki. Ale czy ja tego właśnie chciałam? Nie, ja się posówam za daleko. Próbowałam tro przerwać, ale Nahuel wpadł w trazs, a ja byłam zbyt słaba, aby przerwać taką przyjemność. Nahuel oparł mnie o skałę nie przerywając pocałunków. Zjechał swoją dłonią na moją talie, biodrai zaczął przesówać z zewnętrznej do wewnętrznej strony uda. Zaczął całować mnie po szyi. Przewruciliśmy się na trawę. Chwilo przerwaliśmy pocałunki, ale nie skończyliśmy. Dyszeliśmy, było nam bardzo gorąco, a ja miałam coraz mniej warstw. W końcu, ani ja, ani on byliśmy nadzy. Ni wiem dlaczego, ale poczułam się bardzo skrępowana. Zaczął całować mój dekold, piersi, brzuch powracając do szyi i ust. Czułam to. CZułam rozchodzące sie po moim ciele ciepło. Rzucałam się na trawie, a Nahuel był najwyraźniej zadowolony. Nasz mały, cichy zakątek. Nikt o tym nie wiedział. Nahuel dotykał mnie wszędzie.... To było cudowne, nie chciałam... Nie mogłam tego przerwać.
-Nie... Nie przerywaj... - jęczałam-
-Nie zamierzam... - szepnął mi do ucha. Czułam się coraz bardziej podniecona. - nie masz pojecia, jak długo na to czekałem... Zrobie wszystko, aby ci sprawić przyjemność...
-Ach... NAhuel! Uch!!! Aaaa! - gorąco poczółąm na całym ciele...


mam nadzieje ze się podoba. zrobiłam wam maly zarcik piszAc w komentarzach ze bEdzie po dniu dziecka ;p

Pozdrawiam Was Serdecznie!!!

Do zobaczenia! 

                                                               Karolina

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział XXIII "Śmierć"

- No Nahuel... My.. Zrorum... -jąkałam się-
-DObra.. Tylko... no wiesz to jest lekki wstrząs... -bęłkotał-
-Tak.. Przepraszam. Tak strasznie mi przykro... Ja nie, nie wiedziałam...
-Już dobrze Renesmee. Słońce już zachodzi... Lepiej wracajmy.
-Ok. Ale najpierw mósimy się wysuszyć - Wyszłam z wody i podskoczyłam jak najwyżej umiałam. Gdy wylądowałam byłam już sucha.
-Dobry pomysł. - powiedział Nahuel i powturzył moją czynność. - wracajmy.
-Ok... Nahuel?
-Tak?
-Nie... Nie jesteś zły? Na mnie i na Jake'a?
-Nieee...
-I to nic między nami nie zmieni?
-N... Nie. - powiedział, ale jego wyraz twarzy mówił, "między nami, bardzo dużo się zmieni". Uśiechnęłam się serdecznie i pobiegłam w stronę domu... Znaczy tam gdzie miałam czekać na Jacoba. Usłyszałam szelest łąp i nierówne bicie serca, więc odruchowo się odwróciłam, ale nic tam nie było. "Musiało mi się przesłyszeć", pomyślałam.

                                                      ***

-No to jesteśmy. - skintowałoam wypatrując Jacoba- Ale jego jeszcze nie ma...
-Taa... Poczekać z tobą?
-No jakże inaczej?! -zaśmiałam się- Musisz zaczekać ze mną.
-Ok. Nie ma problemu - uśmiechnął się. Usłyszałam w oddali... dalekiej oddali, łomot serc. Wilczych serc. Ale postanowiłam zaczekać. Nahuel chyba też to usłyszał.
-Nessie?
-Tak?
-JA.. ja wiem że ty może już o tym dawno wiesz, ale... Chciałbym powiedzieć to tak oficjalnie. Przy tobie.
-Co? co mam wiedzieć? co chcesz  powiedzieć?
-Renesmee, Kocham Cię. I będę walczył, żebyś zostawiła jego i wybrała mnie. - zatkało mnie.
-Nie... JA już wybrałam, Nahuel!
-Nie wybrałaś.
-JA cię nie kocham Nahuel!
-Tylko tak mówisz, a co czujesz? -spytał- Kochasz mnie, tak jak ja kocham ciebie.
-Nie... Nahuel nie. Lepiej już pójdę Jacob na mnie czeka... -powiedziałam odwracając się. Zauważyłam już przeobrażającego się Jacoba i wtedy Nahuel złapał mnie za ramię i szarpnął abym się odwróciła- Nahuel!... Ni... - urwałam bo usta zatkał mi pocałunkiem. Całował mnie namiętnie i brutalnie, nie pazwalając mi się wyrwać. Przyciągał mnie bliżej i bliżej. Jego język rozwarł moje wargi i poczułam jego oddech. Dotykał mnie. Dotykał mnie wszędzie a ja się dziko wyrywałam. Wplótł ręce w moje włosy. Czółam na sobie ostre jak żyleta spojrzenie Jacoba. JAcob nie reagował. stał i się poatrzył, pozwalając Nahuelowi aby mnie tak traktował. JAk Nahuel wogóle mógł byś taki silny?! powoli traciłam siły, ale nadal się szamotałam. Zauwarzyłam że mam rozpięte cztery guziki od sukienki. CO on wyrabia?! Ręka NAhuela nadal wpleciona w moje włosy przyciągnęła mnie do niego, druga zaś spełzłą niżej, w dół. Zjechała na talię i donżyłą tam gdzie nie potrzebnie. Druga też tam zaczęła zjeżdżać. Wykorzystałam sytuację  i odepchnęłam Nahuela z całej siły i udało się. Nahuel stał wyraźnie podniecony.
-Podobało ci się i chcesz więcej... - wyszeptał. Jacob warknął i podbiegł rozwcieczony do Nahuela.
-Ty gnojku!!! - Jacob cały dygotał, a ja wiedziałam co to oznacza. Podbiegłam między ich i próbowałam ich powstrzymać. NA próżno.
-Ona kocha mnie. - syknął Nahuel-
-Marzysz!
-Kocha mnie bardziej i pragnie o wiele bardziej niż ciebie! - odepchnęłam Nahuela i złapałam Jacoba za ramiona.
-Jacob... Spokojnie... Już jest dobrze... -uspokajałam go, lecz to nie pomagało. Cały dygotał a jego skóra tak okropnie parzyła... Ale nie puszczałam rąk. Musiałam go powstrzymać. W jego oczach był ból, strach, współczucie, zazdrość i... złość. Okropna złość.
-Ness...
-Jacob!
-Między nami koniec...
-Co?
-N-nie kocham cię! - krzyknął i przemienił się. Przemienił się, gdy ja stałam obok niego... Polecałam jakieś 10 metrów dalej. Uderzyłąm chyba o drzewo... spadłam na ziemię i napiłam się na coś ostrego. Krwawiłam okropnie, ale nic nie mogło mi sprawić większego bólu, niż ostatnie słowa Jacoba... "Nie kocham cię!..." Widziałam nie najgorzej. Teraz Jacob, chciał mi pomóc, ale.... Nie wiem co. CZół żal, smutek, złość, i jeszcze wiele strasznych rzeczy. Zszokowany Nahuel podbiegł do mnie ile miał sił w nogach krzycząc:
-Nessie!!! Nessie!!! - Ale na mnie nie robiło to żadniego wrażenia... Jacob zaczął się odwracać i odchodzić. Za wszelką cene chciałam go zatrzymać, mimo tych słów... zaczęłam się czołgać- Jacob... Wróć... Jacob! Jacob!- upadłam, nie podniosłam się więcej i moje oczy zaszła ciemność...

                                                          ***

Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....



Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....


Coś mnie tak nie miłosiernie pali..... Piecze... Parzy.... Okropnie boli!
-Kochanie słyszysz nas?! - nie znajduje czasu, żeby odpowiedzieć na to pytanie....

                                             ***

Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie jasne światło lamp.
-Renesmee! Kochanie! -zmrórzyłam oczy i zobaczyłam mame. Miała zrozpaczoną mine.
-Uch... G-gdzie ja jestem?
-w domu... W gabinecie Carlisle'a.
-Co... CO się stało? -mama spóściła wzrok- Nie pamiętasz?
-Nie za bardzo... -blask....Jacob, Nahuel, krew... Pamiętam. Niestety. Do pokoju wszedł tata.
-Jak się czujesz?
-Ja... Chyba... Dobrze.
-Bardzo nam przykro, Nessie.
-Ile... Ile tak leżałam.
-Miesiąc, kochanie. - odpowiedziała mi mama-
-Co...
-Straciłaś dużó krwi i miałaś okropne ślady po... -wyprzedził mnie tata- po przemienieniu Jacoba, ale było by o wiele gorzej,g gdyby Nahuel ci nie pomógł. Jad wma pomaga. Nie przemienia w wampiry, tylko leczy rany itd.
-To dlatego...
-Tak. -odparła wchodząca do gabinetu Rose.
-Powiedzmy, że zawsze traciliśmy z tobą "kontakt". -wytłumaczył tata.
-CO z.... Z Jacobem.
-My... - wymamrotała mama- Lepiej będzie jak sami sobie to wyjaśnicie.
-CZy to normalne, że po miesiącu snu nadal chce mi się spać?
-Tak. Śpij kochanie, śpij.

                                                     ***
-Nareszcie wyjmujecie ze mnie te igły.-pisnęlam-
-Cała Bella- skwintował Edward-
-A kto lubi igły? -spytałą sarkastycznie Bella.
-Nessie - zagruchała Alice.
-Alice, jestem poturbowana, potorturuj mnie innym razem, zgoda?
-Ach, ale nie o to chodzi - zaśmiała się- Ktoś... No dobra, Nahuel chciałby się z tobą zobaczyć... porozmawiać.
-Dobra. - Wszyscy wyszli, a wszedł Nahuel.
-Nessie. Przepraszam. JA nie chciałem żeby to tak wyszło...
-Dość. Nahuel wybaczam ci. A poza tym to gdyby nie ty do bymś rozmawiał tu z nagrobkiem. - zmierzyłmnie ostrym spojrzeniem.
-Nessie, będę już musiał wracać.... Hulien mnie potrzebuje.
-Tak serio, czy to taka wymówka?
-Serio.
-No dobrze. Będę tęsknić. Porzegnałam się z Nahuel'em i zabrałam się do czytania książek. Zrobił się pół mrok, a mnie bardzo kusiło żeby porozmawiać z Jacob'em. Musiałam wiedzieć o co chodzi. Zaczęłam myśleć o książce, żeby rodzice się nie połapali, a tak naprawdę zaczęłam się wymykać przez okno.

Rezerwat La push. Domek Jacoba i wychodzący z lasu Jacob.
-Jacob!
-Nessie?! Co ty tu robisz?! Niech mnie... -Uśmiechnęłam się. Zaczął się o mnie martwić, i ucieszył się na mój widok. ALe zaraz spoważniał- CZego chcesz?
-Ja... Ja nie rozumiem, Jacob.
-CZego nie rozumiesz?
-Dlaczego? Co ja takiego zrobiłam że już mnie nie kochasz. -Jacob chciał zaprotestować ale się powstrzymał. Walczył sam ze sobą.
-Ty dobrze wiesz co! Wracaj to domu! Jestem... Jestem zmęczony. - Fakt, okropnie wyglądał. JAk umierający.
-Ale, Jacob!
-Słyszałaś?! -Pobiegłam z płaczem do domu. Rodzice się połapali, ale dali mi spokój. Płakałam w poduszkę że aż była cała mokra. Zauważyłam, że na ziemi leży złożona kartka. Podniosłam się z łóżka otarłam łzy i podniosłam kartkę. Rozłożyłąm ją ale pismo było trochę koślawe i rozmazane.

             NESSIE, WIEM, ŻE NIE WIESZ O CO CHODZI. NIE WOLNO MI O TYM MÓWIĆ
        WIĘC MÓCISZ SAMA SIĘ DOMYŚLIĆ, CO SIĘ DZIEJĘ Z JACOBEM.

                                        "WPOJENIE, NESSIE"
                PROSZE PRZYPOMNIJ SOBIE ZASADY WPOJENIA, BO JACOB UMRZE...
        NESSIE, TO NIE ŻARTY, TO JEST PRAWDZIWE ŻYCIE
 
                              PAMIĘTAJ NESSIE!
                                                                              WPOJENIE

                                                                                                                  SAM

Co? O co chodzi? Jacob ma umrzeć?
-Nie! - prawie krzyknęłam i upadłam na ziemie.

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''

Sorki że tak długo nie pisałam ale czasu brak. Mam nadzieję że się podobało i że wszystkich zaskoczyłam. Niedługo (nie wiem kiedy) znów napiszę. Będzie się działo!

Pozdrawiam Was Serdecznie!!!

Do zmobaczenia!

                                                 Karolina

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział XXII "Nahuel"

Jacob zamknął za sobą drzwi a ja wyskoczyłam z łóża owinęłam się kołdrą i wybiegłam przed dom krzycząc :
-Jacob, Jacob! CZekaj!
-Co się stało Nessie? - parsknął JAcob zawracając-
-No...
-NO śmiało Nessie.- zachęcił mnie podchodząc bliżej.
-Nie gniewasz się prawda? Nie jesteś zły na mnie i na... NAhuela?
-Ach... Przemyślałem sobie kilka spraw i... doszłem do wniosku że masz rację i do puki nic sie nie dzieje niepokojącego i zaśmiałego, nie będę miał nic przeciwko żebyś się z nim spotykała. -uśmiechnął się-
-Uff... No to... możesz już iśc.
-Pa! - Wbiegłam spowrotem do domku i ubrałam się. Zjadłam jabłko i pobiegłam ku miejscu gdzie mieliśmy się spotkać...

                                               ***

-Nahuel! -krzyknęłam gdy tylko go zobaczyłam.
-Nessie! Nareszcie! - Przytulił mnie mocno.
-Taaak. To co będziemy dzisiaj robić? -spytałam- I dzisiaj i jutro i po jutrze...
-Hmmm... Nie wiem... Ty lepiej wytyczaj trasę. Nie jestem tu miejscowy. -zaśmiał się-
-Okej okej. Też mi dałeś zadanie.... - westchnęłam- To może tak. Gdzie chciałbyś iść?
-W jakieś... spokojne zaciszne miejsce?
-Aaaa... Chyba znam takie jedno "spokojne, zaciszne miejsce..." Ale może zapolujemy?
-Może być...
- To chodźmy. - i puściliśmy się biegiem. Nahuel biegł za mną dając sie prowadzić. Przeskakiwałam drzewa robiąc fikołki w powietrzu, skakałam z wodospadu lądując cała mokra.
-Czy ty się przypadkiem nie popisujesz?
-No... Może odrobinkę. -zaśmiałm się.
-Podobno "słyniecie" tu z pum?
-Dooookładnie.
-A coś jeszcze?
-To są najlepsze ciepłokrwiste zwierzęta, które przypominają smakiem ludzi.
-Ah, rozumiem... No to gdzie zapolujemy?
-Tu! - rzuciam i wyszczeliłam ku smakowitemu zapachowi pum. Łapiąc jedną, chyba zdążyłam jej złamać pare kości, no ale to nie moja wina że jestem taka silna. Krew była dobra i owiele bardziej zaspokojała i głód, i pragnienie.
-Pycha!- skwintowałam odrzucając pustą pume na bok.
-Och, jak ty pięknie wyglądasz. - zachwycił się Nahuel powtarzając moją czynność- Prze ślicznie.
-Och! Jak ja wyglądam?! - krzyknęłam zszokowana patrząc na siebie. Byłam cała umazana krwią. Kleiły się do mnie liście mech i inne rzeczy. moje włosy były poczochrane i tak samo upaćkane krwią. -JAk ja się tego pozbędę? JAk ja się im pokarze?
-Może wrucimy nad ten wodospad co mijaliśmy?
-Dobra... Ale krew z białej sukieni raczej nie zejdzie... - Miałam białą sukienkę do kolan. Też sobie ubranie wybrałam. Zaczeiśmy biec.
-Hopsasa Hopsasa!... -Nahuel śpiewał dziecinną piosenkę. Wzniosłam oczy ku niebu  i wskoczyłam do wody. Bardziej pływaliśmy niż się myliśmy. Gdy byliśmy przy brzegu (lecz nadal w wodzie) Nahuel zapytał.
-Ten... JA... Jacob. Nie denerwuje cię czasami?
-Co?
-No wiesz. Patrzy na ciebie tak, jakby... Chciał cie zjeść. -zaśmiał się-  Wiesz jak on się na ciebie wczoraj patrzył?
-Tak ale...
-Ja rozumiem że mógł cię poprosić żebyś z nim chodziła i ze mu odmówiłaś, no ale żeby aż tak człowieka drażnić.
-Nahuel to... to nie tak.
-A jak?
-Ty nic nie wiesz?
-Ale co mam wiedzieć?
-No że... - podniosłam rękę by pokazać mu o co chodzi ale on ją złapał i obejrzał widniejący na niej pierśionek.
-A, więc tak sprawy się mają?
-Ja... Ja myśłałam że ty wiesz....
-Nie sądziłem... Z kąd ty teraz wróciłaś?
-Z... Z miesiąca miodowego.
-Co?!


Ok. To tyle. Mam nadzieję że się podobało
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!

Do zobaczenia!

                                                                                  Karolina

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział XXI "Powrót"

-Okej, to chyba wszystko. -stwierdziłam patrząc na walizki leżące na łóżku.
-Ta. To co? - mruknął Jacob- Wypływamy?
-Na to chyba wygląda... - westchnęłam i wzięłam swoje dwie walizki do rąk- Naprzód.-
Wyszliśmy na plażę, do nadszej motorówki i wepchneliśmy walizki. Jacob przy sterze a ja położona na walizkach patrzyłam w niebo, żegnająz się z tym pięknym miejscem...
-Przecież nikt ci nie kazuje stąd wyjeżdżać. - przerwał moje rozmyślania Jacob- JA to bym tu nawet jeszcze został... -Powiedziałkusząco głaszcząc mnie czule po głowie-
-Ale co?
-Nessie masz to wypisanie na czole.
-Ale ja chcę... Jacob.- westchnęłam- Płyńmy bo się spóźnimy na samolot...
-Cała ty. - zaśmiał się i pociągną za sznur od silnika. Motorówka odpaliła z głośnym rykiem, ale płynęla bez zarzutu. Tak samo jak tu przypływaliśmy, tak teraz morska piana pryskała w moje oczy i przyklejała się do włosów.
Uch, jak jestem ciekawa kto to jest... Co to za gość... Podniosłam głowęi opierając się na łokciach patrzyłam na Jacoba który niby majstrował przy sterze i silniku.
-Jacob?
-Tak?
-Jak myśłisz, kto jest tym tajemniczym gościem? A może ty to wiesz?
-Nie nie wiem i nie mam zielonego pojęcia. -fuknął Jacob, ale tak jakby naprawde wiedział... A przynajmniej się spodziewał kim jest ten "gość". JAkimś cudem się podniosłam i przytuliłam się do Jacoba.
-Kocham Cię... - szepnęłam-
-Nessie, ja ciebie też. - powiedział głaskając mnie po policzku.- I już tak zostanie...

                                                          ***

-Nareszczie wylatujemy... - wydyszałam- Nie rozumiem jak można tak długo stać w kolejce na lotnisku...
-Nic nie jest za darmo - zaśmiał się Jacob gdy zapinał pasy w samolocie (od razu po tym gdy usiłował zapiąć mnie) - Wszystko ma swoją cene.
-Ha ha ha. - stwierdziłam sarkastycznie- Bardzo śmieszne Jacob, naprawde.
-Mam rozumieć że ten dowcip zostanie dowcipem miesiąca? - i nagle zadzwonił telefon-
-Bella. - stwierdziłąm i odebrałam - Halo?
-Cześć skarbie! - krzyknęła uradowana- To co, przyjeżdżacie do nas?
-Och mamo... Tak mi przykro... - puściłam perskie oko do Jacoba. Przez telefon świetnie grałam.- No... Bardzo chciałam ale no sama rozumiesz... MAm nadzieje że się nie gniewasz...
-Och... Nie nie. Nie gniewam się... -przyznała smutno-
-Nawet sobie nie wyobrażasz jakie były kolejki na lotnisku. Jestem wycieńczona i zastanawiam się czy nie zawrucić, no ale skoro już startujemy... - przerwałam jej wesoło i JAcob zaczął się krztusić sokim pomarańczowym.- No skoro Jacob się dławi.... Trzeba mu odprawić pogrzeb w mieście rodzinnym.
-Renesmee! Po kim ty to masz?! - spytała z oburzeniem, lecz nie była zła.-
-Ja tam uważam, że wyszło pół na pół, ale od ciebie Bella ma ten charakterek. - wtrącił Jacob.-
-Też tak uważam.- stwierdziłą Bella- Och, ten mój neszczęsny prawy sierpowy... A gdyby go tak teraz urzyć...
-Boże! -zakrztusiłam się powietrzem. Przecież mi o tym Jacob opowiadał... O tym pocałunku i o prawym sierpowym.-
-Nessie! - krzykneli jednocześnie-
-Nic, nic.... Tylko...
-Uch, moja wina. - zaśmiał się JAcob- Opowiadałem jej o tym.
-CZyli nadal masz nierówno pod sufitem... - stwierdziła z ironią Bella- To ja będędę kończyć. Do zobaczenia za kilka godzin.
-Pozdrów tate.
-Pa Bells! - i rozłączyliśmy się- No to pęłny luksus przez dobre 10 godzin...

                                                ***

-Mamo! Tato! Rose!... Nie, Emmet. Ciebie nie będę witać. - zaśmiałąm się kiedy byliśmy już pod domem.- Uch, ale ja się za wami stęskniłam.
-Ta. Tak bardzo że nie mogłaś przestać o tym mówić... - mruknął Jacob-
-Zamknij się! - warknęłam przekazywana z rąk do rąk.-
-My też się za tobą stęskniliśmy Nessie - uśmiechnęła się Rose-
-Nie jesteś ciekawa... - pomierzwił sobie włosy tata- Kim jest ten "Tajemniczy Gość" ???
-A to co ma być za pytanie? - stwierdziłąm sarkastycznie.- Jasne że jestem ciekawa. - Spojrzenie taty spoczęło na Jacobie i bardzo dobrze je znałam.- CZyli ty coś wiesz. - oskarżyłąm Jacoba, ale on nic nie odpowieciał.-W takim razie kto to jest? -wyostrzyłąm wzrok i spojrzałam w las. Jakaś postać zaczęła się z niego wynurzać... Ciemna skóra... Krótkie włosy....
-Nahuel!!! - krzyknęłam, podbiegłąm do niego i rzuciłam się mu na szyje.
-Witaj Nessie! - przytulił mnie mocno
-Co cię sprowadza w te strony?
-Tęsknota. - zaśmiał się- Nie wydaje ci się że dwa lata to dość długo?
-No... Dość długo to może nie... To jest bardzo długo. - czułam na sobie ostre jak sztylet spojrzenie Jacoba, lecz nie odwróciłam się. - Zapraszam. Rozgość się.
-Wiesz, dzięki. Jest już dość późno...
-A wogóle która jest godzina?
-20: 51
-ALe ten czas leci...
-Taaak.
-No to do zobaczenia jutro.
-No pewnie! Pa! -przytulił mnie rzucił ostre spojrzenie Jacobowi i wbiegł do lasu-
-No to my z Jacobem pójdziemy do kamiennego domku się rozpakować.
-Dobrze Nessie. -JAcob odciągnął mnie na bok
-Ja muszę pogadać z Samem. Spotkamy się za dziesięć minut, OK?
-Ok.

                                        ***
-No jesteś wreszcie. - powiedziałam gdy usiadł koło mnie na kanapie.
-Trochę się przedłużyło... - podciągnęłam się do niego i zaczęłam zapamiętale całować. Próbowałam go doprowadzić do pozycji leżącej, ale nic z tego. Tylko całował mnie. Gdy na moment przerwaliśmy powiedział:
-Ten.... Nahuel. Jest okropny. Wkurza mnie człowiek... Tak na ciebie patrzy...
-JAcob...Nie... Przecież wiesz że ja go nie kocham. Kocham Tylko Ciebie!
-Ale to i tak nic nie zmienia. A od jutra nie będzie mnie od 8:15 do około 21:45. Jakiś vampir pojawił się w okolicy... Nie z waszej rodziny. Lea prawie go miała.
-A właśnie. Dlaczego Lea, jest taka... Promienna.
-Ach to... - zaśmiałsię- doznała wpojenia... To dość dziwne. DO naszej sfory trafił nowy. Ma na imię Oliver. Gdy zobaczyli się obaj się w siebie wpoili. Dość dziwne, ale Lea już przynajmniej nie cierpi.
-Cieszę się.
-Ale co ty będziesz jutro robić gdy mnie nie będzie... - i nagle umilkł-
-Będę z Nahuelem... - Jacob przybrał paważną, smutną minę.- BO ON JEST TYLKO MOIM PRZYJACIELEM, A TY ( JAKBYŚ ZAPOMNIAŁ) JESTEŚ MOIM MĘŻEM!!!
-Przepraszam ale... Jesteś dla mnie kimś naprawde ważnym. Ja wiedziałem że to będzie on... Mam takie straszne wyobrażenia... Wiem że to głupie ale śniło mi sie w samolocie że TY mnie porzuciłaś i wybrałaś NIEGO -ciągnął swój monolog.
-Och Jacob... Nigdy się coś takiego nie wydarzy - powiedziałam i zaczęłąm go gorąco całować. Tym razem zaciągnęłam go do pozycji leżącej. JAcob wziął mnie na ręce i zaprowadził do sypialni. Tej nocy nic i nikt nie mógł przerwać... Jak Ja Jacoba Kocham...Nie zniosła bym Gdyby odszedł... , myślałam, badając jego nagi tors...
-Jak to zrobiłaś? - zapytał nagle- Kiedy dotkłaś molej twarzy?
-Co?
-No... Zobaczyłem. Wyszłaś poza dłoń...
-Super... -westchnęłam bez entuzjazmu i zaczęłma to co przerwał.

                                                  ***

-Nessie..
-Hmm...
-Ja już muszę iść.
-Och... Dobra. Będę na ciebie czekać z utensknieniem.
-Nie będę się śpieszył.
-Co?! - zerwałąm się na równe nogi i skoczyłam na stojącego przyłożku Jacoba by go pocałować. Przy tym gwałtownym ruchu, kołdra ze mnie spadła i stałam przy Jacobie całkiem naga.- Musisz się pośpieszyć -rozkazałam mu odrobinkę zawstydzona-
-Już nie potrzebujesz kołdry?
-Już nie. - zaczęłąm go całować- Pośpiesz się.
-Nie ma sprawy. Nawet bardziej mi to odpowiada. - Nic i nikt naszego szczęścia nie może zniszczyć , pomyślałam dotykając jego ręki. Zadziałało.
-Też tak myśle.- pocałował mnie w czoło i wyszedł.


Skończyłam. Mam nadzieję że się podoba... No dobra nie mogę się powstrzymać. Ujawnie trochę kulisów. Teraz będzie dość dużo dramatyzmu... Nessie, nie ma racji i ktoś... No dobra Nahuel, zniszczy to szczęście... Nie martwcie się. NA początku może będzie to odrobinę wyglądało jak "New Moon" lecz tym nie będzie. Za to będzie się działo. Życzę wam miłego czytania!
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!

Do zobaczenia!

                                                                   Karolina