niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział XVIII "Dzień Drugi"

Obudziły mnie promienie słońca. Wymacałam miejsce obok siebie, szukając Jacoba. Podniosłam się i zauważyłam że Jacoba tam nie ma. Wygrzebałam się z łóżka i znalazłam liścik na stole. Był od Jacoba:

Droga Pani Black!... -Cullen, mam na imie Renesmee Cullen..., pomyślałam-

Przepraszam, że wyszłem bez powiadomienia, ale Sam mnie potrzebował. Powiedziałem Belli, że możesz nie przyjść do nich do domu, więc o nic się nie martw. Wróce pewnie wieczorem. Bardzo Cię proszę, żebyć nie wychodziła z kamiennego domku... - to jego wilcze przewrażliwienie..., pomyślałam, a jak będe chciała iść do LA push, to co? Niańkę mi wynają? -
To nie jest moje wilcze przewrażliwienie, tylko się po prostu o Ciebie martwie. - Jak by czytał w moich myślach...-
Wiem że pewnie będziesz chciała iść do La push, ale wolał bym żebyś nie szła sama... - Jakże by inaczej?...-
Prosze Cię, zrób to dla mnie. Przecież mnie zasz.
Kocham Cię!

Do Zobaczenia!

                                                                              Jacob

P.S. Prosze uważaj na siebie.

-Cały Jacob... - powiedziałam do siebie. Podeszłam do garderoby mamy, z której mogę korzystać, ponieważ mama nawet nie chce na nią patrzeć. Te sukienki i błyszczące bluzki.... To pasuje do Alice, a nie do mnie i do mamy. Przeszłam do swojej szafy i stanęłam przed nią zastanawiając się co na siebie włożyć. Na dworze świeciło słońce, a jeżeli o mnie chodzi to nie mogło mi być za zimno. postanowiłam się sprzeciwić zakazowi Jacoba, i pójść na plażę w La push. Wyjęłam zieloną bluzkę na ramiączkach, która była już na mnie za mała, ale dało sie nią nosić (była dobra jakieś pół roku temu...) i krótkie dżinsowe spodnie. Pomyslałam że pójdę boso, niż w błyszczących klapkach Alice... Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam zęby i przebrałam się. Włosy rozczesywałam z jakieś pół godziny, bo były takie poturbowane. Jak z każdej nocy spędzonej z Jacobem nie pamietałam, lecz wiedziałam że byla cudowna. W lodowce za dużo pożywienia się nie znajdywało więc wyjęłam płatki z półki, mleko i na przekąskę jabłko. Czas jakoś tak dziwnie mi leciał. Nie czólam sie normalnie, tak jak zawsze się czułam. Nagle, nie wiadomo skąd, pomyślalam o Nahuelu. Jakieś dwa, trzy lata temu, spotykaliśmy się bardzo często ( I jacob, jak to jacob bardzo się wtedy wsciekał), ale teraz nie widujemy się wcale. Przypomnałam sobie o co tak naprawdę chodzi... o Volturii... Ale teraz to nieważne. Wyszlam na świeże, leśne powietrze. Gdy znalazłam się na tyretorium Quiletów, usłyszałam dość głośne okrzyki. Zaszyłam się w krzakach, żeby nikt mnie nie zuważył. Przy stoliku, Siedziała cała sfora, i ktoś nowy, ktoś kogo nie znałam. jacob stał wyraźnie wzburzony.
-Nie! nawet nie chcę o tym słyszeć! -Wrzeszczał jacob - Nie będziemy traktować Nessie, jako jakiejś przynęty, odbiło wam?!!!
-Jacob, spokojnie! - powiedział stanowczo Sam- Przecież my...
-Nie Sam. -przerwała mu Lea- Nie. Jacob ma rację. pomyśl przez chwilę. CZy ty byś traktował Emilly, jako przynęte? - Sam nie odpowiedział. Lea już nie miała problemu z Samem, ale teraz chyba Sam miał problem z  Leą. Wolałam się w to nie wtrącać, więc powioli wyszłam z krzaków i potknęłam się o kamień. mósieli to usłyszeć, bo głosy umilkły. postanowiłam uciekać czym prędzej. udało mi się. Dotarłam na plażę i raczej nikt za mną nie szedl. Nie wiem o co chodziło samowi i reszcie, ale wiem że Jacob nie pozwolił by na to. polożyłam się na piasku wystawiając twarz do słońca. leżałam tak z dobrą godzinę więc poszłam w stronę morza. "ubranie i tak już się nie przyda, więc chyba mogę w nim popływać...", pomyślałam. Wskoczylam do morza i popłynęłam w kierunku klifu z wampirzą prędkością. Fale były ogromne. Więc kilka razy napiłam się wody. podpłynęlam do skały i chwyciłam się skały, ponieważ bardzo paliło mnie gardło (oczywiście od wody, nie od pragnienia).  Zorientowałam się że mósi być przypływ, bo wody jest o wiele więcej. Nagle uderzyła mnie ogromna fala, pchając mnie na skałe. uderzylam się mono w głowę. Za każdym razem gdy próbowałam nabrać powietrza, zmiatana byłam z powrotem pod wodę. Noga ugrzęzła mi w szczelinie, i nie mogłam wypłynąć na powierzchnię. Zaczynało kończyć mi się powierze. Jacob miał racje... jak zwykle. W oddali dostrzegłam male czarne punkty, które dość szybko się do mnie zbliżały. Volturii? Nie... przecież mieli być za tydzień... moze alice miała wizję kiedy mnie nie było... i teraz biegną mi o tym powiecieć... uderzyłam głową o skałe tak mocno że chyba ją rozciełam. Już nie dawałam rady... usłyszałam kilka słów...
-Nessie... Nessie kochanie... -Powtarzał nieznajomy. usłyszalam tylko ostatnie urwane- Renesmee...- później moje oczy zalała ciemność...


Jest!!! Mam działający komputer! sory że taki dziwny koniec, ale nie chcę, żeby było to podobne do Belli i Edwarda. Już zabieraz się do pisnia następnego rozdzialu (muszę nadrobić straty ;p).
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!

Do zobaczenia

                                                                         Karolina

1 komentarz: