-Jacob, otrzymałam wiadomość od Rose. Volturii..... Wszystko ci wyjaśnię, tylko proszę, pośpiesz się. Nie mamy dużo czasu.
-Och. Oczywiście... Zbieramy się.... znaczy że co? Chcą po nas przyjechać?
-Jacob!
-Ach tak tak. Rozumiem.
Od razu poleciałam po rzeczy. Nie pakowałam wszystkiego. Tylko najbardziej przydatne rzeczy. Zajęło mi to 10 min. Musiałam pomóc Jacobowi, bo widocznie myślał że żartuję!
-Pośpiesz się! Niby tyle godzin, a tak naprawdę bardzo mało czasu!
-Nessie, spokojnie...
-Nie! Jacob, nie rozumiesz?! Wszystko zaczyna się od początku!!! Musimy uciekać! - Jacob już ani razu nie zabrał słowa. Ja też wolałam nie rozmawiać. Całe spakowanie i uporządkowanie, zajęło nam 2 godziny i 35 minut. Zanim odpaliliśmy motorówkę, też minęło trochę czasu, bo aż jedną godzinę! To wszystko prze zemnie... Po co ja się w ogóle urodziłam?!, myślałam. W końcu wyruszyliśmy. Kiedy byliśmy na lotnisku polecieliśmy pierwszym możliwym lotem. W samolocie Jacob niepewnie mnie spytał.
-Ness... Czy... A nie ważne.
-Nie, nie. Jacob, proszę, mów.
-Przecież powiedziałem ze nie ważne!! - siedzieliśmy tak w ciszy przez minutę-
-Ale Jacob, ja...
-Ness, przecież powiedziałem! Daj już spokój! Spo-kój! Rozumiesz?!
-Ta...-Ta-k... - powiedziałam łamiącym się głosem. Jacob nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mnie rani tymi słowami. Co ja takiego znów zrobiłam? Chciałam się po prostu dowiedzieć... Odwróciłam się w stronę okna i, uroniłam łzę...
-Prze.... Przepraszam. Nie chciałem... Nie chciałem cie denerwować, a sam się zdenerwowałem... Nessie, płaczesz? -Otarłam sobie łzy bo napłynęło ich jeszcze więcej-
-N... Nie.
-Renesmee... - Ujął moją twarz tak żebym patrzyła mu prosto w oczy, ale i tak spuściłam wzrok. -Ness, nie chce żebyś przeze mnie cierpiała.
-Wiem... - Jacob przytulił mnie do siebie, naprawdę czule- Jacob, mnie po prostu to wszystko przerasta, kiedy się dowiedziałam o tym, wiedziałam że... -Załkałam-
-Nessie, spokojnie... Wszystko będzie dobrze... Chciałem tylko się dowiedzieć o co chodzi... Powiesz mi?
-Powiem. - wyprostowałam się i zaczęłam mu tłumaczyć-
-A więc zadzwoniła Rosale, miała taki głos... - wzdrygnęłam się, na myśl o nim- No mało ważne. W każdym razie powiedziała mi, że Alice miała wizję. Miała wizję o Volturii. Wiem tylko tyle że mogli już dotrzeć na wyspę, i myślę że wracają do Voltery. nie wiedzieli że jesteś we mnie wpojony i twierdzą, że to może być zagrożeniem dla naszej i waszej rasy. Tylko że ich armia strasznie się powiększyła. Ja myślę że nie chodzi im o ciebie i o mnie, ale wyłącznie TYLKO O MNIE. No sam pamiętasz, jak odeszli w obawie że nie dają rady i takie tam... Aro wtedy powiedział że jeszcze wrócą i... myślę że chcą wrócić teraz kiedy mają większe szanse na wygraną....-Mój głos przeszedł w ledwo słyszalny szept. Uroniłam jedną łzę.- I to wszystko przeze mnie... Gdybym nie istniała, nie mieliście by tyle kłopotów i....
-Cicho! Przestań tak mówić! Zabraniam ci! Nie mów tak ani nie myśl!
-Ale to prawda...
-Nie! Czy ty nic nie rozumiesz? Dałaś nam wszystkim największe szczęście na świecie! Dla mnie dałaś wpojenie, przez co cię kocham nad życie! Edwardowi dałaś radość Belli i córkę! Rosale dałaś nareszcie poniekąd macierzyństwo! Esme szczęście Edwarda i Belli! Carlisle, Alice Jasper czują to samo!
-A mama?
-Bella mogła by oddać za ciebie życie!
-Taa... Napewno...
-Renesmee, słuchaj! Bellę, po zajściu w ciążę namawiano do tego, żeby ją usunęła, bo ją zabija. -Co? Byłam w szoku. Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?!- Gdyby nie Rosale, pewnie Carlisle, wbił by jej igłę ze znieczuleniem, Edward cię przytrzymał i by ciebie z niej żywcem wyjęli i ZABILI! Ale nawet bez Rose, Bella by cię chroniła. Za bardzo cię kochała. Ten pomysł z igłą to ja wymyśliłem... Nawet ja ją próbowałem przekonać, żeby usunęła ciążę, ale mnie nie posłuchała. Prosiłem żeby zrobiła to dla mnie, dla Edwarda, ale nic z tego. Kiedy miała poród... O mały włos nie umarła! Leżała martwa przez trzy dni! Ale nadal cie kochała! I tak jest do dziś! - patrzyłam na niego i wytrzeszczałam oczy- Ness, nic ci nie jest?
-Nie... Tylko jestem... Jestem w szoku.
-Teraz rozumiesz?
-Tak... - Jacob pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie. Przez całą drogę już nic nie mówiliśmy. Kiedy już byliśmy pod domem, wybiegła do mnie mama.-
-Renesmee! Dlaczego nie odbierasz? Myśleliśmy już że... - nie dokończyła, tylko przytuliła mnie mocno do siebie-
-Przepraszam, nie słyszałam jak dzwoniłaś.... O co tak dokładnie chodzi?
-Wszystko wam wyjaśnimy, tylko chodźmy do środka. - Pociągnęła mnie za rękę a ja pociągnęłam Jacoba. Zachichotaliśmy. Na górze nie było tylko ośmiu wampirów. Na kanapie siedzieli w czwórkę, Kate, Tayna, Carmer i Elezart.
-Kate, Tayna? Co wy....
-Zadzwoniliśmy po niektórych jak najszypciej. - wytłumaczyła mi Esme-
-Jutro powinni jeszcze przyjechać jeszcze kilka osób. - powiedziała Alice-
-Czyli....
-My już jesteśmy! - Zawołał Beniamin z kuchni, a nie wiedzieć kiedy przytulała mnie Zafrina a po niej Senna.
-Miło was idzieć!
-Nam też jest miło... Ale wystrzeliłaś. Jesteś o pół milimetra ode mnie wyższa. - Zaśmiałyśmy się-
-A więc Volturii chodzi wciąż o ciebie. Chcą zabić ciebie, albo ciebie i Jacoba. - powiedziała Rose-
-I to tyle? - spytał zaskoczony Jacob-
-Tak. Wydaje się mało, ale gdybyś zobaczył ich armię... -powiedziała Esme-
-Wzbogacili się jednak o 102 vampirów które są stworzone do walki. Są tacy jak Felix czy Demetri. Mają też pięciu tropicieli i.... -nie dokończył Edward, bo przerwała mu Zafrina
-Już dobrze dobrze. Poradzimy sobie z nimi.
-Nie był bym taki pewien... - powiedział bardzo cicho Jasper, więc ledwo co go usłyszałam-
Mam nadzieje że podoba wam się historia Nessie. Już niedługo koniec ferii, i znów szkoła (Buu!) ale zaglądajcie jak będziecie mogli na bloga.
Pozdrawiam Was Serdecznie!!!
Do zobaczenia!
Karolina